Pomaganie medykom w gruncie rzeczy nie było aż takie złe. Kotka chętnie spędzała czas w towarzystwie Bursztynowej Łapy oraz Firletkowego Płatka. Sokole Skrzydło też co jakiś czas wpadał zobaczyć, jak radzą sobie jego następcy, zawsze przynosił ze sobą mysz i odrobinę kocimiętki. Iskierka nie bardzo wiedziała, czy kocur pod swoim legowiskiem w starszyźnie ma jakiś tajny składzik, czy po prostu wie, gdzie ją znaleźć i zawsze podczas porannego spaceru trochę uszczknie.
Nie mniej jednak, czasem żartował, że powinien chodzić po klanach i oferować jakieś fajne ziółka na odurzanie. Zawsze się wtedy uśmiechała i twierdziła, że z chęcią by coś od niego wzięła w zamian za mysz czy nornicę.
— Hej, Sokole Skrzydło — miauknęła rozbawiona, kolejną ciekawą opowieścią kocura. Nie traciła jednak uwagi podczas segregowania ziół. Kocur o posiwiałym pysku zanucił spokojnie — Jak był twój mentor?
— Lśniące Słońce? — zapytał zaskoczony. Nie spodziewał się chyba takiego pytania — Cóż, był wymagający i to cholerne. Szybko też się wściekał. Raz nawet wydarł pysk na lidera — zaśmiał się pod nosem na własne słowa — No i uważał większość kotów, za ból w dupie. Jestem pewny, że gdyby jeszcze żył, zrobiłby taki rozpieprz za rządów Lisa, że raz dwa by ten rudy śmierdziel stąd uciekł. Hah — Iskrzący Krok uśmiechnęła się pod nosem. Kątem oka zerknęła jak Firletka oraz Bursztyn zajmują się Mroźnym Oddechem oraz Słonką, które niedawno przyszły do nich z problemem zdrowotnym. W tyle leżał Miodowy Obłok, który nadal oddychał niemiarowo oraz Cyprys z wyciągniętą i usztywnioną łapą.
— Hej, co tak cicho? Też czujecie ten smród? — Bursztyn skrzywił pysk, wywalając jęzor na zewnątrz. Mimo wszystko, tym razem jego słowa wzięto na poważnie. Dziwny, siarkowy zapach unosił się w powietrzu, zaś ptaki, które nie tak dawno radośnie śpiewały pośród drzew, zamilkły.
— Hej, Sokole Skrzydło — miauknęła rozbawiona, kolejną ciekawą opowieścią kocura. Nie traciła jednak uwagi podczas segregowania ziół. Kocur o posiwiałym pysku zanucił spokojnie — Jak był twój mentor?
— Lśniące Słońce? — zapytał zaskoczony. Nie spodziewał się chyba takiego pytania — Cóż, był wymagający i to cholerne. Szybko też się wściekał. Raz nawet wydarł pysk na lidera — zaśmiał się pod nosem na własne słowa — No i uważał większość kotów, za ból w dupie. Jestem pewny, że gdyby jeszcze żył, zrobiłby taki rozpieprz za rządów Lisa, że raz dwa by ten rudy śmierdziel stąd uciekł. Hah — Iskrzący Krok uśmiechnęła się pod nosem. Kątem oka zerknęła jak Firletka oraz Bursztyn zajmują się Mroźnym Oddechem oraz Słonką, które niedawno przyszły do nich z problemem zdrowotnym. W tyle leżał Miodowy Obłok, który nadal oddychał niemiarowo oraz Cyprys z wyciągniętą i usztywnioną łapą.
— Hej, co tak cicho? Też czujecie ten smród? — Bursztyn skrzywił pysk, wywalając jęzor na zewnątrz. Mimo wszystko, tym razem jego słowa wzięto na poważnie. Dziwny, siarkowy zapach unosił się w powietrzu, zaś ptaki, które nie tak dawno radośnie śpiewały pośród drzew, zamilkły.
— POŻAR! WYCHODZIĆ! JUŻ SZYBKO! — do legowiska medyków wpadł rozszalały Lwia Grzywa, natychmiast zabierając się za ewakuację chorych. Firletka wraz z Bursztynem i Sokołem zebrali tyle ziół, ile zmieścili w pyskach, zaś Iskrząca pomogła zastępcy. Podtrzymywała Cyprys, która ociężale opierała się o nią, stękając z bólu — Szybko! Nie mamy czasu!
Do uszu kotów dotarł dziwny, niepokojący odgłos. Ziemia.
— STROP SIĘ ZAWALA! — krzyknęła przerażona, obserwując, jak hałdy ziemi opadają na pozostawionego w tyle Sokoła. Natychmiast dopadła do kocura, pomagając mu się wydostać — Idźcie, dam radę — sapnęła, obserwując jak już bezpieczna reszta, podąża w stronę łąki.
— Wrócę zaraz — miauknął Lew, pomagając szylkretce i kremowemu iść dalej.
Jakiś liliowy kształt znalazł się o niej w mniej, niż uderzenie serca. Szczawiowy Liść.
Nie miała czasu ani ochotę na wojnę z kocurem. Razem złapali byłego medyka za futro na grzbiecie i wyciągnęli. I to w ostatniej chwili. Gdy kita niebieskiego przesunęła się po piachu, w miejscu, gdzie leżał, upadła kolejna hałda piachu. Współpracując, pomogli mu dotrzeć w bezpieczne, wyznaczone przez liderkę miejsce. Iskrzącą martwiły tylko tylne łapy starszego, które ani trochę się nie poruszały.
— Wszyscy są? — Berberysowa Gwiazda gorączkowo przebierała łapami, sprawdzając obecność każdego członka klanu — Dobrze, dobierzcie się w pary i kierujcie się w stronę rzeki, jeśli trzeba - wejdźcie do niej! — miauknęła donośnie. W tym momencie granica klanu nocy jakby przestała istnieć, jeśli będzie trzeba - będą zmuszeni ją przekroczyć.
Niebo zaszło chmurami, zaś kilkanaście uderzeń serca później rozległ się okropny, głośny ryk nadchodzącej burzy.
— Olcha? Olcha, gdzie jesteś? — dopiero teraz przypomniała sobie o kotce. Z rozszalałym, bijącym sercem odłączyła się od Barwinkowego Podmuchu, po czym ruszyła wzdłuż pochodu klifiaków — O-olcha?! — krzyknęła spanikowana, czując, jak łzy powoli spływają jej po policzku.
— Iskrzący Kroku! Tutaj! — kamień spadł jej z serca, gdy dostrzegła rudawą wojowniczkę, kroczącą obok Koperkowego Futra. Szylkretka podbiegła do niej, wtulając się w miękkie futro. Pociągnęła nosem, starając się uspokoić dławiący ją szloch — Ej, mysi bobku. Co ryczysz, nic mi nie jest — wojowniczka napuszyła futro, stykając się nosami razem z córką Rubinki, która zamruczała na ten gest.
Iskrzący Krok położyła po sobie uszy, gdy z przerażeniem dostrzegła, że jej udawana partnerka ma wiele łysych, czarnych punktów na ciele. Ogień musiał wypalił jej futro... Zadrżała, przylegając do niej jeszcze mocniej i pociągając nosem. Bała się o nią, tak cholernie bała.
Dopiero teraz, stojąc w miejscu zrozumiała jak poważne rany są niektórych kotów. Sama ich liderka większość ciała miała pozbawioną futra, zaś górą wargę miała okropnie spaloną, aż ta się podwinęła i widać było jej kły. Sokole Skrzydło miał najpewniej zmiażdżone tylne łapy, Srebrna Grzywa zmuszony odgryźć sobie tylną, lewą nogę, gdy podczas ewakuacji spadło mu na nią drzewo, które nie tak dawno było legowiskiem ich przywódczyni. Piaskowa Wydma, który wspierał się na swojej ukochanej, całkowicie stracił wzrok przez ogień.
— Co teraz z nami będzie? — usłyszała szept Słonecznej Łapy, która z dziwnie ułożoną, przednią łapą, kicała obok brata, którego futro jeszcze się dymiło. Płat ucha ucznia zwisał smętnie doszczętnie zwęglony.
— Nic. Damy sobie radę — miauknęła Berberys, która już kolejny raz sprawdzała, czy każdy podąża w dobrą stronę.
Kolejny grzmot, tym razem głośniejszy, rozległ się na niebie. Później kolejny, kolejny i jeszcze jeden. Chmury przybrały ciemnoszarą barwę, zaś samo niebo wydawało się niemalże czarne.
Deszcz lunął nagle, natychmiast mocząc futra wojowników tak, jakby ci powpadali do wody. Rozległo się kilka jęknięć ulgi. Przywódczyni zarządziła zmianę kierunku, teraz zamiast do rzeki, mieli kierować się do lasu, by schronić się przed deszczem. Ogień w oddali zaczął słabnąć i tylko czarny dym dawał znać, że coś złego wydarzyło się w obozie klifiaków.
Zmęczone koty powlekły się ku drzewom, wpełzając na drzewa, pod krzewy czy stare jamy - wszędzie, gdzie tylko dało się schronić. Noc nastała szybko, zaś rankiem czekała ich potworna niespodzianka.
— Olcha? Olcha, gdzie jesteś? — dopiero teraz przypomniała sobie o kotce. Z rozszalałym, bijącym sercem odłączyła się od Barwinkowego Podmuchu, po czym ruszyła wzdłuż pochodu klifiaków — O-olcha?! — krzyknęła spanikowana, czując, jak łzy powoli spływają jej po policzku.
— Iskrzący Kroku! Tutaj! — kamień spadł jej z serca, gdy dostrzegła rudawą wojowniczkę, kroczącą obok Koperkowego Futra. Szylkretka podbiegła do niej, wtulając się w miękkie futro. Pociągnęła nosem, starając się uspokoić dławiący ją szloch — Ej, mysi bobku. Co ryczysz, nic mi nie jest — wojowniczka napuszyła futro, stykając się nosami razem z córką Rubinki, która zamruczała na ten gest.
Iskrzący Krok położyła po sobie uszy, gdy z przerażeniem dostrzegła, że jej udawana partnerka ma wiele łysych, czarnych punktów na ciele. Ogień musiał wypalił jej futro... Zadrżała, przylegając do niej jeszcze mocniej i pociągając nosem. Bała się o nią, tak cholernie bała.
Dopiero teraz, stojąc w miejscu zrozumiała jak poważne rany są niektórych kotów. Sama ich liderka większość ciała miała pozbawioną futra, zaś górą wargę miała okropnie spaloną, aż ta się podwinęła i widać było jej kły. Sokole Skrzydło miał najpewniej zmiażdżone tylne łapy, Srebrna Grzywa zmuszony odgryźć sobie tylną, lewą nogę, gdy podczas ewakuacji spadło mu na nią drzewo, które nie tak dawno było legowiskiem ich przywódczyni. Piaskowa Wydma, który wspierał się na swojej ukochanej, całkowicie stracił wzrok przez ogień.
— Co teraz z nami będzie? — usłyszała szept Słonecznej Łapy, która z dziwnie ułożoną, przednią łapą, kicała obok brata, którego futro jeszcze się dymiło. Płat ucha ucznia zwisał smętnie doszczętnie zwęglony.
— Nic. Damy sobie radę — miauknęła Berberys, która już kolejny raz sprawdzała, czy każdy podąża w dobrą stronę.
Kolejny grzmot, tym razem głośniejszy, rozległ się na niebie. Później kolejny, kolejny i jeszcze jeden. Chmury przybrały ciemnoszarą barwę, zaś samo niebo wydawało się niemalże czarne.
Deszcz lunął nagle, natychmiast mocząc futra wojowników tak, jakby ci powpadali do wody. Rozległo się kilka jęknięć ulgi. Przywódczyni zarządziła zmianę kierunku, teraz zamiast do rzeki, mieli kierować się do lasu, by schronić się przed deszczem. Ogień w oddali zaczął słabnąć i tylko czarny dym dawał znać, że coś złego wydarzyło się w obozie klifiaków.
Zmęczone koty powlekły się ku drzewom, wpełzając na drzewa, pod krzewy czy stare jamy - wszędzie, gdzie tylko dało się schronić. Noc nastała szybko, zaś rankiem czekała ich potworna niespodzianka.
* * *
Każdy z klifiaków wpatrywał się ze łzami w oczach w to, co kiedyś mogli nazywać swoim obozem. Domem. Teraz wszystko było doszczętnie zniszczone. Zwały kamieni oraz piasku przykrywały legowiska, czy nawet stos ze zwierzyną. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie mają czego tu teraz szukać. Sytuacja nie była najlepsza, stracili właśnie dom a wraz z nim cały, ogromny zapas ziół, który medycy zbierali przez księżyce. Nadchodząca pora nagich drzew mogła okazać się zabójcza, szczególnie, że obecnie mieli masę kotów do wyleczenia.
— W lesie założymy nowy obóz, chodźmy stąd — zarządził Lwia Grzywa, zgodnie z poprzednią decyzją szylkretowej liderki. Iskrząca ostatni raz spojrzała na zniszczony obóz, nad którym nadal unosiła się woń ognia.
— Wszystko dobrze? — miauknęła zaniepokojona w stronę Zgubionej Duszy. Trąciła ją delikatnie nosem, gdy ta nie reagowała.
— W lesie założymy nowy obóz, chodźmy stąd — zarządził Lwia Grzywa, zgodnie z poprzednią decyzją szylkretowej liderki. Iskrząca ostatni raz spojrzała na zniszczony obóz, nad którym nadal unosiła się woń ognia.
— Wszystko dobrze? — miauknęła zaniepokojona w stronę Zgubionej Duszy. Trąciła ją delikatnie nosem, gdy ta nie reagowała.
< Zgubiona Duszo? >
O cholerka :0
OdpowiedzUsuń