Kalinkowa Łodyga chciała rozmawiać.
Kotka, którą kochał coś od niego chciała a on jedyne, co był w stanie zrobić to stać jak kołek z odwróconym wzrokiem, desperacko kryjąc pojawiające się łzy w jego ślepiach. Wbił pazury w grunt, łapiąc desperacko powietrze, gdy powstrzymywał wybuch płaczu.
Szylkretka cały czas coś do niego mówiła, próbowała się nawet zbliżyć, jednak Srocze Pióro za każdym razem kiwał tylko głową przecząco, cofając się.
— I-idź s-sobie... — wymamrotał, poruszając nerwowo ogonem. Kotka skuliła uszy, próbując jeszcze raz do niego dotrzeć.
Na próżno.
Sroczek nie miał zamiaru ani ochoty słuchać jej gadania, szczególnie po tym, co mu zrobiła. Może i wiedział, że to wszystko nie było jej winą, przecież uczuć się nie wybiera, jednak... czuł się poniżony, szczególnie kiedy widział, jak cała trójka zaczyna się mizdrzyć.
Po jego grzbiecie przeszły nieprzyjemne ciarki aż wzdrygnął się odruchowo, strząsając z siebie niewidzialny kurz. Skulił uszy, licząc do dziesięciu, desperacko próbując powstrzymać łzy, które pojawiały się w jego oczach ilekroć uspokoił się chociaż delikatnie.
— Sroczku... przecież jesteśmy przyjaciółmi — zacisnął szczęki, próbując nie zacząć ryczeć niczym durne, małe kocię.
— B-byliśmy...
Otworzył lekko pysk, wydając z siebie zduszony pisk, gdy próbował zdusić szloch. Wyglądał przed nią niczym dureń, sierota, ciele, które samo nie wiedziało, czego chciało.
— O co ci chodzi Sroczku? Przecież rozmawialiśmy na ten temat. Dobrze wiesz, że kocham Cętkowanego Rysia i Dzikiego Kła. Mówiłeś, że to rozumiesz.
Strzepnął ogonem, strosząc futro. Zazdrość zalała jego ciało, buchając niczym para z nosa i uszu.
Miał ochotę krzyczeć, płakać, wrzeszczeć i cholera wie co jeszcze. Najbardziej z tego wszystkiego chciał po prostu uciec gdzieś, gdzie nikt by go nie widział. Pociągnął nosem, pozwalając kolejnym łzom płynąć.
— B-bo t-to ch-chore- — szepnął przez zduszone gardło. Kalinkowa Łodyga wpatrywała się w niego zdumiona, widać było, że słowa wojownika wywołały u niej niemały szok. Obserwował każdy ruch jej ciała, od nerwowego machnięcia ogonem po nastroszenie swojego szylkretowego futra.
— S-SŁUCHAM?! — wbiła pazury w ziemię, jej ślepia gdyby mogły to z pewnością ciskałyby w niego piorunami — Skoro uważasz mój związek za chory, to powinieneś... powinieneś już iść — milczał, nie wiedząc co powiedzieć. Powoli do niego dochodziło co właśnie zrobił — I nie odzywać się do mnie więcej. Ani do mnie, ani do Dzikiego Kła czy Cętkowanego Rysia! — widział jak kilka łez spływa po jej policzkach. Odwrócił wzrok, uświadamiając sobie, jak bardzo spartolił sprawę. Na przeprosiny było już jednak zbyt późno.
Widział tylko kątem oka jak Kalinka furczy wściekle, zostawiając go samego z mętlikiem w głowie.
Dopiero, gdy kotka zniknęła z jego pola widzenia, pozwolił łzom płynąć. Z pyska wojownika uciekł żałosny, przeszywający szloch.
Nawet nie zwrócił uwagi, gdy jego krzyki przywlokły Złotą Pręgę, która przysiadła obok, pozwalając mu wypłakać się w jego ramię. Wojowniczka coś szeptała mu na ucho, jednak Srocze Pióro pozostał na słowa kotki zupełnie bierny, spływały one po nim niczym po kaczce. Po prostu oparł czoło na barku wojowniczki, pozwalając jej klepać go po grzbiecie.
Minęło pół okrążenia słońca na niebie, nim uspokoił się chociaż minimalnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz