— Ojejku, strasznie Cię przepraszam. — Wyjąkała niezręcznie ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Wojownik nie zwracał uwagi na to, czy ktoś obok niego przychodzi, dlatego właśnie Iskrząca Nadzieja wpadła na niego i ten obalił się na ziemię. Spoglądał na kotkę, która bo przepraszała, lecz gdy spojrzał na drzewa, to ptaki się spłoszyły.
– Następnym razem powinnaś uważać, po spłoszyłaś mi ptaki do obserwacji. – Patrzył na puste drzewo bez ptaków. I co teraz będzie oglądał? Oglądanie kotów jest nudne, bo wszystkie już zna i często przewiduje ich ruchy, u zwierzyny jest inaczej, przenigdy nie wiesz, jaka się pojawi i co będzie robiła. – To skoro już na mnie wpadłaś to, jakie były twoje przemyślenia, że aż musiałaś na mnie wpaść? – Zapytał, siadając na ziemi.
—Jeszcze raz strasznie Cię przepraszam, nie chciałam… — Wydukała a po chwili ciszy odpowiedziała na pytanie kocura. — Chyba polubiłam kocura, ale jest już na to za późno… Znaczy nie wiem, czy go lubię, po prostu… Sama nie wiem. — Mruknęła cicho siadając obok wojownika, nie do końca pewna, czy może.
– Hmmm… – Zamyślił się po czym popatrzył w niebo. – Cóż, ja jeszcze nie mam kogoś, kogo bym mógł lubić. Po prostu przenigdy mi to nie przeszło przez głowę. Jako kociak nie myślałem o tym i jako uczeń nie myślałem o tym, bo miałem trening na głowie. – Zamilkł, widząc dwa ptaki, które okazywały sobie miłość na drzewie. – Jako wojownik teraz pomyślałem o tym, gdy mi powiedziałaś o tym. Miłość jest strasznie losowa i nie wiadomo kogo pokochasz. – Patrzył nadal na ptaki, po czym powędrował spojrzeniem do rozmówczyni. – A kim jest ten kocur, o którym myślisz?
— Uh… Nie jestem pewna, czy go lubię, czy to zauroczenie, czy to tylko smutek, że tracę go jako przyjaciela, ale wydaje mi się, że zależy mi na Syczkowym Szepcie bardziej niż bym chciała… Tylko błagam nie mów o tym nikomu, będę skończona i tylko spalę się ze wstydu. — Mruknęła cicho, tak aby tylko on mógł to usłyszeć, patrząc mu w oczy podczas gorączkowego przebierania łapami.
– Hmmm… – Zamyślił się po czym popatrzył w niebo. – Cóż, ja jeszcze nie mam kogoś, kogo bym mógł lubić. Po prostu przenigdy mi to nie przeszło przez głowę. Jako kociak nie myślałem o tym i jako uczeń nie myślałem o tym, bo miałem trening na głowie. – Zamilkł, widząc dwa ptaki, które okazywały sobie miłość na drzewie. – Jako wojownik teraz pomyślałem o tym, gdy mi powiedziałaś o tym. Miłość jest strasznie losowa i nie wiadomo kogo pokochasz. – Patrzył nadal na ptaki, po czym powędrował spojrzeniem do rozmówczyni. – A kim jest ten kocur, o którym myślisz?
— Uh… Nie jestem pewna, czy go lubię, czy to zauroczenie, czy to tylko smutek, że tracę go jako przyjaciela, ale wydaje mi się, że zależy mi na Syczkowym Szepcie bardziej niż bym chciała… Tylko błagam nie mów o tym nikomu, będę skończona i tylko spalę się ze wstydu. — Mruknęła cicho, tak aby tylko on mógł to usłyszeć, patrząc mu w oczy podczas gorączkowego przebierania łapami.
— Syczkowy Szept? A czemu miałabyś go tracić, z tego, co słyszę, macie dobre kontakty ze sobą. – Przynajmniej tak mu powiedziała Nadzieja, nie trapił tego, czemu. Gdy jest miłość to pojawia się multum uczuć, gdy się coś komuś wygaduje. Może to zły pomysł, żeby się zakochać w kimś? W końcu z tego, co widział, jego rodzice też powoli nie mają ku sobie dobrze, więc nie wiedział, co będzie z nim.
– Chodzi ci o tę delegację z Algową Strugą? — Zapytał Liliowy.
— Tak… Oni już chyba od dłuższego czasu się kumplowali, nie wiem, nie pytałam za często o tę kotkę, ale nie dziwię mu się jest naprawdę fantastyczna… — Powiedziała, zamykając się, wpatrując się w ptaki.
— Nie sądzę, żeby tak było, pewnie to tylko jakaś zwykła znajoma. — Patrzył na ptaki razem z nią. — To, że dała mu swój zad to nic nie znaczy. Syczkowy Szept przecież był wyznaczony do połączenia sojuszu, więc nie miał wyboru, tak więc robił to tylko w potrzebie naszego klanu. Wiesz, nawet jeśli urodzi się potomek, który ma zapieczętować sojusz klanu nocy z wilkiem to nic nie zmieni w ich relacji i twojej z nim, więc jeśli ci na nim zależy to mu to powiedz. Przynajmniej, po to żeby siebie nie okłamywać, że jest inaczej. – Spojrzał na niepewną wojowniczkę, mając nadzieję, że to zrozumie.
— Ech, wiesz ja nawet sama nie wiem, czy go lubię i jestem pewna, że on mnie nie lubi, a już pewno na takim poziome. — Mruknęła smutno, patrząc wraz z Miodowa Korą na pięknie śpiewające ptaszki. — To ja się do niego od dziecka przykleiłam, to ja zaczynałam konwersację… On tylko to znosił, bo nie chciał, żebym była smutna, chyba…
– Gdyby Syczkowy Szept naprawdę nie lubił, by twego towarzystwa, to, by ci powiedział o tym, ale skoro ci nie mówił to pewnie jest inaczej, ale wiesz, skoro tak dużo o nim myślisz, to jest dla ciebie czymś więcej niż przyjacielem. – Kotka jednak mu zadała pytanie, czy on nigdy nie miał kogoś. Zbiło go trochę z tropu. – Niestety nigdy nikogo nie miałem, w kim mógłbym się zakochać, nie ma w klanie wilka kotek w moim wieku, więc trudno, by mi było mieć kogoś na oku i się zauroczyć. – Popatrzył na ziemię. – W pewnym sensie ci zazdroszczę, że masz kogoś… – Patrzył dalej na ziemię, lecz przesunął wzrok na łapy, nie wiedząc co mówić dalej.
— Wiesz, ja nie jestem tego pewna zresztą nikogo na razie nie mam, więc łącze się w bólu… Posłucham się Twojej rady, ale nie teraz… Trochę poczekam i spróbuję się od niego dowiedzieć, jak blisko jest z Algową Strugą oraz jak bardzo lubi mnie. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś, to dużo dla mnie Znaczy. — Wymruczała, patrząc w oczy kocura. — Może teraz Ty chcesz się wygadać?
– Cóż, ja nic nie mam do wygadania czuje się dobrze. – Nie był pewny, czy może jej się wygadać, bowiem był chodzącym kołtunem emocji, jak i katastrof, niedawno bowiem znowu jeden z jego członków rodziny został poniżony przez Sosnową Gwiazdę, Rysiemu Tropowi obniżyli rangę do uczniowskiej i zbito ją publicznie oraz została wyrzutkiem, choć nie aż, takim jak Głupia Łapa jednak i tak się martwił o nią. Po prostu miał wrażenie, że z każdym księżycem jest gorzej z jego rodziną, a miało być lepiej, a nie jest… – Mam nadzieję, że ci się uda z Syczkowym Szeptem. – Próbował wspierać kotkę i oczyścić swoje myśli.
— Ach dziękuję Ci za troskę, ale czy nie martwisz się o swoje siostry? Znam się trochę bliżej z Rysim Tropem, próbowałam zagadać też do wiadomo kogo… Ja chyba nie martwię się o swoje siostry, prędzej one o mnie. Ja jestem z nich bardzo dumna. Sałatka wyrosła na piękną zdrową i mocarną wojowniczkę, a Jaskółka zawsze była czułą i troskliwą oraz radosną i pełną śmiechu kotką. To ja zawsze byłam tą najdziwniejszą, najsłabszą, najwolniej się rozwijałam… Najpóźniej zostałam wojowniczką, nikt nadal mnie nie lubi, czy kocha i raczej nigdy nie będzie z moim fartem do miłości… Na początku mało kto mnie akceptował, bo nie jestem z krwi wilczaka, co nie znaczy, że nie jestem wierna mojemu klanowi. Jestem coraz dalej z matką… Moja była mentorka, była dla mnie lepsza niż moja matka, byłam z nią bliżej… Nienawidzę siebie ani swojej osobowości… Czemu muszę być taka niesforna, głupia, uczepliwa… Nie rozumiem, już naprawdę nic nie rozumiem… — Wybełkotała z zaszklonymi oczami, patrząc w ziemię. Nie chciała się rozpłakać przed nowo poznanym kocurem, więc zaraz szybko otarła oczy łapą, nastała chwila ciszy z jej strony.
– Oczywiście, że tak! Nie wiesz jak bardzo… Głupia Łapa jest ciągle uczniem i nawet bez dobrego poziomu, z każdym księżycem istnieje szansa, że ją wygnają lub co gorsza, zabiją… a nie wspomnę już o Rysim Tropie. Która też została poniżona fizycznie przez Sosnową Gwiazdę, teraz nie ma ani godności wojownika, ani ucznia, jedyny kot, o którego się nie martwię to Lamentująca Toń. Jest waleczna i ambitna, jest wręcz dumą moich rodziców, która się ostała pośród moich sióstr, jest jej przeznaczone zostać następnym mistrzem, jest ulubienicą Topielcowego Lamentu, nie to co ja, po prostu przenigdy jej nie dorównam. Skarabeuszowa Łapa mogła zostać następną medyczką i dumą mojej matki, ale jej nietrzymanie tajemnic było wyżej od niej, a za to Rysi Trop została upokorzona przez swoje zaniedbanie obowiązków. One są wszystkim tym, czym ja chciałbym być! Chce być! A nie mogę… Od urodzenia byłem skazany, by być słabszym od nich, nawet Borsucza Puszcza mną gardziła jak mnie trenowała, do dziś nie jestem pewny, czy jestem wystarczający, skoro ona tego nie widziała we mnie. Chciałbym czasem, żeby te wszystkie nieszczęścia spadły na mnie! Żeby ta rodzina była znowu idealna, ale nie! Ostałem się ja wśród moich dwóch sióstr, kot który jest najgorszy z rodzeństwa, który nie jest ideałem. – Po tym patrzył przed siebie w niebo, które było puste.
– Nie wiem czy jestem głupi, czy po prostu jestem zdesperowany, że tyle powiedziałem przy tobie. – Widać było po nim przygnębienie po słowach, które się wylały niczym strumień z rwącej rzeki, przenigdy nie mówił nikomu, jak się czuł, więc taki był skutek.
— Hej, nie mów tak o sobie jesteś naprawdę świetny, a Borsucza Puszcza… Jej nie pasuje nic, wiem to, jako jej córka… Więc nie przejmuj się nią ani jej opinią. Pamiętaj, że masz teraz mnie, możesz do mnie przyjść i się wygadać. Jak zresztą widzisz jesteśmy do siebie nawet podobni. — Mruknęła, patrząc głęboko w oczy kocura, cieszyło ją, że postanowił się przede nią otworzyć. Nawet bardzo. Wreszcie poczuła, że ktoś jej ufa, że kogoś obchodzi jej istnienie. Ciepło i szczerze uśmiechnęła się do Miodowej Kory.
– Dzięki, a ty za to jesteś świetną wojowniczką i starasz się, by inni byli szczęśliwi. Wykonujesz świetną robotę, widzę to jak się starasz. Zwłaszcza dla tych, na których ci zależy, więc nie przestawaj. Podobni? – Gdy wspomniała o podobieństwach między nimi to lekko się zdziwił. – Myślę, że mogę się z tobą, zgodzić. – Byli niby podobni, choć w jakimś stopniu, przynajmniej cieszył się, że znalazł kota, z którym wiedział, że może pogadać, wiedział w tym momencie, że Syczkowy Szept miał szczęście, że kocha ją taka kotka jak ona. – Jak dobrze przynajmniej wiedzieć, że nie jestem sam w tym klanie. – Powiedział, patrząc na ptaki, które nadal siedziały na drzewie, gdy oni gadali.
— Dobrze jest mieć świadomość, że nie jest się takim odludkiem. A przynajmniej nie samemu.— mruknęła, puszczając oko do nowego przyjaciela. Musiała przyznać, polubiła go. Umiał słuchać był sympatyczny uroczy, zdziwiło ją, że tak się przed nią otworzył. Ale pozytywnie. Będzie z tego piękna przyjaźń. — Przyjaciele? — spytała, uśmiechając się ciepło w stronę bursztynowookiego wpatrującego się w ptaki.
Cieszył się z szybkiego towarzystwa, jakiego uświadczył z Iskrzącą Nadzieją, że znalazł sobie kota, z którym by mógł porozmawiać, choć było dla niego od jakiegoś czasu trudniej się otworzyć przy kimkolwiek z klanu.
— Tak… Oni już chyba od dłuższego czasu się kumplowali, nie wiem, nie pytałam za często o tę kotkę, ale nie dziwię mu się jest naprawdę fantastyczna… — Powiedziała, zamykając się, wpatrując się w ptaki.
— Nie sądzę, żeby tak było, pewnie to tylko jakaś zwykła znajoma. — Patrzył na ptaki razem z nią. — To, że dała mu swój zad to nic nie znaczy. Syczkowy Szept przecież był wyznaczony do połączenia sojuszu, więc nie miał wyboru, tak więc robił to tylko w potrzebie naszego klanu. Wiesz, nawet jeśli urodzi się potomek, który ma zapieczętować sojusz klanu nocy z wilkiem to nic nie zmieni w ich relacji i twojej z nim, więc jeśli ci na nim zależy to mu to powiedz. Przynajmniej, po to żeby siebie nie okłamywać, że jest inaczej. – Spojrzał na niepewną wojowniczkę, mając nadzieję, że to zrozumie.
— Ech, wiesz ja nawet sama nie wiem, czy go lubię i jestem pewna, że on mnie nie lubi, a już pewno na takim poziome. — Mruknęła smutno, patrząc wraz z Miodowa Korą na pięknie śpiewające ptaszki. — To ja się do niego od dziecka przykleiłam, to ja zaczynałam konwersację… On tylko to znosił, bo nie chciał, żebym była smutna, chyba…
– Gdyby Syczkowy Szept naprawdę nie lubił, by twego towarzystwa, to, by ci powiedział o tym, ale skoro ci nie mówił to pewnie jest inaczej, ale wiesz, skoro tak dużo o nim myślisz, to jest dla ciebie czymś więcej niż przyjacielem. – Kotka jednak mu zadała pytanie, czy on nigdy nie miał kogoś. Zbiło go trochę z tropu. – Niestety nigdy nikogo nie miałem, w kim mógłbym się zakochać, nie ma w klanie wilka kotek w moim wieku, więc trudno, by mi było mieć kogoś na oku i się zauroczyć. – Popatrzył na ziemię. – W pewnym sensie ci zazdroszczę, że masz kogoś… – Patrzył dalej na ziemię, lecz przesunął wzrok na łapy, nie wiedząc co mówić dalej.
— Wiesz, ja nie jestem tego pewna zresztą nikogo na razie nie mam, więc łącze się w bólu… Posłucham się Twojej rady, ale nie teraz… Trochę poczekam i spróbuję się od niego dowiedzieć, jak blisko jest z Algową Strugą oraz jak bardzo lubi mnie. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś, to dużo dla mnie Znaczy. — Wymruczała, patrząc w oczy kocura. — Może teraz Ty chcesz się wygadać?
– Cóż, ja nic nie mam do wygadania czuje się dobrze. – Nie był pewny, czy może jej się wygadać, bowiem był chodzącym kołtunem emocji, jak i katastrof, niedawno bowiem znowu jeden z jego członków rodziny został poniżony przez Sosnową Gwiazdę, Rysiemu Tropowi obniżyli rangę do uczniowskiej i zbito ją publicznie oraz została wyrzutkiem, choć nie aż, takim jak Głupia Łapa jednak i tak się martwił o nią. Po prostu miał wrażenie, że z każdym księżycem jest gorzej z jego rodziną, a miało być lepiej, a nie jest… – Mam nadzieję, że ci się uda z Syczkowym Szeptem. – Próbował wspierać kotkę i oczyścić swoje myśli.
— Ach dziękuję Ci za troskę, ale czy nie martwisz się o swoje siostry? Znam się trochę bliżej z Rysim Tropem, próbowałam zagadać też do wiadomo kogo… Ja chyba nie martwię się o swoje siostry, prędzej one o mnie. Ja jestem z nich bardzo dumna. Sałatka wyrosła na piękną zdrową i mocarną wojowniczkę, a Jaskółka zawsze była czułą i troskliwą oraz radosną i pełną śmiechu kotką. To ja zawsze byłam tą najdziwniejszą, najsłabszą, najwolniej się rozwijałam… Najpóźniej zostałam wojowniczką, nikt nadal mnie nie lubi, czy kocha i raczej nigdy nie będzie z moim fartem do miłości… Na początku mało kto mnie akceptował, bo nie jestem z krwi wilczaka, co nie znaczy, że nie jestem wierna mojemu klanowi. Jestem coraz dalej z matką… Moja była mentorka, była dla mnie lepsza niż moja matka, byłam z nią bliżej… Nienawidzę siebie ani swojej osobowości… Czemu muszę być taka niesforna, głupia, uczepliwa… Nie rozumiem, już naprawdę nic nie rozumiem… — Wybełkotała z zaszklonymi oczami, patrząc w ziemię. Nie chciała się rozpłakać przed nowo poznanym kocurem, więc zaraz szybko otarła oczy łapą, nastała chwila ciszy z jej strony.
– Oczywiście, że tak! Nie wiesz jak bardzo… Głupia Łapa jest ciągle uczniem i nawet bez dobrego poziomu, z każdym księżycem istnieje szansa, że ją wygnają lub co gorsza, zabiją… a nie wspomnę już o Rysim Tropie. Która też została poniżona fizycznie przez Sosnową Gwiazdę, teraz nie ma ani godności wojownika, ani ucznia, jedyny kot, o którego się nie martwię to Lamentująca Toń. Jest waleczna i ambitna, jest wręcz dumą moich rodziców, która się ostała pośród moich sióstr, jest jej przeznaczone zostać następnym mistrzem, jest ulubienicą Topielcowego Lamentu, nie to co ja, po prostu przenigdy jej nie dorównam. Skarabeuszowa Łapa mogła zostać następną medyczką i dumą mojej matki, ale jej nietrzymanie tajemnic było wyżej od niej, a za to Rysi Trop została upokorzona przez swoje zaniedbanie obowiązków. One są wszystkim tym, czym ja chciałbym być! Chce być! A nie mogę… Od urodzenia byłem skazany, by być słabszym od nich, nawet Borsucza Puszcza mną gardziła jak mnie trenowała, do dziś nie jestem pewny, czy jestem wystarczający, skoro ona tego nie widziała we mnie. Chciałbym czasem, żeby te wszystkie nieszczęścia spadły na mnie! Żeby ta rodzina była znowu idealna, ale nie! Ostałem się ja wśród moich dwóch sióstr, kot który jest najgorszy z rodzeństwa, który nie jest ideałem. – Po tym patrzył przed siebie w niebo, które było puste.
– Nie wiem czy jestem głupi, czy po prostu jestem zdesperowany, że tyle powiedziałem przy tobie. – Widać było po nim przygnębienie po słowach, które się wylały niczym strumień z rwącej rzeki, przenigdy nie mówił nikomu, jak się czuł, więc taki był skutek.
— Hej, nie mów tak o sobie jesteś naprawdę świetny, a Borsucza Puszcza… Jej nie pasuje nic, wiem to, jako jej córka… Więc nie przejmuj się nią ani jej opinią. Pamiętaj, że masz teraz mnie, możesz do mnie przyjść i się wygadać. Jak zresztą widzisz jesteśmy do siebie nawet podobni. — Mruknęła, patrząc głęboko w oczy kocura, cieszyło ją, że postanowił się przede nią otworzyć. Nawet bardzo. Wreszcie poczuła, że ktoś jej ufa, że kogoś obchodzi jej istnienie. Ciepło i szczerze uśmiechnęła się do Miodowej Kory.
– Dzięki, a ty za to jesteś świetną wojowniczką i starasz się, by inni byli szczęśliwi. Wykonujesz świetną robotę, widzę to jak się starasz. Zwłaszcza dla tych, na których ci zależy, więc nie przestawaj. Podobni? – Gdy wspomniała o podobieństwach między nimi to lekko się zdziwił. – Myślę, że mogę się z tobą, zgodzić. – Byli niby podobni, choć w jakimś stopniu, przynajmniej cieszył się, że znalazł kota, z którym wiedział, że może pogadać, wiedział w tym momencie, że Syczkowy Szept miał szczęście, że kocha ją taka kotka jak ona. – Jak dobrze przynajmniej wiedzieć, że nie jestem sam w tym klanie. – Powiedział, patrząc na ptaki, które nadal siedziały na drzewie, gdy oni gadali.
— Dobrze jest mieć świadomość, że nie jest się takim odludkiem. A przynajmniej nie samemu.— mruknęła, puszczając oko do nowego przyjaciela. Musiała przyznać, polubiła go. Umiał słuchać był sympatyczny uroczy, zdziwiło ją, że tak się przed nią otworzył. Ale pozytywnie. Będzie z tego piękna przyjaźń. — Przyjaciele? — spytała, uśmiechając się ciepło w stronę bursztynowookiego wpatrującego się w ptaki.
Cieszył się z szybkiego towarzystwa, jakiego uświadczył z Iskrzącą Nadzieją, że znalazł sobie kota, z którym by mógł porozmawiać, choć było dla niego od jakiegoś czasu trudniej się otworzyć przy kimkolwiek z klanu.
– Jasne, przyjaźń! – Powiedział radośnie, uzyskał przynajmniej jakiś nowy kontakt w klanie oprócz jego rodziny, co było pozytywnym krokiem w jego trudnym życiu. – Co ty na to, żeby wrócić już do obozu? – Spytał wojowniczkę, widząc, że już jest późno.
— Tak, przydałoby się, zanim zaczną nas szukać. — Zachichotała, idąc u boku nowego przyjaciela w stronę obozu.
— Bardzo miło się rozmawiało, cieszę się, że mam w gronie przyjaciół kogoś, takiego jak Ty.
Miodowa Kora się uśmiechnął i odparł.
— Tak, przydałoby się, zanim zaczną nas szukać. — Zachichotała, idąc u boku nowego przyjaciela w stronę obozu.
— Bardzo miło się rozmawiało, cieszę się, że mam w gronie przyjaciół kogoś, takiego jak Ty.
Miodowa Kora się uśmiechnął i odparł.
— Też się cieszę że mam kogoś żeby już nie iść samemu przed siebie. - Odpowiedział po czym poszedł za nią do domu będąc szczęśliwym tego dnia.
[Nadziejo?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz