W osłupieniu wpatrywała się w kocura. Księżyce, przez które go nie widziała, wydawały się wcale go nie zmienić. Wciąż tak samo niski, o burym, półdługim futrze, był tym samym osobnikiem, którego znała od czasów żłobka. Myśli podsuwały jej przeróżne wspomnienia związane z kocurem, chociażby to, jak będąc niewielką, czarną kulką, zablokowała mu wyjście z kociarni i szantażowała błahymi sprawami. Sama już nie wiedziała, czy miała ochotę się z tego śmiać, czy zalewała ją fala zażenowania własną głupotą. Niby mało kto w młodości wykazuje się rozsądnym sposobem myślenia, aczkolwiek ona nie lubiła przyznawać się do jakichkolwiek popełnionych błędów.
- Czy ja wiem? – zaczęła niemrawo. – Wina może być w każdym – stwierdziła, unosząc łapę i powoli opuszczając ją na ziemię, co pomogło jej skoncentrować się i skupić na dalszej wypowiedzi. – Nie wierzę po prostu, że widzę cię tu żywego, podczas gdy każdy był pewien, że umarłeś. Chciałam kiedyś wiedzieć, dlaczego postanowiłeś nagle zniknąć, ale w sumie sama nie wiem, czy mnie to w ogóle teraz obchodzi – rzekła oschlej, jakby nieświadomie chciała poruszyć jego sumienie. Tylko czy prawdziwej wojowniczce przystoi zgrywanie zranionej? Nie powinna obnosić się aż tak z uczuciami, a ostatnio miewała coraz efektywniejszy pokaz panującego w jej wnętrzu szału.
Wróbel jej nie odpowiadał. Przystało jej chrząknąć, czym zasugerowała, że zaraz dalej będzie prowadzić swój monolog. Z natury była gadatliwa, aczkolwiek w tym momencie czuła, jakby w gardle utknął jej jakiś kamyk, boleśnie raniąc jej przełyk i uniemożliwiając powiedzenie czegokolwiek, co powiedzieć by chciała.
- Sądzisz, że mnie o nic nie obwinia, skoro ją zabiłam? – zapytała cicho. – Masz rację. Ona miała mnie gdzieś – stwierdziła z żalem, który próbowała nieskutecznie zatuszować. – Ale mam to gdzieś. Niczego jej nie wybaczę, bo nie zasługuje na to. Tak samo jak nie zasługiwała na wiele innych rzeczy, ale nie będę o tym myśleć. Będę ją miała tam, gdzie ona miała mnie od zawsze – syknęła ostrzej, a łapy zadrżały jej z nerwów. Więcej mówiła, niż naprawdę robiła.
Cisza zmyliła ją. Uszy miał skierowane ku niej, więc niby jej słuchał, ale czy uważnie? Brak odpowiedzi był gorszy, niż gdyby raczył się w końcu odezwać. Przełknęła ślinę i zaczerpnęła głośno powietrza, bo ta rozmowa wpychała ją w bojowy nastrój.
- Jastrząb sam o siebie dba, jak zawsze zresztą – prychnęła. – Tej sieroty nigdy nie zostawię, w końcu to mój brat. Chociaż, bycie rodziną jest zabawnie skomplikowane, co nie? Wszyscy od siebie uciekają, mają się gdzieś, a jak przychodzi co do czego, to wtedy dopiero zgrywają zmartwionych – burknęła. – No ale cóż. Mnie to też nie obchodzi - powtórzyła się. Nie wiadomo, czy bardziej próbowała przekonać tymi słowami go czy siebie.
Skrzywiła się, dumnie patrząc w dal. Drzewa porastające ten teren wydawały jej się teraz najciekawszym punktem do obserwacji.
- Czy ja wiem? – zaczęła niemrawo. – Wina może być w każdym – stwierdziła, unosząc łapę i powoli opuszczając ją na ziemię, co pomogło jej skoncentrować się i skupić na dalszej wypowiedzi. – Nie wierzę po prostu, że widzę cię tu żywego, podczas gdy każdy był pewien, że umarłeś. Chciałam kiedyś wiedzieć, dlaczego postanowiłeś nagle zniknąć, ale w sumie sama nie wiem, czy mnie to w ogóle teraz obchodzi – rzekła oschlej, jakby nieświadomie chciała poruszyć jego sumienie. Tylko czy prawdziwej wojowniczce przystoi zgrywanie zranionej? Nie powinna obnosić się aż tak z uczuciami, a ostatnio miewała coraz efektywniejszy pokaz panującego w jej wnętrzu szału.
Wróbel jej nie odpowiadał. Przystało jej chrząknąć, czym zasugerowała, że zaraz dalej będzie prowadzić swój monolog. Z natury była gadatliwa, aczkolwiek w tym momencie czuła, jakby w gardle utknął jej jakiś kamyk, boleśnie raniąc jej przełyk i uniemożliwiając powiedzenie czegokolwiek, co powiedzieć by chciała.
- Sądzisz, że mnie o nic nie obwinia, skoro ją zabiłam? – zapytała cicho. – Masz rację. Ona miała mnie gdzieś – stwierdziła z żalem, który próbowała nieskutecznie zatuszować. – Ale mam to gdzieś. Niczego jej nie wybaczę, bo nie zasługuje na to. Tak samo jak nie zasługiwała na wiele innych rzeczy, ale nie będę o tym myśleć. Będę ją miała tam, gdzie ona miała mnie od zawsze – syknęła ostrzej, a łapy zadrżały jej z nerwów. Więcej mówiła, niż naprawdę robiła.
Cisza zmyliła ją. Uszy miał skierowane ku niej, więc niby jej słuchał, ale czy uważnie? Brak odpowiedzi był gorszy, niż gdyby raczył się w końcu odezwać. Przełknęła ślinę i zaczerpnęła głośno powietrza, bo ta rozmowa wpychała ją w bojowy nastrój.
- Jastrząb sam o siebie dba, jak zawsze zresztą – prychnęła. – Tej sieroty nigdy nie zostawię, w końcu to mój brat. Chociaż, bycie rodziną jest zabawnie skomplikowane, co nie? Wszyscy od siebie uciekają, mają się gdzieś, a jak przychodzi co do czego, to wtedy dopiero zgrywają zmartwionych – burknęła. – No ale cóż. Mnie to też nie obchodzi - powtórzyła się. Nie wiadomo, czy bardziej próbowała przekonać tymi słowami go czy siebie.
Skrzywiła się, dumnie patrząc w dal. Drzewa porastające ten teren wydawały jej się teraz najciekawszym punktem do obserwacji.
<Wujku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz