Kierował się za mentorką w stronę granicy z Klanem Klifu. Dzisiaj szli na patrol w towarzystwie Popielatej Łapy i jej mentora. Jakoś mu to towarzystwo nie odpowiadało. Kotka była... dziwna. Pomimo wyjścia ze żłobka, nadal nie mógł się do niej przekonać. Może to przez jej uniesienia, gdy ktoś wspomni o Klanie Gwiazdy? No i ta jej nachalność w pomaganiu innym. Ktoś ją o coś prosił? No właśnie! Dlatego też ich zajęcia odbywały się w ciszy.
Szczerze to było nudno. Wolałby poćwiczyć walkę, a nie pałętać się po terenach. Wiedział jednak, że to również jest ważne. Jak inaczej zdobędzie doświadczenie godne wojownika, skoro ominą go i te gorsze obowiązki.
- Stójcie, słyszeliście? - Wieczornikowe Wzgórze zatrzymał się nasłuchując.
Rozejrzał się po okolicy, próbując dostrzec co zaniepokoiło wojownika. Prócz białego puchu nie było tu nic... Trzask!
Rozszerzył oczy i spojrzał na wystraszoną Popielatą Łapę. Wyszedł przed szereg, by lepiej przyjrzeć się patrolowi klifiaków, który właśnie wynurzył się z lasu.
Zbożowa Gwiazda od razu przybrała bojową postawę, klnąc na te lisie bobki. Nie chcąc zostać uważanym za jakiegoś słabiaka, również ukazał kły.
Obce koty zatrzymały się, zaczynając coś do siebie szeptać. Nie wyglądały na zadowolone ich obecnością.
- Zabijmy ich teraz nim znów zabiją któregoś z naszych! - syknął jakiś kocur.
Jak to zabić? Przecież Klan Nocy nikogo nie krzywdził z tych lisich bobków! Zbożowa Gwiazda słysząc to, warknęła w ich kierunku:
- Nie wszynajcie awantur, dobrze radzę.
Słyszał o tym co stało się na zgromadzeniu i się nie dziwił, że liderka na widok klifiaków wręcz gotowała się z nienawiści.
- Lepiej wracajmy - Wieczornikowe Wzgórze starał się wycofać z konfliktu póki jeszcze była szansa.
- O nie! Nie pozwolimy wam uciec! Musicie za to wszystko zapłacić! - Klifiak rzucił się w ich stronę, a za nim reszta patrolu.
Nie mieli wyjścia. Musieli walczyć. Popielata Łapa zaniosła się szlochem i ukryła za jego grzbietem. No i jak ona chciała zostać wojowniczką?!
Sycząc groźnie zaatakował pierwszego lepszego klifiaka, wbijając mu się w łapę. Tak jak uczyła go mentorka, starał się zadać ból, samemu nie zostać zranionym. Było to jednak trudniejsze niż na treningach. Szarpał się z obcym, czując jak powoli traci kępki sierści. Nie po to jednak tyle trenował, by teraz przegrać! Kopnął z całych sił ten worek mięsa, zwalając go ze swojego ciała. Od razu wskoczył mu na grzbiet, wbijając kły w jego kark. Może i wtedy udałoby mu się pokonać przeciwnika, gdy nagle inny wrogi wojownik, trzepnął go mocno łapą w pysk. Krew zalała mu język i upadł oszołomiony na śnieg. Zbożowa Gwiazda od razu do niego podbiegła, dając w kość wrogowi. Obserwował jej walkę pełną furii, siejącą zniszczenie, póki ostatni wojownik z Klanu Klifu nie zniknął po swojej stronie granicy.
Podniósł się ciężko z ziemi, kierując wzrok na bengalkę. Jej sierść odstawała w różnych miejscach, klejąc się od krwi.
- Wracajmy - zarządziła.
Ciekawe czy klifiacy zapłacą za ten wybryk. Oby. Przecież nic im nie zrobili, a oni...?
Popielata Łapa pomogła mu dojść do obozu, chociaż o to nie prosił. Zniknął w legowisku medyków, gdzie wujek nałożył masę pajęczyn na jego pysk. Nie martwił się jednak tym. Takie było w końcu życie wojownika. Coś czego pragnął. Ból minie, zostanie tylko blizna, która będzie przypominała mu o tym dniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz