- No widzę, że coś się szykuje... - miauknęła Brzoskwinka, uśmiechając się lekko.
Cętkowana zdusiła w sobie chęć odwarknięcia kotce, przełykając głośno ślinę. Tonęła w swoich kłamstwach jak w bagnie. Zaczęło się od niewinnego pseudo-związku, a teraz co? Straciła kontrolę nad własnym życiem, każdy jej ruch był wyćwiczony do bólu. Przestała jakkolwiek przeciwstawiać się partnerowi i robiła to, czego oczekiwał. Powoli traciła umiejętność wyrażania swojej opinii w czymkolwiek, bezmyślnie poddawając się manipulacji innych.
- Może - mruknęła, nie podnosząc wzroku - On naprawdę mnie kocha.
Starsza wojowniczka przysiadła obok, owijając ogon wokół swojej byłej uczennicy.
- Wszystko dobrze? - zapytała lekko zmartwionym tonem, patrząc Poziomce w oczy.
Szylkretka podniosła głowę.
- Oczywiście - zamruczała, przybierając sztucznie uśmiechnięty wyraz pyska - Czemu miało by nie być dobrze?
Cętkowana zdusiła w sobie chęć odwarknięcia kotce, przełykając głośno ślinę. Tonęła w swoich kłamstwach jak w bagnie. Zaczęło się od niewinnego pseudo-związku, a teraz co? Straciła kontrolę nad własnym życiem, każdy jej ruch był wyćwiczony do bólu. Przestała jakkolwiek przeciwstawiać się partnerowi i robiła to, czego oczekiwał. Powoli traciła umiejętność wyrażania swojej opinii w czymkolwiek, bezmyślnie poddawając się manipulacji innych.
- Może - mruknęła, nie podnosząc wzroku - On naprawdę mnie kocha.
Starsza wojowniczka przysiadła obok, owijając ogon wokół swojej byłej uczennicy.
- Wszystko dobrze? - zapytała lekko zmartwionym tonem, patrząc Poziomce w oczy.
Szylkretka podniosła głowę.
- Oczywiście - zamruczała, przybierając sztucznie uśmiechnięty wyraz pyska - Czemu miało by nie być dobrze?
*Skip do teraz*
Wyszła z kociarni w ich "nowym" obozie, zostawiając Krwawnika, Stokrotkę i Winogrono pod opieką Tajfun. Miała szczerze dość swoich dzieci. Musiała je karmić i znosić ich wygłupy. Codziennie wysłuchiwać monologów Księżyca na temat ich piękna i jego pytań, czemu nie może ich odwiedzić.
- Jestem po prostu zmęczona i nie chcę też, abyś męczył je zbytnio. Są jeszcze młode i słabe - zbywała go za każdym razem, gdy pojawiał się przy wejściu do żłobka.
Tym razem na szczęście nie widziała nigdzie czarnego wojownika, więc z lekkim odczuciem ulgi wymknęła się z obozu. Wlokąc ogon po ziemi, skierowała się w kierunku rzeki. Czemu ona właściwie to robiła? Dlaczego ciągnęła ten cały teatrzyk, zamiast po prostu z tym skończyć? Nie było na to prostej odpowiedzi. Z jednej strony, nienawidziła Księżyca całym sercem za to, że tak spieprzył jej życie. Nie kochała go, nie kochała ich dzieci. Jednak, nie robiła z tym nic. Wiedziała, że taka relacja z partnerem nie wychodzi jej na dobre. Że niszczy ją od środka. Nie robiła nic, bo zwyczajnie nie miała na to siły.
Milcząc, obeszła przewalone gałęzie i usiadła na trawie. Wiatr smagał jej pysk, wyciskając z oczu łzy. Potrząsnęła głową i skuliła się bardziej. Nie miała ochoty wracać teraz do obozu. Do hałasu, do innych kotów, do rodziny.
<Brzoskwinko?>
- Jestem po prostu zmęczona i nie chcę też, abyś męczył je zbytnio. Są jeszcze młode i słabe - zbywała go za każdym razem, gdy pojawiał się przy wejściu do żłobka.
Tym razem na szczęście nie widziała nigdzie czarnego wojownika, więc z lekkim odczuciem ulgi wymknęła się z obozu. Wlokąc ogon po ziemi, skierowała się w kierunku rzeki. Czemu ona właściwie to robiła? Dlaczego ciągnęła ten cały teatrzyk, zamiast po prostu z tym skończyć? Nie było na to prostej odpowiedzi. Z jednej strony, nienawidziła Księżyca całym sercem za to, że tak spieprzył jej życie. Nie kochała go, nie kochała ich dzieci. Jednak, nie robiła z tym nic. Wiedziała, że taka relacja z partnerem nie wychodzi jej na dobre. Że niszczy ją od środka. Nie robiła nic, bo zwyczajnie nie miała na to siły.
Milcząc, obeszła przewalone gałęzie i usiadła na trawie. Wiatr smagał jej pysk, wyciskając z oczu łzy. Potrząsnęła głową i skuliła się bardziej. Nie miała ochoty wracać teraz do obozu. Do hałasu, do innych kotów, do rodziny.
<Brzoskwinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz