Pamiętała noc, gdy Horyzont wysłał ją, Sokoła i Myszołowa na Zgromadzenie. Mogli stamtąd dowiedzieć się więcej o nowych terenach, nie przeczuwając zbliżających się kłopotów. Wtedy była z nimi również Iskra. Czas szybko leciał. Horyzont był jednak mądrym przywódcą, a tamta decyzja pomogła kotce zapamiętać, kiedy dokładnie odbywają się noce Zgromadzenia. Stąd wiedziała, że pełnia zbliża się ogromnymi krokami. Klan Nocy wkrótce wyruszy ze swoimi, by tam się znaleźć, zostawiając w obozie zapewne kilka kotów. Brak Pstrągowej Gwiazdy. Efekt zaskoczenia. Wiedziała, że z ich liczebnością, to mógł być jedyny sposób, by wyrwać swoich od szponów wrogów. Żeby wszyscy wrócili tam, gdzie ich miejsce. Byli wreszcie wolni i szczęśliwi. Liczyła jednak, że nie będzie im dane stracić w tej bitwie kolejnych pobratymców. Za dużo już zmartwień dopadło lisiaki. Też mieli prawo do zaznania w końcu spokoju.
Decyzja więc zapadła ostateczna.
Podczas Zgromadzenia, zamierzali dostać się do obozu rybojadów. Miała rozpadać się ogromna bitwa. Ale właśnie to mogła być ich ostatnia nadzieja.
***
— Niech wszystkie koty na tyle dorosłe, by polować samodzielnie, podejdą pod wysoką gałąź na spotkanie!
Kotka przebiegła wzrokiem po polanie. Pod gałęzią na której siedziała, będącą częścią ogromnej jabłoni, zgromadzili się już członkowie jej klanu. Poczuła na sobie ich zaciekawione spojrzenia, na które odpowiedziała delikatnym uśmiechem. Fajnie było być liderką, czuła ogromny zaszczyt.
— Zgromadzenie wypada dzisiaj. Wiecie co to oznacza? To nasza szansa, by odbić swoich bliskich z łap rybojadów! Pstrągowa Gwiazda nie spodziewa się ataku.
— A jeśli Zgromadzenie zostanie odwołane albo ona na nie nie pójdzie? — spytała ze zmartwieniem Gąska.
— Zawsze jest ryzyko. Jednak nie zapowiada się na deszcz ani zasłonięcie księżyca. Poza tym jeśli wybiorę na Zgromadzenie...
— To w obozie będzie mniej kotów. — dokończył jej myśl Sokół, posyłając w stronę partnerki uśmiech. Szyszka skinęła mu w podziękowaniu głową, zanim ponownie rozejrzała się po tłumie zgromadzonych. Na niektórych pyszczkach widniało zmartwienie, na jeszcze innych determinacja. — Uda nam się.
— A jeśli złapią nas do niewoli? — głos należał do Leszczynki, siedzącej najbliżej żłobka, wraz ze swoimi dziećmi.
— Będziemy walczyć, żeby tak się nie stało. — miauknęła Szyszka, chociaż przemknął przez nią cień wątpliwości. Jeśli się jednak poddadzą, co się stanie z ich pobratymcami, przebywającymi u rybojadów? Może ich znienawidzą, że nie udzielili pomocy i zostawili ich w szponach wrogów? — Przez większy czas ciężko trenowaliśmy. Uczniowie są nauczeni walki, a wojownicy w świetnych formach. Nie ma ryzyka, że któreś z nas zawiedzie.
— Rybojady zapłacą za wszystko, co nam zrobili. — ze zdziwieniem usłyszała głos Pszczółki. Wypatrzyła medyczkę, w której ślipiach widziała determinację.
Szyszka czekała, wysłuchując opinii każdego z osobna. Ich obaw, strachu, woli walki, podekscytowania, jak również wzruszenia. Nadszedł czas.
***
Na samym przodzie grupy, szli Konopia i Bocian, jako jedyni znający drogę do obozu Klanu Nocy. Jako byli więźniowie, pozwali tamtejsze tereny, uczestnicząc w przymusowej nauce, jako wcieleni w szeregi uczniowie. Teraz jednak ich wiedza, była na wagę złota. Szyszka w pełni im zaufała, z resztą tak jak pobratymcy. Większość opuściła ich bezpieczne obozowisko, tylko Leszczyna, Golec, Sarna (która doczekała narodzin córeczki) oraz ich kociaki, zostali, by mieć oko na teren pod ich nieobecność.
— Prawie jesteśmy. — zastrzygła uszami na głos Konopi. Szylkretka odwróciła pyszczek w ich stronę. — Obóz jest otoczony przez wodę.
— Będziecie musieli uważać, wronie strawy. — burknął Bocian. Biały kocurek przyspieszył kroku. Szyszka wysunęła pazury, czując przechodzące przez jej futro dreszczyk podekscytowania.
Poruszali się coraz szybszym tempem za dwójką uczniów. To miał być szybki atak. Nie mieli zbyt dużo czasu.
Zanim się obejrzała dotarł do niej zapach ryb i rzeki. Rybojady. Zjeżyła sierść, napinając instynktownie mięśnie, gotowa do zaatakowania potencjalnego przeciwnika. Obóz. Bocian szepnął coś do Konopi, która skinęła łebkiem, dając znać ogonem. Miała się zaraz rozpętać prawdziwa walka.
Przebiegła po kłodzie, oddzielającej teren od wysepki, gdzie mieścił się obóz rybojadów. Lisiaki wpadły z głośnymi okrzykami do obozu, przerywając panującą ciszę. Szyszka syknęła na widok zaskoczonych jak i wściekłych pyszczków, które znajdowały się w najróżniejszych miejscach, im bardziej koty wysuwały się z legowisk.
— ATAK!
Liczyła, że jej towarzysze pamiętali o planie. Mieli jedynie obić mordki kilku nocniakom, żeby szybciej uciec, po odbiciu swoich pobratymców. Nie potrzebowali zostawać tutaj zbyt długo, gdy w każdej chwili mogła wrócić Pstrągowa Gwiazda i jej banda. W obozie faktycznie było mniej kotów, co jasno świadczyło, że wybrali się na Zgromadzenie. A może to była zasadzka jak ta, którą nocniaki pierwszy raz przeprowadzili, by odebrać w krwawy sposób życia kilku bliskim jej kotów i ich wolność?
Nie czas było jednak o tym teraz myśleć. Zanim czarnulka się spostrzegła, rybojady i lisiaki rzucili się na siebie z pazurami. W wirze głośnej, brutalnej walki, padały szybko ciosy. Rzuciła krótką modlitwę, żeby odnieśli zwycięstwo. Teraz było za późno, żeby się wycofać. Z tą myślą, Szyszka rzuciła się na pierwszego rybojada, wskakując mu na grzbiet i wbijając w jego ciało mocno pazury.
Trwała zacięta walka. Druga, w której brała udział i miała nadzieję, że już ostatnia. Podczas pierwszej utracili dom, wolność i wielu bliskich. Teraz czas było się odpłacić. Wszystko będzie dobrze, musieli jedynie wygrać. Mieli dość dużo sił. Widziała kontem oka pojmanych przed księżycami lisiaków. Niektórzy bardzo urośli. Walczyli z nimi, rozumiejąc jaki był cel rebeliantów. Uszatka rzuciła się na jedną z nocniaków, która właśnie opuściła żłobek, zapewne chcąc uczestniczyć w walce. Nie obserwowała dalszego przebiegu wydarzeń, gdy do Uszatki dołączył Żuraw i Ostróżka, gotowi jej pomóc. Członkowie dawnego Klanu Lisa uczeni byli, że współpracą osiąga się najwięcej. Dlatego nic dziwnego, że walczyli teraz u swoich boków, atakując co i rusz nowego kota.
Szyszka zamachnęła się łapą, uderzając prosto w pysk członka Klanu Nocy, z którym akurat walczyła. Syknęła wściekle, odskakując, gdy próbował ją również drapnąć. Otoczyła go, prędko wskakując na jego grzbiet, wbijając w niego pazury i zaciskając zęby na karku. Nocniak zaczął wić się pod jej ciężarem, zanim ją z siebie zrzucił. Wskoczyła od razu na równe łapy, ponawiając swój atak. Wokół rozbrzmiewały odgłosy uderzeń, gdy ktoś został przyciśnięty do ziemi oraz agresywnych syknięć. Atak rozpoczął się na dobre i na razie wszystko szło po ich myśli. Poczuła większy przypływ determinacji. Skoczyła na przeciwnika, powalając go na ziemię i unosząc brzuch, żeby tylko jej nie kopnął. Wyrwał się spod jej łap, uciekając w tylko sobie znanym kierunku. Prychnęła za nim.
Rozejrzała się, gotowa pomóc jednemu ze swoich pobratymców. Większość bez trudu wygrywała. Byli przygotowani na atak, mogli poświęcić dość dużo czasu ćwiczeniom, nie liczyła się tylko liczebność. Spojrzała w stronę nieba. Nie rozumiała co się dzieję na Zgromadzeniu, ale błyskawica nie wróżyła niczego dobrego. Nie minęło uderzenie serca, a znalazła kolejnego przeciwnika, z którym stanęła do pojedynku.
Usłyszała syk bólu swojego kolejnego przeciwnika, jeszcze zanim ktoś ją zawołał cichym głosem, jakby przytłumionym. Ze zjeżonym futrem oddaliła się trochę, by poszukać źródła dźwięku. Widok białego, zmartwionego pyszczka Obłoku, wywołał u niej niezwykłą ulgę, chociaż lisiaczka siedziała w żłobku, jedynie z niego wyglądając i najwyraźniej nie chcąc wyjść na powitanie czarnulki. Zatem ona zbliżyła się bliżej. Czarne futro Szyszki, okrywała teraz szkarłatna krew, lepiąca się do niego i pachnąca nieprzyjemnie. Z resztą oprócz krwi, jej futro było zakurzone, a ciało zdobiło kilka ran. Zachowała wysunięte pazury, gotowa w każdej chwili na niespodziewany atak. Chociaż karmicielki ukryły się w głębi żłobka, gotowe bronić swoich kociąt, będą potrafiły również zaatakować.
Pamiętała doskonale dzień, gdy ją znalazła Obłok, głodną, zmarzniętą i osamotnioną. Wraz z Nostalgią. Zapewniły jej ciepły dom. Niestety spotkanie bliskie z lisem, zakończyło się dla niej tragicznie, zginął też Kogut. Od tego czasu była starszą. Teraz, widząc ją już większą, pewniejszą, poczuła jakieś dziwne uczucie. Obłok dorosła. Wydawała się teraz taka silna. Nie wiedziała czy doczekała kociąt, ale wyraźnie czuła zapach mleka.
— Pora wracać do domu, Obłok. Nie mamy zbyt dużo czasu. — miauknęła spokojnie.
Obłok spoglądała na nią ze smutkiem.
— Szyszko, d-dziękuję, że mogę cię zobaczyć, ale… ale ja wolę zostać.
Tego się nie spodziewała. Obłok wybrała rybojadów, zamiast własnych pobratymców? Wolała teraz z nimi dzielić się językami? Ich szanować i z nimi rozmawiać? Zrobiło jej się smutno. Obłok ich zostawiła. Gdyby nie atak Klanu Nocy, wszystko byłoby po staremu. Pokręciła głową.
— Poziomkowy Blask za-zapewnił mi r-rodzinę. K-kocham ich. Tutaj… nie jest źle. Naprawdę. I czuję się po-potrzebna.
— U nas też jesteś potrzebna! — nie spodziewała się, że jej głos będzie taki zdeterminowany. — Możesz…
— To… to moja decyzja. — miauknęła, kierując spojrzenie na swoje kocięta. Obłok udowodniła lojalność wobec nowego klanu. — Przekaż Nostalgii, że będę tęsknić.
Mogłaby siłą ją wyciągnąć. Walczyć z karmicielkami, żeby tylko Obłok wróciła z nią do Owocowego Lasu. Ale nie mogła być egoistką. Nie posiadała takiej cechy w swoim charakterze. Obłok wybrała, że chce zostać i była to jej świadoma decyzja. Wybrała rodzinę. Szyszka musiała to zaakceptować. Nostalgia również, gdy po bitwie przyjdzie im porozmawiać.
— My także. — miauknęła. Wrócił do niej spokój. Żałowała, że nie może przytulić białej. Widzą się zapewne po raz ostatni. — Niech przodkowie mają cię w opiece, Obłoczku.
Pochyliła głowę na pożegnanie. Obłok posłała jej smutny uśmiech, nim się wycofała. Szyszce nie pozostało nic innego jak wrócić do rozgrywanej walki. Jakoś zrobiło jej się ciężej na sercu.
Dalej wszystko działo się w zaskakująco szybkim tempie. Żadna ze stron nie poprzestawała na ataku, chociaż bez Pstrągowej Gwiazdy, większość nocniaków zapewne nie widziała sensu w dalszym walczeniu o nawet nie swoich pobratymców. Krew często w takich momentach decydowała. Przypomniała sobie też rozmowę ze Zbożem. Kotki tutaj nie było. Musiała przebywać poza obozem.
— WRACAMY!
Jej krzyk rozniósł się po obozowisku. Nie było sensu dalszej walki. Każdy wreszcie straci siły, a gonił ich również coraz szybciej upływający czas. Lisiaki zaprzestały walki, każdy z nich wycofał się w stronę wyjścia, posyłając równie zmęczonym członkom Klanu Nocy ostrzegawcze spojrzenia. Nie atakowali. Pozwolili im odejść ze świadomością, że również mogą oberwać, jeśli nie pozwolą. Otóż Szyszce nie zależało na zabiciu pachnących rybom kotów. Chciała tylko wrócić do Owocowego Lasu ze swoimi pobratymcami, teraz już w komplecie. Dalszy rozlew krwi nie był potrzebny, jeśli wszyscy byli razem.
Z tą myślą rzuciła się prosto w stronę nowych terenów. Odgłosy uderzających o podłoże łap utwierdziły ja w tym, że jej koty biegną za nią. Szybciej. Musieli biec szybciej.
Dopóki nie opuścili terenów Klanu Nocy, wkraczając na znajome bagna, nie pozwoliła na zwolnienie tempa. Zapach lisów dopłynął do niej ponownie tego dnia. Olała go. Jeśli spotkają rude drapieżniki stawią im czoła. Musieli też zgubić trop, zanim skierują się do obozu.
Zatrzymali się zdyszani dopiero koło małego lasku, jeszcze kilka ogonów lisa przed Ogrodzeniem. Szyszka dała znać ogonem Sokołowi i Szakłakowi, by sprawdzili teren dla upewnienia, że nikt ich nie śledził. Chociaż była pewna, że nie podążyli za ich zapachem, który lada moment stanie się niewyczuwalny. Kotka przyjrzała się wszystkim zgromadzonym pobratymcom. Tym porwanym i rebeliantom. Nareszcie mogli cieszyć się spokojem, znowu pozostając grupą. Wiedziała, że wyda rozkaz, że nikt nie może opuścić Owocowego Lasu, jeśli nie jest medykiem. Dla bezpieczeństwa ich wszystkich. Dalej będą mieć się na baczności, ale już nigdy więcej nie pozwolą sobie na taką stratę.
— Witajcie w domu. Trochę się u nas zmieniło. Teraz będzie już tylko lepiej, moi drodzy. — miauknęła z delikatnym uśmiechem. Naprawdę się udało.
Horyzont mógł być dumny, równie mocno co ona, gdy widziała te wszystkie znajome pyszczki. Niestety w ich szeregach również nie odbyło się bez strat. Nie widziała nigdzie Myszołowa i Pszczółki. Spuściła z westchnięciem głowę, spoglądając na własne łapy. Niestety każda wolność, ma również swoją cenę.
Niewiele czasu później skierowali się do Owocowego Lasu.
Skład sił Klanu Nocy: Szakłakowy Cień, Żółwi Brzask, Karasiowa Łuska, Borsuczy Warkot, Poziomkowy Blask, Pigwowy Kieł, Muszy Bzyk, Ropuszy Język, Wężowy Pysk, Brzoskwiniowa Bryza, Gruszkowa Łapa, Iskrząca Łapa, Sasankowa Łapa, Rzeczna Łapa
Z czego zmarli: Muszy Bzyk, Zawilcowy Deszcz
Skład sił Owocowego Lasu: Szyszka, Myszołów, Pszczółka, Wschód, Sokół, Lśniący Księżyc, Perła, Szakłak, Gąska, Nostalgia, Żuraw, Madzia, Uszatkowe Życzenie, Tchórzliwy Krok, Pędrakowy Pełz, Czermieniowy Gniew, Szkarłatny Mróz, Ostróżkowa Łapa, Klonowa Łapa, Wichurowa Łapa, Rozgałęziona Łapa, Nornicowa Łapa
Z czego zmarli: Myszołów, Pszczółka
Przebieg ataku: Wybrani członkowie Klanu Nocy z Pstrągową Gwiazdą na czele, wybierają się na Zgromadzenie > Konopia i Bocian prowadzą rebeliantów do obozu wroga > rozpoczyna się atak > lisiaki odzyskują swoich > wracają do Owocowego Lasu
hoho rebelia!
OdpowiedzUsuńUdało się :D!
OdpowiedzUsuń