— Wrobiłeś w to, że chciałem otruć Malinka. A przecież to ty mu dałeś te zioła, a nie ja! Przez to moja mama jest na mnie zła i nie pozwala mi się z nim bawić! Dlatego musisz to odkręcić. Wtedy ten potwór cię nie zje, bo on zjada tylko niegrzeczne kociaki. A ty jesteś niegrzeczny, bo skrzywdziłeś mnie i mojego brata. — mruknął osądzająco Jesionek.
Pigwa przysłuchiwał się temu z przerażeniem, nawet nie wiedział, że uczynił tyle zła. Nie chciał być niegrzeczny, przecież starał się jak mógł nie robić innym problemów, choć czasem mu nie wychodziło. Nie chciałby inni mieli przez niego nieprzyjemności. Naprawdę. Z każdym uderzeniem serca coraz bardziej żałował swojego czynu i tego jakim mysim móżdżkiem wtedy był. Chciał cofnąć czas, ale wiedział, że to tak nie działa. Miał ochotę zapaść się pod ziemie, lecz wiedział, że i tak Lisia Gwiazda go znajdzie i zje. Naprawdę nie chciał skrzywdzić buraska i nie miał pojęcia, że podatkowa porcja ziół aż tak mu zaszkodzi. Co prawda podejrzewał to, ale nie sądził, że burasek aż trafi do medyczki.
Dlaczego musiał przynosić wszystkim samego pecha?
Czując jak ślipiach gromadzą mu się łzy, pokręcił łebkiem energicznie. Musiał wziąć się w garść i wysłuchać do końca poleceń Jesionko.
— Masz czas do pełni księżyca na podjęcie decyzji. Wtedy ten potwór wychodzi na żer. Wcześniej tylko obserwuję swoją ofiarę — ogłosił kocurek, patrząc srogo na malucha.
Pigwa pisnął mimowolnie, czując jak znienawidzony płyn zaczyna mu powoli wypływać z oczu. Wizja bycia zjedzonego przez Lisią Gwiazdę brzmiała potwornie i kociak strasznie się tego bał, jednak... czy nie zasługiwał właśnie na to? To przez niego Malinek prawie umarł, a Jesionek miał szlaban i same nieprzyjemności. Arlekinowi należała się odpowiednia kara.
— M-może tak b-będzie lepie... P-przynoszę wszystkim pecha! J-jestem złym o-omenem! — rozryczał się mimo wszystko kociak, ocierając energicznie łzy.
Nie czekając na reakcję Jesionka, pochlipując, ruszył pędem w stronę Oblodzonej Sadzawki. Niespodziewająca się niczego starsza karmicielka właśnie myła Lód. Na widok rozryczanego kocurka kocica uniosła zdziwiona brew.
— C-Ciociu O-oblodzona Sadzawko t-to wszystko moja wina! — wybeczał. — T-to przeze mnie Malinek tak cierpi, t-to wszystko moja wina, n-nie powinienem się u-urodzić... P-przepraszam, że ży-żyję!
<Jesionku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz