BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

14 lutego 2022

Od Mrocznego Omenu

*jeszcze jesień* 

Koniuszek jego ogona drgał, a boki unosiły się równomiernie. Przez jego ciało przechodziły momentalnie dreszcze, typowe dla kotów będących w trakcie snu. Szelest liści i szum wiatru za wejściem dodatkowo pobudził spokojny sielankowy nastrój.
I to był właśnie ten moment. Koty zaczęły się budzić, a chwila spokoju przeminęła szybko jak nurt w rzece. Usłyszał parę kroków. Kilku wojowników obudziło się, niektórzy przygotowywali się do patrolu.
Czarny van wstał i rozciągnął się, gdy jego ciało zadrżało z zimna. Nie mógł kłamać, był sztywny i robił wszystko, by się ocieplić. Silny wiatr nie pomagał w przetrwaniu w już i tak chłodnej grocie.
Musiał wstać wyjątkowo wcześnie. Dzisiaj znowu czekał go trening z Krzaczastą Łapą i - o ironio - również z Małą Różą. Nie przeszkadzała mu możliwość podrażnienia kotki i zirytowania jej, jednak wolał obecność mniej problematycznych lub bardziej interesujących osób. Ziewnął. Słońce już powoli wschodziło, lecz na zewnątrz utrzymywało się ciemno i mróz. Spojrzał w kierunku paru wojowników, wychodzących z obozu.
Ciekawe, gdzie szli. Kocur ostatnio miał tą ,, przyjemność", a raczej nieprzyjemność, walczyć z przebrzydłymi Dwunogami, choć była to bardziej ucieczka, niż walka. W każdym razie, dzisiejszy dzień zdawał się zwiastować coś bardziej spokojnego, niż wykonywanie niebezpiecznych poleceń.
Wojownik zauważył, jak Wydrzy Las przewrócił się na drugi bok, mrucząc coś pod nosem niespokojnie.
Mrok przyznał, że zainteresował się tym.
— O czym myślisz, Wydrzy Lesie? — miauknął.
Kocur wzdrygnął się, jakby nie spodziewał się, że ktoś postanowi do niego zagadać. 
— Nic takiego. Po prostu martwię się tym wszystkim. — wymamrotał kocur pochmurnie. — Nie wiem, czy uda nam się z tego wygrzebać. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałem...
Jak zwykle, ton jego głosu przepełniony był żalem i ponurością. Mroczny Omen strzepnął ogonem. Czy ten idiota kiedykolwiek nie myślał pesymistycznie? Najwidoczniej nie. 
— To dość interesujące, że zakładasz fakty z góry.
Wydrzy Las jęknął.
— Nie, to nie tak. Po prostu w takiej sytuacji ciężko sobie wyobrazić szczęśliwe zakończenie, nie sądzisz?
— Nie wydaje mi się. — odparł niewzruszenie wojownik.
Nie wierzył w wieczne szczęście i życie bez smutku, bo było to po prostu żałosne. Kochał cierpienie. Sprawiało mu przyjemność patrzenie, jak inni się męczą czy są w niebezpieczeństwie. Różnica między takimi sytuacjami, a tą, w której jest obecnie jest taka, że teraz on też jest wmieszany w to niebezpieczeństwo. Dlatego nie zamierzał stać i jęczeć jak stary gbur, tylko sprawiać jakikolwiek pożytek, tylko po to, by sam mógł mieć przez to lepsze życie, niż teraz, kryjąc się w grocie. Nie mógł stać i obserwować, ponieważ go też to dotyczyło. Był egoistą? Myślał tylko o sobie? Tak. Nawet nie próbował sobie zaprzeczać. Wręcz przeciwnie, chociaż nie chwaliłby się z tym otwarcie, był z tego dumny. 

* * *

— Modliszkowa Łapo, Krzaczasta Łapo, waszym zadaniem będzie wytropienie zwierzyny i upolowanie jej, wykorzując zdolności, których się już nauczyliście. — miauknęła Mała Róża, wysuwając ostentacyjnie brodę.
Van usiadł, oplatając ogon wokół swoich łap. Gdy Mała Róża wypowiedziała te słowa, uczniowie od razu przyjęli pozycję do tropienia. Obserwował, jak Krzaczasta Łapa otwiera pysk, by zdobyć więcej informacji o zapachu. 
W tym czasie Modliszkowa Łapa pociągnęła dwukrotnie nozdrzami i zaczęła skradać się w przód. Mroczny Omen widział, jak Mała Róża uważnie przygląda się kotce. 
W końcu Modliszka wyskoczyła w górę i otwierając paszczę, rzuciła się na wiewiórkę.  Zwierzyna pisnela, a po chwili kotka upuściła martwy łup na ziemię.
— Ha! — Mała Róża wyglądała na uradowaną. Rzuciła dumne spojrzenie Modliszce. — Świetnie sobie radzisz!
Modliszkowa Łapa skinęła głową.
— Też tak uważam. — odpowiedziała z tym samym gładkim tonem głosu, co zwykle. 
Krzaczasta Łapa rzucił kotce potajemnie ostre spojrzenie. Kremowy wyglądał na rozczarowanego faktem, że nie udało mu się jako pierwszemu upolować zdobyczy. 
— Prawie wytropiłem drozda! — powiedział Krzaczasta Łapa. — Mroczny Omenie, jeszcze chwila, a upolowałbym dobrego ptaka! Szybciej od niej!
Mrok uciszył go spojrzeniem. 
— Wiem, że jesteś silny, Krzaczasta Łapo. — miauknął do ucznia nieco ciszej. — Jeszcze zdążysz pokazać Modliszkowej Łapie i Małej Róży, że jesteś lepszy.
Nie chciał zbytnio dokarmiać jego ego, ale wiedząc, że takie słowa pobudzały kocura do pracy i budziły w nim nową iskrę desperacji, nie mógł się oprzeć.
— Co będziemy teraz robić? — spytała Modliszkowa Łapa. — Czy możemy poćwiczyć jeszcze polowanie?
— Lepiej będzie poćwiczyć umiejętności skradania — stwierdził Mroczny Omen, przestając nachylać się nad kremowym.
— Dobrze. W takim razie jestem gotowa. — miauknęła Modliszka. 
— To przydatna umiejętność, jak na teraźniejsze czasy — prychnęła Mała pod nosem.
— Zauważyłam. Dlatego chciałabym się jej nauczyć — powiedziała Modliszkowa Łapa, liżąc poduszki swoich łap. 
Krzaczasta Łapa niechętnie pokiwał głową na słowa Modliszki. Mroczny Omen zastanawiał się, co uczeń tak naprawdę myślał. Na czym mu zależało. 

* * *
Mroczny Omen wrócił do obozu. Chmury rozpostarte na niebie zdawały się być szare i ponure, a mimo to nie zsyłały deszczu. Van spojrzał na Krzaczastą Łapę idącego u jego boku. 
— Mroczny Omenie, poradziłem sobie dobrze, prawda? — kocur wbił w niego żółte ślipia. — poradziłem sobie lepiej od tej...
Wojownik podejrzewał, że w tym momencie mogłyby pojawić się wyzwiska. Skinął głową.
— Modliszkowa Łapa radzi sobie dobrze. — powiedział tym samym zimnym, obojętnym głosem. — Ty również posiadasz umiejętności, których ona nie ma. 
Ta odpowiedź chyba usatysfakcjonowała kota, bo przytaknął vanowi i odwrócił się, dołączając do jakiejś grupki uczniów.
Mroczny Omen jeszcze przez chwilę obserwował, jak Krzak patrzy z pogardą na Żonkil, jak gdyby gardził jej delikatnym usposobieniem. 
Właśnie. Żonkilowa Łapa.
Ciekawił się, jak jego "siostrzyczka" radziła sobie ze szkoleniem. Jastrzębia Gwiazda dobrze dobrał uczniów. Słabe dziecko wraz ze słabym mentorem. Świetnie sobie podpasują. 
Podszedł do Żonkil, gdy kotka wpatrywała się w swoją mysz.
— Witaj, Żonkilowa Łapo.
Kotka podskoczyła i odwróciła się w jego stronę, wbijając wzrok w jego oczy. Ciekawe. Tak bardzo interesowała się przedmiotami martwymi, że była oderwana od rzeczywistości.
— Jak trening z Leśnym Futrem? — spytał. — Jak sobie radzi jako mentorka?
Żonkilowa Łapa wymamrotała coś pod nosem.
— Dobrze. Podoba mi się jej sposób nauki. — miauknęła kotka. — Czemu pytasz, Mroczny Omenie?
— To moja siostra — odparł wojownik. — I chcę wiedzieć, czy sobie radzi.
Pomijając fakt, że miał w dupie Leśne Futro i resztę tej bandy idiotów, chciał mieć pretekst, by ją w jakiś sposób poniżyć. Może wpadka na treningu? Może beznadziejny uczeń? Coś się na pewno znajdzie. Las była naiwna i nie należała do szczególnie mściwych. Cieszyła go ta świadomość. Chciał zobaczyć, jak się załamuje. Albo chociaż wiedzieć, że przyczynił się do tego w mniejszym lub większym stopniu.
— Jak w takim razie oceniasz ją jako mentorkę? — spytał.
— Nie wiem. Jest okej — wojownik miał wrażenie, że kotka chciała po prostu powiedzieć cokolwiek, by poszedł sobie, a ona mogła dalej robić te swoje... Dziwne rzeczy. Patrzenie się w zwierzynę albo krzaki. 
— No cóż. W takim razie nie będę zawracać głowy. Jako uczeń masz dużo pracy przy treningu. — rzucił bezbarwnym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć głosem. I odszedł, pozostawiając ją samą. 
Za każdym razem, gdy rozmawiał z klanowiczami, miał ochotę wyśmiać im się z pogardą w twarz. Nie doszukiwał się w nich siły czy inteligencji, bo zwyczajnie jej nie mieli. Byli bezmózgami, w dodatku nie zauważającymi jego prawdziwych myśli przykrytych pod grubą warstwą bycia stereotypowo ,,wzorowym wojownikiem". Mógł jedynie stwierdzić, że jego mentor i przywódca był mądrzejszy od ich wszystkich razem wziętych. A z jego ucznia? No cóż, miał nadzieję, że coś z niego wyrośnie. Miał temperament, który pozwalał mu nie być Mysim Móżdżkiem w przyszłości. 

* * *
*Pora nagich drzew*

Jak na ironię, zbliżała się pora nagich drzew. Powietrze było zimniejsze, niż dotychczas, a niebo zdawało się przygotowywać się do zrzucenia na koty grubej warstwy śniegu. Kocur prychnął. No to niezłą porę sobie wybrali na umieranie.
Położył uszy, gdy usłyszał kroki Krzaczastej Łapy. Spojrzał się na ucznia wracającego ze zwierzyną w pysku.
— Jest tłusty! — miauknął z zachwytem kremowy. — Na pewno mnóstwo kotów się tym naje. Widzisz moje zdolności łowieckie, Mroczny Omenie?
Wojownik skinął głową.
— Zaskakujące, że i w takich warunkach dobrze sobie radzisz z polowaniem. — odparł, przeszywając żóltookiego falą tego mroźnego spojrzenia. Próbował znaleźć w nim tą nutę determinacji i wyższości, z jaką traktował inne koty, zwłaszcza te ciepłe i miłe.
Krzaczasta Łapa uniósł wysoko brodę i ze zwierzyną w pysku, poczłapał do Sosnowej Igły. Wojownik poszedł za swoim uczniem wolnym i niespiesznym krokiem. 
Z każdym kolejnym treningiem nabierał pewności, że Krzaczasta Łapa miał wiele zgubnych cech. Irytowało go jego puste, typowe imię - kto będzie bał się kota o imieniu ,,Krzak"? Na miejscu Jastrzębiej Gwiazdy nazwałby go zupełnie inaczej. Ale nie przeszkadzało mu to, zważając na fakt, że Krzak świetnie radził sobie w walce.
— Przesuń się — Krzak wydał z siebie warkotliwy dźwięk, przechodząc obok Żonkil. 
Van przyspieszył i dogonił ucznia, gdy ten położył zwierzynę pod łapami Sosnowej Igły. 
— Nie dziękuj, Sosnowa Igło — warknął Krzaczasta Łapa, wypinając dumnie pierś. 
Królowa przewróciła oczami i spojrzała się na Mrocznego Omena.
— To jest ten twój uczeń?
— Radzi sobie dobrze — odparł kocur.
— Oczywiście — dodał Krzaczasta Łapa. Kremowy usiadł, wylizując futro.
— Dość arogancki jak na ucznia — prychnęła bura. — ale przynajmniej jedzenie dobre. Idźcie sobie już, śmierdzicie potem.
Kąciki ust vana rozwarły się w uśmiechu.
— Widzę, że humor ci dopisuje. — rzekł, wbijając w nią swoje ślipia.
— Nie udawaj głupiego — syknęła Sosnowa Igła. — Idźcie się bić z Dwunogami czy co wy tam robicie, nie zawracajcie mi dupy. Mam już jedzenie, nie chce mi się gadać.
— Cóż za ponury nastrój — odparł van z ironią w głosie i odwrócił się, co poskutkowało tym, że Krzaczasta Łapa poszedł za nim.
Wojownik nim poszedł odpocząć po ciężkim treningu, polecił uczniowi, by przyniósł jeszcze trochę jedzenia dla kociąt i karmicielek. 
Nie przeszkadzała mu chwila wytchnienia. W końcu mógł odpocząć po wykańczającym dniu. Krzaczasta Łapa był dość posłuszny i wykonywał polecenia, jednak wciąż treningi z nim były ciężkie. Satysfakcjonował go jednak fakt, że Krzak przewyższał swoją intuicją i osobowością wszystkich pozostałych durniów, którzy mimo, że byli uczniami, sprawiali wrażenie ledwo co narodzonych kociąt.

* * *

Irgowy Nektar, przechodząc obok niego, dotknęła jego nosa koniuszkiem swojego ogona. Karmicielka poruszała się wolno i ociężale, a jej brzuch był coraz większy. Ciekawił się, ilu kretynów i głupców wyjdzie z jej macicy, a ilu prawdziwych wojowników. 
— Och, Mroczny Omenie, nie wiem, jak długo jeszcze będę musiała je trzymać — miauknęła tym ciepłym głosem.
Co się pod nim kryło?
Nie ukrywał, że Irga była interesująca. I może nie tak głupia, na jaką wyglądała.
— Z pewnością będą świetnymi wojownikami — stwierdziła. — Ciekawe, kogo dostaną na mentorów.
Van uśmiechnął się tym bezbarwnym, zimnym uśmiechem, gdy zauważył, że kotka grała wciąż tym samym tonem. Nie interesowały go rozmowy o kociętach, ale stereotypowo tego właśnie powinien oczekiwać, rozmawiając z królową.
— Jest mnóstwo wojowników, którzy dobrze by ich wyszkolili. — odparł. 
Ta myśl sprawiła, że van pomyślał o zmarłym bracie. Teraz byłby już pewnie wojownikiem. Cóż za nieszczęsny pech, że akurat on zdechł, a nie bezużyteczny Szron czy Las. Kuriozum przynajmniej był łatwowierny i łatwy do manipulowania. Siostra miała pewnie jakiś swój mały móżdżek, ale podejrzewał, że też była żałośnie głupia, tak jak reszta. 

Do nadejścia zmroku rozmawiał jeszcze trochę z Krzaczastą Łapą, by opowiedzieć mu trochę o Klanie Wilka, jako zamiennik dla zwiedzania terenów, które teraz było niemożliwe bądź udostępnione tylko dla starszych i bardziej doświadczonych uczniów. Dopiero, gdy wszyscy wojownicy kładli się spać, zobaczył przechodzącą obok niego Rozkwitający Pąk. Kotka westchnęła.
— Kolejna warta. 
— Nie lubisz pilnować obozu? — spytał za jej plecami Mroczny Omen.
— Nie lubię być niewyspana — odparła kotka.
— Och, to przykre — miauknął Mrok ze swoim niewinnym głosem. 
Rozkwit usiadła, przeciągając się i machając lekko swoim ogonem.
— Nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego może się stać. — mruknęła.
— To prawda. Spotkała nas tragedia. — Mroczny Omen miał wciąż obojętny i zimny wyraz pyska, który z jakiegoś powodu niemal nigdy nie wyrażał żadnych emocji. 
— Idź spać, Mroczny Omenie — miauknęła po chwili Rozkwit. — Już późno,  a jutro pewnie znowu będzie mnóstwo pracy. I to nie jest dziwne, zważając na to, w jakim bagnie jesteśmy.

* * *

Rzucił piszczkę na stertę. Jego futro było spocone i brudne po treningu, a w dodatku ubrudzone krwią przez martwego królika. Nie miał dzisiaj czasu się jeszcze pielęgnować. Dlatego zrobił to, gdy tylko odszedł na prymitywne posłanie z mchu w grocie. Na zewnątrz panowała wichura i było mroźno. Chociaż Mrok nie należał do leniwych kotów, w przeciwieństwie do jego tępego rodzeństwa, nie chciało mu się ponownie wracać na zimno, jeśli nie będzie takiej potrzeby. Zresztą jego uczeń też wydawał się zmarznięty.
Nastroszyć futro, gdy do groty ponownie wróciła Senny Pysk i Wróblowe Skrzydło. Kotka miała w pysku jakąś stronę, a Wróbel małą chudą mysz. I van się z tego powodu nie dziwił. Ten kot nawet pieprzonej biedronki by się przestraszył. 
Przeklął się w myślach, gdy Senny Pysk otrzepała się że śniegu, a kawałki nieprzyjemnego wilgotnego puchu osadziły się na jego grzbiecie. Obrzydliwe.
Gdy Wróbel na moment się odwrócił, niebieskooki wbił w Senny Pysk zniesmaczone spojrzenie.
— Sporo śniegu tu przyniosłaś. — powiedział twardym, zimnym głosem.
Teraz go zirytowała. Ale Mroczny Omen nie miał w zwyczaju denerwować się bez powodu. Nie opłacało mu się to, poza tym było to niezbyt rozsądne. 
— To było specjalnie, dla twojej świadomości — miauknęła dumna z siebie kotka.
— Odważnie tak zrzucać śnieg na swoich klanowiczów, ryzykując przeziębieniem, nie sądzisz? — odparł i uśmiechnął się, widząc jej wahanie.
— Nie udawaj. Przecież widzę, że nic ci nie jest — powiedziała po chwili, wywracając oczami. Prychnęła, gdy usłyszała za sobą jęczenie Wróblowego Skrzydła.
— Z-zimno mi — wybełkotał.  — w-wybaczcie, p-pójdę sobie.
Mroczny Omen powstrzymał się od pustego śmiechu. I niech mu nikt nie wmawia, że silnych kotów było więcej w Klanie Wilka. Wróblowe Skrzydło był świetnym przykładem jednego z tych idiotów, dla których wyjąkanie choćby słowa było najcięższym wyzwaniem. 
— Idź — miauknęła w odpowiedzi zirytowana Senny Pysk. — A ty weź strzęp ten śnieg z siebie.
Mroczny Omen wbił w nią wzrok niebieskich oczu.
— Ktoś go na mnie zrzucił. — miauknął wymownie.
Senny Pysk tylko prychnęła pod nosem. 
— Nie mam czasu na takie pogawędki.
I odeszła. Wróblowe Skrzydło tylko zadrżał, gdy zrozumiał, że został sam i powtórzył niemal to samo, co powiedział tuż przed chwilą.
— P-pójdę sobie — powtórzył. Jego wzrok gwałtownie uciekał od oczu vana. — M-mmuszę od-dnieść mysz na stertę.
Mroczny Omen nic nie mówił, tylko obserwował, jak i ten oddala się pospiesznie. Czasami zastanawiał się, czy Wróbel drżał ze stresu, strachu, czy też z zimna. W porze nagich drzew ciężko było to stwierdzić.
W wejściu do groty pojawił się Liściasty Krzew z mchem w pysku. Splunął, odkładając na chwilę roślinę.
— Co tu się stało, że już nawet wojownicy muszą się uganiać za roślinkami — parsknął pod nosem. Gdy ponownie wziął w pysk mech, uniósł wysoko łeb, jak miał w zwyczaju. — Gdzie poszła Senny Pysk?
Wojownik koniuszkiem ogona wskazał kierunek, w którym odeszła. Liściasty Krzew kiwnął głową, nawet nie racząc podziękować.
— Nie zaczekali na mnie.
— Kto?
— Senny Pysk i Wróblowe Skrzydło — powiedział Liściasty Krzew, jednak po chwili tylko prychnął. — Trudno, nie będę się nimi przejmował.
Mroczny Omen jego również obserwował, przynajmniej do czasu, jak nie zniknął za skałą. Grota miała mnóstwo miejsca i momentami sprawiało to, że była zimna. Cholernie zimna. Mrok zaciskał szczęki, zirytowany na warunki pogodowe, jednak na zewnątrz starał się sprawiać wrażenie równie obojętnego, jak zwykle. Nie wiedział, czemu jego bogowie postanowili stworzyć coś takiego jak pora nagich drzew, ale mógłby przysiąc, że był to najgorszy okres w klanach. Żadnych pożytków. Brak zwierzyny, albo bardzo wychudzona - i mróz, przez który łatwiej zgarnąć na siebie choroby. Już i tak byli w niezbyt korzystnej - dla niego przynajmniej - sytuacji, i nie potrzebowali do tego dokładać dodatkowych problemów, z jakimi wiązała się pora nagich drzew. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz