Starość nie radość, zawsze o tym wiedział. Teraz go jednak to dopadło. Łupanie w krzyżu, bolące stawy, jak nic przyzwyczaił się do ziółek, które przynosił mu Deszczowa Chmura. Powinien sam sobie przygotować lekarstwa, a nie zdawać się na asystenta. Ale z każdym dniem było to cięższe. Pamiętał jak to było być młodym. Nadal jego wspomnienia z tamtego okresu były świeże. Chodził na spacery w poszukiwaniu ziół, zajmował się swoimi eksperymentami... A teraz? Teraz siedział w jaskini, bo Dwunożni zniszczyli im obóz. Do jakich czasów on dożył!
Ciągle gderał uczennicy Deszczowej Chmury na tą całą sytuację. Jako ten najstarszy miał takie prawo. Ciągle miauczał im, że przeżyje ich wszystkich, skoro udało mu się żyć w czasach, aż czterech liderów! Klan Gwiazdy mu sprzyjał, wierzył w to.
I to było naprawdę cudowne wiedzieć, że mają go za swojego wybrańca. Zrobił dla nich dużo, nawrócił nieprzekonanych, nawet z innego klanu! A na ostatnim zgromadzeniu przekazał swoją wole, jak i wole przodków dalej. Miał nadzieję, że gdy opuści ten świat, Klan Gwiazdy go przyjmie jak bohatera.
Marzył, że niedługo oderwie się od ziemi, pofrunie ku błękitowi nieba i stanie się nieśmiertelnym bytem zrzucającym pioruny w niewiernych. Och, tak.. pragnął tego.
Nie wiedział kiedy stracił poczucie rzeczywistości. Ocknął się ze snu, w który nagle wpadł i rozejrzał po legowisku. Drzemki robiły się coraz częstsze. Nie lubił ich zbytnio, bo nie wiedział przez to co działo się w klanie przez ten czas. A bycie na łasce tych dwoje nie było zbyt przyjemne.
- Och, Tkaczu... gdybyś tylko tu ze mną był... - rozmarzył się na powrót. Miał nadzieję, że jego mała armia pająków, która dostarczała im pajęczyny trzyma się dobrze. Przeklinał w duchu roztargnienie dawnego ucznia, który zapomniał wziąć kilku ich przedstawicieli. Bardzo ich praca by im się przydała. Teraz wiele kotów wracała z ranami po atakach.
Ale w sumie... czy powinno go to już obchodzić? Wiedział, że jego czas dobiega końca. Nie zamierzał jednak umrzeć tutaj, z dala od bliskich i rodzinnych stron. Zakopią go gdzie? Przy samotnej górze? Nie ma mowy!
Powoli dźwignął się na łapy i ruszył do sterty zdobyczy, by coś przekąsić. Niektórzy już szeptali, że powinien iść do starszyzny, bo mało co robi. Gdyby tylko ich złapał, to by zobaczyli jaką jeszcze miał w sobie werwę! Jak już być medykiem, to do końca. Tak powiedziawszy w głowie, złapał świeżego ptaka i wrócił z powrotem na posłanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz