*akcja zaczyna się w momencie uratowania Jastrząb i jeszcze wtedy Płomykówki przed borsukiem przez Wróbla i Borsuk i ich dołączenia do klanu, późniejsze fragmenty mają miejsce przed zostaniem przez Wróbla liderem, ostatni jest uzupełnieniem do opka Wróbla do Deszczowej Łapy*
Pamiętała tamten błysk w tęczówkach, których kolor przywodził jej na myśl pióra niedawno upolowanego dzwońca, kiedy ich wzrok spotkał się po raz pierwszy. Okolone odrobiną żółci źrenice rozszerzyły się nieznacznie i natychmiast skurczyły w bezwarunkowym odruchu. Odruchu stanięcia pyskiem w pysk z drapieżnikiem. Samotniczka wiedziała. Od momentu, gdy spojrzenie Borsuczego Kroku przeszyło ją na wylot, jeżąc prawie niedostrzegalnie sierść na karku. Brązowe ślepia zarejestrował ten ruch. Mimo że nawet nie drgnęła jej powieka, wojowniczka dawno nie była tak poruszona. Wiedziała, że Jastrząb wie. A skoro wiedziała... Rozpoznaje się to, co się zna, prawda?
Nie poruszając ani jednym mięśniem, Borsuczy Krok uśmiechnęła się.
Samotniczka powinna wtedy uciec. Skoro widziała, powinna zabrać swoją towarzyszkę i uciec jak najdalej. Nie zrobiła tego. Przez niezwykle długie uderzenie serca wpatrywała się w brązowe ślepia i wbrew własnemu rozumowi, skinęła głową.
- Dziękujemy. - Uśmiechnęła się do burego. Borsuk widziała, ile trudu wkłada w to, żeby na nią nie spojrzeć. W jakiś dziwny sposób pochlebiało jej to. - Jak się nazywacie?
Musiała przyznać, że samotniczka jej zaimponowała. Nie zdradzało jej niemal nic, nic, co mógłby zauważyć Wróbel. Ale ona widziała widziała więcej. Niemal niedostrzegalnie podniesione futro. Bezruch, który miał być odpowiedzią na wszystkie nerwowe gesty, których nie chciała wykonać. Trochę zbyt szybko podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Dlaczego więc została?
- Ja jestem Wróblowe Serce, to moja siostra Borsuczy Krok - jej brat, zawsze uśmiechnięty i cudownie ślepy na wszystko, co się wokół niego działo. Czasami mu tego zazdrościła. Bardzo rzadko. - A wy?
- Jastrząb i Płomykówka - Głos samotniczki brzmiał trochę zbyt pewnie.
Wiedziała. I ona też wiedziała.
Po raz pierwszy od momentu, gdy odkryła, że wszyscy w jej klanie to idioci, Borsuk poczuła się zadowolona.
***
Jak dwa ogary, krążyły wokół siebie. Obwąchiwały się z daleka. Szukały słabości. Wietrzyły, próbując podejść bliżej i nie odsłonić własnych wrażliwych punktów. Tańczyły.
Oczywiście nie dosłownie. ich bronią nie były kły ani pazury, choć obie były bardzo sprawne w posługiwaniu się nimi. Po raz pierwszy trafiły na kogoś, kto był w stanie podjąć grę na ich poziomie. Poziomie wieloksiężycowych strategii i niedostrzegalnych manipulacji zza pleców innych kotów.
Były identyczne i tak bardzo się od siebie różniły.
Czas mijał i Borsuk obserwowała, jak Jastrząb się zmienia. Jak przestaje chodzić tylko o paranoiczny lęk o życie, zaborczą miłość do siostry, jak pojawia się między nimi ten ostateczny mur w postaci moralności i świeżo poznanego przez samotniczkę Kodeksu.
Mury zawsze ciekawiły Borsuk. Nigdy nie było wiadomo, czy powstają po to, żeby odgrodzić się od czegoś na zewnątrz i tego nie wpuścić, czy wręcz przeciwnie.
Ona sama wzniosła tylko jeden mur.
***
Borsuk była przyzwyczajona do irytacji. Ze swoimi zdolnościami nie miała innego wyjścia. Przyjęła je jako element upewniający ją, że wciąż żyje. Zawsze też potrafiła dać jej upust w bezpieczny sposób. Była cierpliwa. Nawet, jeśli kosztowało ją to mnóstwo wysiłku, do którego normalnie nie byłaby skłonna. Takiego jak teraz. Teraz jej irytacja nie była już po prostu cierniem w boku. Stawała się drzazgą w najwrażliwszym miejscu. Prowadziła do myśli, nad którymi nie miała całkowitej kontroli. A Borsuk bardzo nie lubiła nie mieć całkowitej kontroli nad swoim umysłem. W całym swoim świadomym życiu straciła ją tylko raz i nie miała zamiaru tego powtarzać. Nie mogła pozwolić sobie na takie ryzyko.
Źródłem irytacji była nieznośnie krucha i głupia istota, która nie zasługiwała, żeby wzbudzać w niej takie uczucia. Borsuk nienawidziła jej za to jeszcze bardziej.
Z trudem powstrzymywała się od wyobrażania sobie jej przerażonego spojrzenia wtedy, gdy przygwożdżona do ziemi zrozumie, że to jej koniec. Delektować się poczuciem ostatecznej władzy i ostatecznej klęski. Poczuć jak jej kark pęka pod naporem masywnych kłów. Ale wciąż się powstrzymywała. Nie była aż tak szalona. Myśli bardzo łatwo mogły przerodzić się w czyny.
Borsuk rozumiała źródło swojej irytacji. Kiedy po raz pierwszy znalazła kogoś, kto był warty jej uwagi, została pozbawiona tej osoby bez własnej zgody. Na rzecz kogoś niewiele inteligentniejszego od kamienia. Doszła do wniosku, że to denerwowało ją najbardziej. Fakt, że Jastrząb przedkładała towarzystwo Słonecznej Myśli ponad jej było ostateczną zniewagą, której nie mogła puścić płazem. Przecież wiedziała. Dostrzegła to wtedy. A mimo wszystko nie zrobiła w stronę Borsuk ani jednego kroku. To Borsuk mogła jeszcze zrozumieć. Doskonale zdawała sobie sprawę, co kocica dostrzegła w jej oczach. Doskonale się znała, taka była cena kontroli, którą nad sobą miała. Ale Jastrząb robiła coś więcej - ignorowała ją. Jakby bura nie istniała. A tego nie potrafiła znieść. Nie tylko ona zresztą tak się zachowywała. Jej głupi brat bardzo chętnie zaprzyjaźnił się ze Słoneczną Łapą. Widziała błysk rozbawienia w jego oczach, gdy dostrzegł, jak bardzo irytuje swoją siostrę gdy spędza czas z byłą samotniczką. Tym chętniej to robił, mimo krzywych spojrzeń równie niezadowolonej z tego Jastrząb. W tym się zgadzały.
Borsuk miała ochotę pokazać mu, dlaczego nie powinien jej prowokować. Dlaczego tak ważne jest, by miała całkowitą jasność umysłu. Zupełną kontrolę. To była bardzo kusząca myśl. Miała w sobie smak szaleństwa.
Musiała coś zrobić.
***
Borsuk była zadowolona. Nie szczęśliwa, bo nie potrafiła odczuwać większości emocji, mimo że doskonale je rozumiała, ale efekty ją satysfakcjonowały. Osiągnęła swój cel.
Nie dała nikomu poznać tego po sobie. Z pogardą, do której przyzwyczaiła klanowiczy, słuchała opowieści o tym, jak na patrolu spadająca gałąź niemal zmiażdżyła świeżo mianowaną Słoneczną Myśl. “Prawdziwe szczęście”. “Mysi krok dalej i już by nie żyła”.
Borsuk nigdy nie była zwolenniczką wiary w przypadki. Nigdy też niczego nie pozostawiała przypadkowi. Nie zmieniła swoich poglądów także teraz.
Jastrząb przyszła do niej tego samego dnia. Zaczepiła ją podczas posiłku, wcześniej upewniwszy się, że w pobliżu są inne koty. Borsuk uśmiechnęła się, widząc jej ostrożność. Godna podziwu lecz zbyteczna. Gdyby chodziło o nią w ten sposób, Jastrząb już byłaby martwa i nie miało by znaczenia ile kotów byłoby obok.
Odbyły bardzo owocną rozmowę. Po jej zakończeniu zdobyła pewność, że Jastrząb jej nienawidziła. To był bardzo obiecujący początek. Gwarantował dokładnie to, na czym jej zależało.
Rozrywkę. I brak ryzyka, że kiedykolwiek więcej kocica odważy się ją zignorować.
Tak, Borsuk była bardzo zadowolona z efektów. Tym bardziej, że zrozumiała kim Słoneczna Myśl była dla Jastrząb i znów mogła rozmawiać z rudą bez ryzyka, że któraś z nich nie wyjdzie z tego żywa. No dobrze, nie oszukujmy się, że dawna samotniczka nie wyjdzie z tego żywa.
Gdyby na to spojrzeć, było to nawet zabawne - Borsuczy Krok i Wróblowe Serce, Jastrzębi Podmuch i Słoneczna Myśl. Umysł i serce. Dwa razy.
Wojowniczki rozeszły się w pokoju. Jastrząb była zbyt mądra, żeby życzyć Borsuk śmierci na głos.
***
O istnieniu (czy raczej nieistnieniu) Szczurzej Łapy pamiętały prawdopodobnie tylko dwie osoby - Wróblowa Gwiazda i Jastrzębi Podmuch. Borsuk musiała przyznać, że był to ciekawy duet. Jej brat ze wszystkich sił chciał ukryć prawdę o jego śmierci, wojowniczka wręcz przeciwnie. Prawdę mówiąc Borsuk byłaby kocicą rozczarowana, gdyby tak nie było. Skąd się dowiedziała? Zastępczyni nie była naiwna, wiedziała o krążących po obozie plotkach. Zaskoczyło ją tylko to, że dotarły do uszu Jastrząb tak późno. Widocznie wojowniczka nie plotkowała zbyt wiele.
Musiała przyznać, że zorientowała się, że jest śledzona dopiero po trzech wschodach słońca. Widocznie widok sikającej Borsuk nie był tym, czego niebieska się spodziewała, bo na moment straciła czujność. Próbowała jeszcze udawać, że tylko przechodziła obok, ale zdradziły ją oczy. Taka była cena posiadania jakichkolwiek zahamowań. Zastępczyni nie miała tego problemu. Nie zdradziła, że wie. Szukanie śladów obecności kocicy w swoim pobliżu stanowiły świetną zabawę, tak odświeżającą po wszechogarniającej klanowej nudzie. Nie chciała pozbawiać się tej przyjemności.
Zrobiła to dopiero, gdy Jastrząb pozwoliła sobie na oburzającą niedbałość. Borsuk była ciekawa, co się stało. Nie chciała kończyć ich małej gry, nie po to włożyła tyle wysiłku w utrzymanie uwagi wojowniczki. A jeśli bura wkładała w coś wysiłek, nigdy nie pozwalała, żeby poszedł na marne.
Znalezienie kwitnącej jabłoni trochę jej zajęło, ale o dziwo, jedna rosła na leśnej polanie. Polując, dwa razy rezygnowała ze zdobyczy, uznając ją za nie nadającą się do wykorzystania.
Skoro miały grać, wszystko musiało odbyć się perfekcyjnie.
Krew plamiąca delikatne białe płatki.
Gra rozpoczęta. Stawką było jej życie.
Borsuk do piachu
OdpowiedzUsuń