Dzisiejszy dzień był... nudny. Kręcił się to tu i tam, nie mogąc znaleźć swojej paczki. Pewnie poszli na patrol albo polowanie. W sumie... powinien nad tym również pomyśleć, kiedy to dostrzegł futerko Złotej Łapy. Ten to nadal stał w miejscu, nie potrafiąc wybić się do rangi wojownika. Postanowił mu pomóc. Musiał być teraz nieźle przybity po tym co odstawiła jego matka. Zauważył, że Bażancie Futro źle mówił o kocurze. Nie podobało mu się to. Bądź co bądź znali się od kociaka. To, że miał porąbaną matkę nie znaczyło, że on również był... inny.
— Złota Łapo!
Uczeń podniósł łeb z lekka znudzony, widząc jednak, że w jego stronę zmierza Pędzący Wiatr, a nie żadna bażancia czy astrowa cholera - uśmiechnął się lekko pod wąsem.
— Chciałeś coś? — palnął, nim zdołał cokolwiek pomyśleć.
- Tak - miauknął, podchodząc. Zauważył leżącą pod jego łapami piszczke. Najwidoczniej nie miał apetytu. Nie dziwił się. - Jak się trzymasz? Wiem o Bażancie... olej go, to mysi móżdżek. Jak chcesz to go zleje i będzie po problemie. Nauczy się trzymać język za zębami.
Złota Łapa pokręcił szybko głową, zachowując jednak swoje myśli dla siebie. Bał się, że wojownik się na nim później zemści? A może chodziło o coś innego? Westchnął.
- A jak ci idzie trening? - zmienił temat, z nadzieją na rozluźnienie atmosfery. To chyba też nie był dobry plan, bo Złoty się cały spiął.
- Dobrze - miauknął tylko, jakby nie przekonany co do swoich słów.
- Nie zamartwiaj się tak, Zbożowa Gwiazda na pewno cię mianuje. - Poklepał go ogonem po grzbiecie, odchodząc. Chyba lepiej, by dał mu nieco przestrzeni.
***
No i stało się to o czym mówił, Złota Łapa doczekał się mianowania i z dumą nosił nowe imię. Od razu po jego odespaniu czuwania, znalazł się tuż przy kocurze, który wynurzył się z legowiska wojowników.
- No, Złote Runo! Nareszcie wstałeś! To co? Gotów na swoje pierwsze wojownicze obowiązki? - zapytał.
<Złoty?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz