Orzełek uniósł wzrok. Wbił żółte ślepia w Cichą. Pierwszy raz widział jak uczennica jego matki się uśmiecha. W tym pełnym smutku czasie zjawiła się obok niego i pocieszyła. Syn Sokoła czuł się już nieco lepiej. Skoro Cicha nie uważała go za tchórza, może za bardzo przesadzał? Czuł się jednak źle z myślą, że zawiódł swojego mentora i nie dał rady sprostać jego oczekiwaniom. Czy kiedykolwiek będzie potrafił się wspiąć na drzewo? Wątpił.
Uśmiechnął się lekko do Cichej.
- D-dziękuję. - miauknął, grzebiąc łapką w ziemi. - No wiesz, za pocieszanie.
Westchnął. Będzie musiał zaraz wracać do obozu. Pewnie Jabłko doniósł o wszystkim Leszczynie, a ta z kolei powiadomiła Szyszkę. Nawet nie umiał sobie wyobrazić wzroku matki. Pełnego zmartwienia. Nie chciał jej tego robić. A rano będzie jeszcze musiał wysłuchiwać słów mentora. To nie było pokrzepiające.
Otoczył ogonek wokół łap, dalej siedząc obok Cichej. W myślach chyba śmiało mógł ją nazwać przyjaciółką. Bo przecież właśnie tak zachowują się przyjaciele, prawda? Miła była myśl, że ma kogoś spoza rodziny na kim mógłby polegać.
- Co zrobisz w przypadku spotkania intruza?
Musiał się zastanowić nad odpowiedzią na pytanie Jabłka. Zmrużył oczy w zastanowieniu. Mentor nie zwolnił kroku a wręcz go przyspieszył. W ten sposób powinni szybciej znaleźć się w obozie. Wracali właśnie z udanego treningu walki.
- Zaprowadzę do mamy a jeśli wyda rozkaz to go przegonię.
Orzełek liczył już czternaście księżyców. Miał wrażenie, że z każdym mijającym staje się coraz mądrzejszy i pewniejszy swojej pozycji. Nie był jeszcze jednak gotowy na mianowanie na wojownika, co przyprawiało go o wątpliwości. A jeśli nigdy nim nie zostanie?
- Dobrze. - skinął głową Jabłko.
Ich długie łapy równo poruszały się po zaśnieżonej ziemi w miarę im dalej się poruszali. Kilka pojedynczych płatków zatańczyło na wietrze, spadając wolno na sam dół i racząc ziemię kolejną porcją białego puchu. Orzełek z zadowoleniem przyjrzał się temu zjawisku. Mimo mrozu i mniejszej ilości zwierzyny, było coś ciekawego w Porze Nagich Drzew.
- Na dzisiaj koniec. - oznajmił kremowy kocur, gdy przekroczyli próg obozowiska. - Robisz coraz większe postępy. Nieskromnie miauknę, że to również moja zasługa.
Orzełek uśmiechnął się lekko i otworzył pyszczek. Chciał dodać coś od siebie, ale szybko go zamknął. Trzmiel podbiegł do Jabłka i sprzedał mu mocnego kuksańca w bok. Syn Leszczyny odwrócił się w do przyjaciela z iskrami w oczach. Stokrotka poruszyła rozbawiona wąsami, gdy dotarła do dwójki kocurów i otarła się o bok kremowego na powitanie. Trzmiel wywrócił lekko oczami, zanim zaproponował wspólne spędzanie czasu na dwójka towarzyszy z radością się zgodziła. Syn liderki zaczął się wycofywać, nie chciał im psuć wolnego czasu. Czasami zapominał, że poza byciem mentorem, Jabłko był też wojownikiem i miał swoje życie. Może być o to ciut zazdrosny?
Cofając się nawet nie zauważył, że na kogoś wpadł. Dopiero na rozdrażnione syknięcie i czucie pod łapami czyjegoś ogona, odskoczył szybko na bok. Ze strachem spojrzał na najmłodszą uczennicę Owocowego Lasu. Dzisiejszego ranka doszło do mianowania. Takim sposobem latorośl Ostróżki została uczennicą. Czasami za bardzo przypominała swojego wujka, Bociana. Orzełek odkąd była kociakiem czuł, że za nim nie przepada. Dobrze, że za mentora dostała Szakłaka i będą się mijać w obozie. Orzełek otóż dalej mieszkał na ziemi wraz z Cichą. Urządzili sobie przytulne gniazdko.
Kostka liznęła się po ogonie zanim wbiła niechętne spojrzenie w dymnego kocurka. Zmierzyła go wzrokiem od łap po uszy. Na jej pyszczku malowało się znudzenie.
- P-przepraszam. Nie zauważyłem cię! - miauknął Orzełek, kładąc uszka na łebku.
- Myślałam, że tylko Pędrak jest kaleką.
Orzełek skrzywił się.
- Nie mów tak o nim. Nie jego wina, że Czermień go tak urządził. - mruknął, przypominając sobie opowieść o złym Czermieniu. To był tak wstrętny kocur, że Orzełek nigdy nie chciałby go spotkać!
- Więc czyja? Nie umiał obronić swojego honoru a teraz żeruję na pracujących, zdrowych kotach, grzejąc swoją dupę w starszyźnie. - uniosła z wyższością pyszczek. Dymny milczał za długo co widocznie uznała za dobry moment do kontynuowania. - Tak myślałam.
Uderzyła Orzełka barkiem, gdy przechodziła obok niego. Szakłak czekał na nią z zadowoloną o dziwo miną. W jego towarzystwie na pewno nie wyrośnie na kogoś miłego. Dymny odprowadził ją wzrokiem, masując obolałe miejsce.
Zauważył na horyzoncie Cichą, więc szybko do niej podbiegł. Kotka również go dostrzegła. Ogonem wskazała na Kostkę, potem na Orzełka. Syn Szyszki wzruszył ramionami.
- Chyba coś do mnie ma. - miauknął.
Zastanawiał się ostatnio nad pewnym tematem i chciał spytać Cichej o zdanie. A tak bardziej szczegółowo, to miał do niej ważne pytanie.
- Cicha? - spojrzał w oczy uczennicy z powagą. - Obiecałem tacie, że kiedyś odnajdę Barwinkową Łapę, jego przyjaciela. Czy.. czy pójdziesz ze mną?
Ale ci kostka najebie za to nagadywanie na niepełnosprawnych a Czekaj tylko
OdpowiedzUsuń