~akcja dzieje się podczas nieobecności Szakłaka na terenach Klanu Nocy~
Kolejne smętne, suchutkie liście szeleściły żałośnie i opadały na ziemię niesione przez mroźny wiatr. Kilka z nich wylądowało Szałwiowej Chmurze na grzbiecie, ale nawet ich nie otrząsnęła. Włóczyła ogon po ziemi i wbijała zimne, pełne smutku spojrzenie w bury, zmarniały dywan pod jej łapami. Przyczyną jej smutku nie była jednak nieuchronnie zbliżająca się pora nagich drzew, a fakt, że jej kochany, chociaż czasem przyprawiający o ból głowy braciszek nie pojawiał się w legowisku wojowników od kilku wschodów słońca. Żwirowa Gwiazda wysłała kilka patroli poszukiwawczych, ale nic poza tym nie mogła zrobić. Czekoladowej do głowy przychodziły już najczarniejsze myśli - podobnie było przecież z Lwią Łapą, który pewnego dnia po prostu nie wrócił i już nigdy nie odnaleziono go żywego. Bezsilność była niczym palący jad, który powoli topił jej nadzieję, a sama kotka pogrążała się w rozpaczy. Codziennie błagała Klan Gwiazdy, aby Szakłakowy Cień odnalazł się cały i zdrów, ale nie nadchodziła żadna odpowiedź ani od Gwiezdnych przodków, ani od liliowego kocura. Nie zauważyła nawet, kiedy łapy same poniosły ją nad brzeg rzeki - miejsce, w którym patrol odnalazł ostatnie, teraz już niemal całkiem zwietrzałe ślady Szakłaka. Siedząc tuż przy rzece i wpatrując się w jej ciemny nurt marzyła, aby zmienić się w porywisty wicher, byleby jak najszybciej przeczesać tereny klanów i znaleźć jakikolwiek, najmniejszy ślad wojownika. I mimo że w obozie nadal pozostawał Żółwi Brzask, któremu również liliowy nie był obojętny, kotka czuła się samotna, jak jeszcze nigdy. Obserwując koty Klanu Nocy zauważyła, że wiele z nich nie wierzy już, że jej brat kiedykolwiek się odnajdzie. Prawdę mówiąc, ona też była już tego bliska, ale jakiś niewielki skrawek nadziei, którego jeszcze nie zdążył spalić jad goryczy kazał jej myśleć, że ta wiara jest jedynym, co pozwala jej utrzymać funkcje życiowe. Jej najdroższy, biedny braciszek mógł snuć się gdzieś w pobliżu albo wręcz przeciwnie - siedzieć gdzieś uwięziony rozpaczliwie oczekując na pomoc. Ze smętnych rozmyślać wyrwał ją podłużny, ciemny kształt pomykający gdzieś pod powierzchnią wody. Czekoladowa skupiła się na nim, po czym nerwowo zamachała ogonem. Kiedy szczupak znalazł się na tyle blisko, że zdołała go dosięgnąć, wyrzuciła go w powietrze. Ryba upadła na ziemię i żałośnie wybałuszyła oczy. O powrocie do wody nie mogło być mowy. Kotka rzuciła jeszcze jedno tęskne spojrzenie w stronę rzeki, po czym chwyciła szczupaka w zęby i udała się w stronę obozu. Sama z pewnością nie zje, ponieważ i gardło, i żołądek miała na tyle zaciśnięte, aby skutecznie jej to uniemożliwić, ale może przynajmniej ktoś inny się pożywi. Upuściła zdobycz na coraz bardziej ubogim przed porą nagich drzew stosie zwierzyny, po czym przycupnęła przed legowiskiem wojowników tylko po to, aby niedługo położyć się spać i na chwilę zapomnieć o utrapieniu, które teraz wisiało jej nad głową niczym burzowa chmura.
~tajm skip, Szakłak wraca do obozu~
Kolejny dzień rozpoczął się niemal identycznie, jak kilka poprzednich. Co gorsza, po bracie Szałwiowej Chmury nadal nie było żadnego śladu. Jej zdziwienie było więc ogromne, kiedy w wejściu do obozu stanął sam wielki poszukiwany, Szakłakowy Cień - zmizerniały, wyczerpany, wychudzony, z matową sierścią i nie ciepłym jak zawsze, a pustym, zobojętniałym wzrokiem. Wparował na środek obozu z małymi kośćmi w pysku, po czym wypluł je jednocześnie przywołując Żwirową Gwiazdę. Brzmiało to trochę jak bełkot, ale na szczęście na tyle wyraźny, aby dało się zrozumieć wypowiedziane przez niego imię. Długowłosa niemal natychmiast chciała się rzucić w jego stronę, tylko nie wiedziała jeszcze z jakim zamiarem. Nie była pewna czy chce go wylizać do czysta i uwielbić Gwiezdnych za sprowadzenie go do domu, czy może dopaść do gardła i zastraszyć, że jeśli jeszcze raz zdecyduje się na taką długą nieobecność w obozie, zostaną mu oberwane uszy. Stwierdziła, że aby podjąć odpowiednią decyzję, wypadałoby najpierw dowiedzieć się, co się stało, ale zanim zdążyła o cokolwiek go zapytać, padł na ziemię wycieńczony. Sercem Szałwii zawładnął wtedy niebywały strach - szczęście szczęściem, gniew gniewem, ale jeśli coś miało mu się stać, była gotowa oddać wszystkie cztery łapy, byleby tylko uchronić go od nieprzyjemności. Teraz jednak leżał bezwładnie na trawie, a jego siostra była równie bezsilna, co wtedy, kiedy nie wiedziała, gdzie przebywał. Mając go przed samym nosem, dosłownie pod łapami, mogła tylko powierzyć jego życie w łapy Dryfującego Obłoku i po raz kolejny pomodlić się do Klanu Gwiazdy, aby nie przyprowadzał jeszcze Szakłaka na niebo, po którym kroczyli przodkowie. Nie mając żadnych informacji o stanie kocura, podeszła bliżej do kości, które wylądowały na polanie. Kości małych zwierząt, niektóre już zupełnie suche i czyste, wokół innych latały jeszcze owady pożywiające się resztkami mięsa. Kotka nie miała pojęcia, z jakiego powodu jej brat zdecydował się przywlec te szczątki do obozu, ale nie chciała wierzyć, że zrobił to bez celu. Kiedy tylko dojdzie do siebie, będzie się z tego wszystkiego musiał porządnie wytłumaczyć nie tylko przed przywódczynią, ale i własną siostrą.
<Szakłak? Żółwik? Albo ktoś na polanie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz