Kocurek jeszcze niedawno rozmawiał z jakimiś wojownikami. Pytał się o życie w klanie. O obowiązki uczniów, wojowników. O ceremonie. O Klan Gwiazdy. O przekonania. O sytuacji Klifiaków.
Ten mały umysł kociaka, ta malutka główka, domagała się większej ilości informacji. Domagała się większej wiedzy o otaczającym ją świecie. Żyła w przekonaniu, że funkcjonując w jakimś otoczeniu, trzeba go dobrze znać. Inaczej wydawał się tak... Dziwny. Nieznany. Wielki.
To, czego się nie znało, zawsze było najbardziej przerażające. Dlatego młodzik przypomniał sobie ten straszliwy chłód, od którego odciągnął go szorstki, ciepły język matki. Mama pozwoliła mu wyjść na zewnątrz, ale powiedziała, by nie oddalał się z jej widoku. Dlatego malec był zmuszony napawać się tym świeżym powietrzem niedaleko od kociarni. Zapach matczynego mleka i żłobkowe ciepło docierało do niego gdzieś z tyłu.
Czerwone oczka dostrzegły ciemny, dziwny przedmiot w śniegu. Biały podniósł się i spojrzał na ten przedmiot. Dotknął go łapą, a rzecz poturlała się trochę dalej. Czy to była... Szyszka?
Albinos otworzył pysk i wziął ją w zęby, nim, przedzierając się przez duży śnieg, ruszył z powrotem do żłobka.
Czuł jakąś wewnętrzną sympatię do mamy, taty i reszty rodziny. Nie była do końca uzasadniona. Wystarczył mu fakt, że potrafili go wspierać i mu pomagać. I że byli rodziną. Rodzina była zawsze najważniejsza.
Przelotnie rozejrzał się po żłobku. Dostrzegł Jarzębinę. Będąc szczery, nie przepadał za jej ciężkim charakterem. Był nim może trochę zniesmaczony? Albo po prostu go nie rozumiał. Nie umiał postawić się na miejscu siostry i raczej nie zamierzał tego robić.
Za to jego oczy powędrowały ku Zimorodku. Blask uśmiechnął się lekko, uprzejmie i położył jej swoją szyszkę między łapami.
— To dla ciebie. — miauknął tym serdecznym, sympatycznym tonem głosu.
<Zimorodek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz