W pełni skupiony na swej pracy nawet nie drgnął, gdy zadała mu to pytanie. Ostatnio zadziało się tyle złego, że nie raz słyszał zawahania w głosach wojowników, kiedy rozmawiali o ich bliskości z przodkami. Niektórzy byli przekonani, że wciąż są w ich łasce i nie dopuszczą, by spotkało ich cierpienie, natomiast reszta upierała się, iż zostali skazani na wieczne potępienie.
On nie myślał o tym. Czasami wydawało mu się, że jako medyk nawet nie miał prawa zwątpić w ich obecność, a gdy tylko zaczynał dłużej się nad tym głowić, nachodziły go obiekcje.
— Nie robi to komukolwiek krzywdy — stwierdził, próbując zabrzmieć jak najbardziej neutralnie. — Liczą się twoje czyny, a nie to, jakie imię nosisz — dodał, uśmiechając się łagodnie. — I nie, nie otrzymałem żadnego znaku, więc myślę, że póki co ci z góry uważają, iż sobie radzimy i nie muszą ingerować nam w życie — rzekł, choć naprawdę czekał na jakąkolwiek wiadomość, która potwierdziłaby, że wszystko będzie dobrze i nie ma powodu do obaw, jakie momentami w nim narastały.
Westchnął, patrząc przez dłuższą chwilę na duży brzuch liderki.
— Na pewno nie odczuwasz żadnych niepokojących bólów, o których jeszcze mi nie powiedziałaś? — zapytał. — Wiesz, wolę mieć wszystko pod kontrolą — wyjaśnił.
— Jest dobrze — odparła, milcząc przez dłuższą chwilę, nim znowu uchyliła pysk. — Nie powiedziałeś jednak, co TY o tym myślisz – dodała, podkreślając dobitnie, iż liczy na jego prywatną opinię.
— A czy moje zdanie jest aż tak ważne? — zagadnął. — Podążam według woli Gwiezdnych. Owszem, mam różne, własne poglądy, ale zazwyczaj moje słowa opierają się na tym, co słyszę od przodków — przyznał. – A ostatnio nie mam z nimi większego kontaktu i nie jestem w stanie powiedzieć czegoś sensowniejszego.
— Zdanie każdego klanowicza jest ważne — miauknęła, spoglądając na niego wyczekująco.
Zawahał się. W końcu był pośrednikiem i powinien mieć coś więcej do powiedzenia. Rola medyka nigdy nie była mu obca, od dawna szykował się do tego zadania i wiedział, na co się pisze. Znał zasady i przestrzegał ich ponad wszystko, toteż obawiał się, że jeśli zacznie zbyt wiele rozważać, to doprowadzi go to do złego.
— Dobrze — zamilkł na moment, niepewny swych kolejnych słów. — Nie jestem w stanie ocenić tego jednoznacznie. Według mnie nie ma póki co powodów do pośpiechu z przyjmowaniem nowego imienia, szczególnie po tym, co się ostatnio działo w klanie — westchnął, niechętnie przypominając sobie o tym całym chaosie i śmierci wielu niewinnych istot. W tym jego ukochanej matki. — Kiedyś powinnaś je mimo wszystko przyjąć, w końcu stanowisko lidera wiążę się z ogromną odpowiedzialnością i przyda ci się parę dodatkowych żyć. I nie mówię ci tego, żebyś się stresowała. Szczególnie w tym… specjalnym dla ciebie okresie — starał się odpowiednio dobierać słowa, by nie popsuć jej samopoczucia. Mogłoby to zaszkodzić rozwijającym się w jej brzuchu kociętom, a jako medyk musiał zadbać o każde życie. — Nie powinnaś się tym jednak teraz przejmować. Z imieniem czy też bez niego, dbasz o klan i to podlega głównej ocenie na bycie dobrym liderem — dodał uspokajająco.
On nie myślał o tym. Czasami wydawało mu się, że jako medyk nawet nie miał prawa zwątpić w ich obecność, a gdy tylko zaczynał dłużej się nad tym głowić, nachodziły go obiekcje.
— Nie robi to komukolwiek krzywdy — stwierdził, próbując zabrzmieć jak najbardziej neutralnie. — Liczą się twoje czyny, a nie to, jakie imię nosisz — dodał, uśmiechając się łagodnie. — I nie, nie otrzymałem żadnego znaku, więc myślę, że póki co ci z góry uważają, iż sobie radzimy i nie muszą ingerować nam w życie — rzekł, choć naprawdę czekał na jakąkolwiek wiadomość, która potwierdziłaby, że wszystko będzie dobrze i nie ma powodu do obaw, jakie momentami w nim narastały.
Westchnął, patrząc przez dłuższą chwilę na duży brzuch liderki.
— Na pewno nie odczuwasz żadnych niepokojących bólów, o których jeszcze mi nie powiedziałaś? — zapytał. — Wiesz, wolę mieć wszystko pod kontrolą — wyjaśnił.
— Jest dobrze — odparła, milcząc przez dłuższą chwilę, nim znowu uchyliła pysk. — Nie powiedziałeś jednak, co TY o tym myślisz – dodała, podkreślając dobitnie, iż liczy na jego prywatną opinię.
— A czy moje zdanie jest aż tak ważne? — zagadnął. — Podążam według woli Gwiezdnych. Owszem, mam różne, własne poglądy, ale zazwyczaj moje słowa opierają się na tym, co słyszę od przodków — przyznał. – A ostatnio nie mam z nimi większego kontaktu i nie jestem w stanie powiedzieć czegoś sensowniejszego.
— Zdanie każdego klanowicza jest ważne — miauknęła, spoglądając na niego wyczekująco.
Zawahał się. W końcu był pośrednikiem i powinien mieć coś więcej do powiedzenia. Rola medyka nigdy nie była mu obca, od dawna szykował się do tego zadania i wiedział, na co się pisze. Znał zasady i przestrzegał ich ponad wszystko, toteż obawiał się, że jeśli zacznie zbyt wiele rozważać, to doprowadzi go to do złego.
— Dobrze — zamilkł na moment, niepewny swych kolejnych słów. — Nie jestem w stanie ocenić tego jednoznacznie. Według mnie nie ma póki co powodów do pośpiechu z przyjmowaniem nowego imienia, szczególnie po tym, co się ostatnio działo w klanie — westchnął, niechętnie przypominając sobie o tym całym chaosie i śmierci wielu niewinnych istot. W tym jego ukochanej matki. — Kiedyś powinnaś je mimo wszystko przyjąć, w końcu stanowisko lidera wiążę się z ogromną odpowiedzialnością i przyda ci się parę dodatkowych żyć. I nie mówię ci tego, żebyś się stresowała. Szczególnie w tym… specjalnym dla ciebie okresie — starał się odpowiednio dobierać słowa, by nie popsuć jej samopoczucia. Mogłoby to zaszkodzić rozwijającym się w jej brzuchu kociętom, a jako medyk musiał zadbać o każde życie. — Nie powinnaś się tym jednak teraz przejmować. Z imieniem czy też bez niego, dbasz o klan i to podlega głównej ocenie na bycie dobrym liderem — dodał uspokajająco.
<Iskrzący Kroku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz