W swoim króciutkim życiu czteroksiężycowego kociaka Ostrokrzewik zdążył już nauczyć się pewnej rzeczy. Naprawdę nienawidził sytuacji, w których nie rozumiał co się dzieje. Miał wrażenie, że za każdym razem niosą one za sobą coś złego. W gruncie rzeczy przecież dokładnie tak było, gdy odeszła jego ukochana mamusia, Gęsie Pióro. Gdy jego ojciec przestał całkowicie zwracać na nich uwagę i zaczął traktować ich jak powietrze. Tak było też, gdy jego braciszek zachorował. Pamiętał dobrze, jak przerwał w pół słowa swoją opowieść o tym, jak zwiedzi wszystkie zakamarki nowych terenów, nie tylko strumień; gdy wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że z Leszczynkiem jest coś nie tak. Chwilę później rudzielec tarzał się już po podłodze ze szlochem, wykręcając łapki i wyrywając z nich sierść. Próbowali go uspokoić, kilka razy ktoś krzyknął, a Jaskółcza Łapa pobiegła po medyka, ale na nic się do zdało i chwilę później kociak stracił przytomność. Gdy Świetlikowe Skrzydło przyszła zabrała kocurka do siebie, a jego rodzeństwu dała na wszelki wypadek jakieś zioło uspokajające. Potem Ostrokrzewik mało co pamiętał, był jakiś taki ociężały i ogłupiały, więc zaraz poszedł spać.
Gdy się obudził wypytywał wszystkich co się stało i czy z Leszczynkiem wszystko w porządku, ale dostał mało satysfakcjonujące odpowiedzi. Coś, że jego brat zachorował, bo czuł się niekochany i musi dojść do siebie. Pytał też, czy to jego wina, bo to wszystko stało się, gdy opowiadał o tym, co będzie robił jak już zostanie wojownikiem, ale mimo że Biały Puch wyraźnie zaprzeczyła, sam czuł trochę inaczej. No i koniec końców nadal nic nie rozumiał. Bardzo więc się ucieszył, gdy w końcu powiedziano im, że Leszczynek już się czuje dobrze i mogą go odwiedzić. Od razu chciał lecieć do legowiska medyczki. Dużo mniej radośnie przyjął jednak wiadomość, że nie idą sami.
– Naprawdę Iglasta Gwiazda musi iść z nami? Będziemy grzeczni, nie trzeba nas pilnować – jęczał Białemu Puchowi.
Miał głęboki uraz do ojca po tym, jak przywódca zachowywał się jakby jego dzieci nie istniały. Niby dlaczego nagle zmienił zdanie? Jak już stwierdził, że nie chce mieć z nim kontaktu, to niech da im spokój, a nie!
– Iglasta Gwiazda jest twoim tatą i przywódcą, powinieneś go szanować i cieszyć się, że z wami idzie – mruknęła jedynie karmicielka.
Jaasne. Taki z niego wspaniały ,,tata'', że ignorował ich przez ostatnie kilka księżyców, a jeszcze wcześniej uznał Leszczynka za ten cały ,,zły omen''. Jeśli ktoś tu był winny chorobie kociaka, na pewno ojciec bardziej niż Ostrokrzewik, który przecież nie chciał swoją opowieścią w żaden sposób obrażać brata. Burknął jeszcze pod nosem coś niemiłego o swoim ojcu i wyszedł z kociarni. Szafirek z Iglastą Gwiazdą już na niego czekali.
– Możemy iść – mruknął do Szafirka, ignorując przywódcę i całą drogę starając się iść jak najdalej od niego.
Chwilę później byli już na miejscu. Przez chwilę wszyscy milczeli wpatrywali się w siebie nawzajem, nie wiedząc co powiedzieć. Ostrokrzewik bał się urazić braciszka, nie wiedział jak się postępuje z ,,chorymi'' kociakiami. A do tego nadal irytowała go obecność ojca. W końcu wybąkał z siebie ciche:
– Um, hej, Leszczynek – i podszedł trochę bliżej brata.
Jakby na znak Szafirek też się ocknął i przysiadł przy samym rudzielcu:
– Hej, wszystko w porządku? Jak się czujesz? – spytał.
– J-jest okey – wymruczał cichutko pytany, delikatnie poruszając łapkami pełnymi opatrunków.
Iglasta Gwiazda trzymał się na razie trochę bardziej z tyłu, co Ostrokrzewikowi bynajmniej nie przeszkadzało.
– Um… Przepraszam, jeżeli zachorowałeś przeze mnie – wyrzucił z siebie wreszcie najstarszy z rodzeństwa, nie patrząc na brata. Nadal miał w pamięci, że Leszczynek poczuł się źle, kiedy on opowiadał. Nie wiedział dlaczego, ale bał się, że mógł jakoś nieświadomie spowodować zły stan brata. – P-przykro mi, że źle się poczułeś, nie chciałem, żebyś był ch-chory – dodał i wreszcie odważył się spojrzeć na młodszego kociaka.
<Leszczynek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz