Nieco topornie szło jej przemykanie wśród nierówności leśnej ściółki, by nadążyć za zgrabnymi susami mentorki. Chrobotkowa Łapa, cały czas potykając się o własny ogon, nie była jednak w stanie dotrzymać kroku umięśnionej wojowniczce, więc po ciężkim i wymagającym biegu gwałtownie się zatrzymała, chcąc nabrać świeżego powietrza. Vanka przeklinała się w duchu za drobną posturę i drżące łapy, nie będące w stanie nieść jej przez terytorium Klanu Nocy tak jak reszty uczniów. Wodząc żółtymi oczami po otoczeniu wyłapała zawiedzione spojrzenie Zbożowego Kłosu, więc tłumiąc w sobie płacz obolałych mięśni, przydreptała ze spuszczonym ogonem do boku węglowej.
— Przepraszam — mruknęła córka Poziomkowego Blasku, celowo kręcąc pyszczkiem w każdą możliwą stronę, byleby tylko uniknąć czujnych brązowych ślipi mentorki. Zdawała sobie sprawę z faktu, iż po trzech księżycach treningu powinna być w stanie pokonywać taką odległość bez mniejszego problemu, lecz… Nie mogła oprzeć się pokusie obserwowania migoczących gwiazdek na niebie każdej nocy, wyobrażając sobie, jak mama i tata posyłają jej pełne dumy uśmiechy. Albo zawieszania wzroku na młodych pisklątkach w czasie treningów walki, przez co nie mogła zapamiętać pokazywanych jej ruchów. Albo zwyczajnej radości płynącej z podziwiania wszystkiego dookoła, ot tak.
— Chrobotkowa Łapo, skup się! — warknęła bengalka, natychmiastowo przywracając trzeźwość umysłu zdezorientowanej uczennicy. Vanka ponownie spuściła wzrok na białe łapki, krzywiąc się na srogość tonu zirytowanej wojowniczki. — Jeśli nie weźmiesz się w garść w tym momencie, to zanim zostaniesz wojowniczką, sama wyląduję w legowisku starszyzny! — parsknęła córka Pliszkowego Kroku.
—Przepraszam, Zbożowy Kłosie — miauknęła czarna, czując jak uszy palą ją ze wstydu. Musi pokazać mentorce, że zapamiętała cokolwiek z ich poprzednich treningów i udowodnić, że jest godna szkolenia na wojowniczkę. Bez zbędnych słów podążyła za brązowooką, starając się skupić jak najwięcej uwagi na wskazówkach płynących z jej pyszczka, choć nie było to łatwe zadanie. Tyle pięknych kwiatów minęły po drodze! Jednakże nie mogła dać się rozproszyć faunie i florze, na pewno nie tym razem, gdy nerwy Zbożowej znalazły się na bardzo niepewnej krawędzi.
Po długim czasie spędzonym na dokładniej obserwacji ruchów bengalki, Chrobotek posiadała przynajmniej wystarczającą wiedzę teoretyczną, by przyjąć odpowiednią postawę łowiecką bez wywoływania zbędnego hałasu. Delikatnie stawiała łapy na podszyciu, pilnowała, by ogon nie zaszurał o podłoże, otwierała pyszczek za każdym razem, gdy do jej uszu dotarła najmniejsza oznaka zwierzyny. Niestety, vanka nieustannie psuła wszystko na najróżniejsze sposoby – niespodziewanym kichnięciem, złamaniem gałęzi czy też piskiem spowodowanym wdepnięciem w mrowisko.
W momencie, gdy po niemalże całym dniu po raz pierwszy udało jej się zlokalizować wiewiórkę kicającą wśród masywnych korzeni sędziwego drzewa, całe jej ciało było przygotowane do szybkiej, zabójczej akcji. Wyskoczyła.
Przez pierwsze uderzenia serca była pewna, że się uda. Nie wywołała żadnego szmeru, który mógłby zaalarmować jej cel, nawet po odbiciu się od ziemi nie straciła równowagi ani rudej kity z pola widzenia. Problem pojawił się jednak wraz z wskoczeniem przez wiewiórkę pod jeden z wygiętych korzeni, który na pierwszy rzut oka Chrobotek wydawał się całkiem duży i szeroki. Nie chcąc jeszcze bardziej rozczarować mentorki, koteczka bez zastanowienia wślizgnęła się pod omszoną gałąź, jednocześnie zaciskając kły na karku zdobyczy. Udało się! Ciepła krew przyniosła ze sobą falę dumy zalewającą biało-czarną po koniuszek ogona. Pragnąc jak najszybciej pokazać Zbożowemu Kłosowi okazałą wiewiórę, żółtooka rozpoczęła ewakuację spod korzenia, która szybko zmieniła się w rozpaczliwe próby uwolnienia się z ucisku na tułowiu.
W taki sposób, po bezsensownej szarpaninie z wrednym drzewcem, córka Obłoku pozwoliła kilku łzom wyżłobić tunel w jej puchatym policzku. Po kłótni z własnymi myślami, które skarciły ją za nieumyślność i wstyd, jaki sobie przyniosła, postanowiła chwycić się ostatniej deski ratunku.
Leśną ciszę przerwały desperackie nawoływania o pomoc wystraszonej i obolałej Chrobotkowej Łapy, która w duszy obiecała sobie, że już nigdy w życiu nie spojrzy na wiewiórkę.
<Ktoś poda pomocną łapę wystraszonej Chrobotek?>
Klep
OdpowiedzUsuń