Większość dzisiejszego dnia spędziła w Grocie Pamięci, pomagając Czuwającej Salamandrze w porządkach. Szylkretka zastanawiała się, czy poruszyć temat ucznia kronikarza z młodszą, jednak zauważyła, że córka Ostowego Pędu nie jest w humorze. Znowu. Jednak dzisiaj jakoś specjalnie. Dlatego też postanowiła starannie wykonać powierzone jej zadania przez kotkę. A było ich na tyle dużo, że do obozu wróciła, gdy zmierzchało.
– Wszystko dobrze? – spytała dostrzegając grymas na pysku kotki
– Nie. Boli mnie brzuch... – wydukała przez zaciśnięte zęby. Zmartwiona Margartekowy Zmierzch niemal natychmiast wyrecytowała z pamięci zioła, po które kocica powinna się udać do medyków. Salamandra nie pozwoliła jej dokończyć. – Wiem to! To nie pierwszy raz, gdy boli mnie brzuch! – wtrąciła podniesionym głosem. – Ugh. Żebym ze wszystkich kotów w klanie ciągle trafiała na zepsute piszczki. I to kolejny raz z rzędu...
Margaretka była przyzwyczajona do stylu bycia Salamandry. Bywała co prawda trudna, ale szło się z nią porozumieć. W niektórych sprawach bardziej niż Obserwującą Gwiazdę przypominała jej Lwią Paszczę. Jednak nagły wybuch kronikarki zaskoczył ją. Położyła po sobie uszy i odprowadziła spojrzeniem kocicę, która zniknęła w legowisku medyków. Miała nadzieję, że to faktycznie tylko zatrucie po spożyciu nieświeżego gryzonia, a nie coś poważniejszego.
Słysząc dobrze znajome głos, od razu na pysk przybrała uśmiech. Królicza Gwiazda rozmawiał ze swoim bratem, Barszczową Łodygą, kierując się w jej stronę.
– Pokłóciłyście się? – spytał Królik, starając się zapuścić żurawia do legowiska medyków.
– Nie. Przynajmniej mam taką nadzieję. – westchnęła. – Podobno od dłuższego czasu boli ją brzuch i jej niedobrze. Zirytowała się, gdy powiedziałam jej jakie zioła powinna zażyć. Pewnie od reszty medyków usłyszała to samo i to nie raz. Nic dziwnego, że wybuchła.
– A może jest przy nadziei? – spytał nagle Barszcz, wymawiając na głos kolejną możliwość, o której również i Margaretka przez chwilę pomyślała. Niektóre symptomy mogły wskazać na ciąże, jednak w przypadku szylkretki widać było, że cierpi, co raczej wykluczało ciążę, jak i sam fakt, że zamiast przytyć, wydawać by się mogło, że kotka traci na wadze.
– Nie. – odparła Margaretka. – Nic nie mówiła mi na ten temat, a myślę, że byłabym jednym z pierwszych kotów, nie licząc medyków i rodzeństwa, z którym podzieliłaby się wielką nowiną. Poza tym z żadnym z kocurów nie jest na tyle blisko, aby... – urwała. Nie była pora na snucie domysłów na temat życia romantycznego kronikarki. – Może po prostu trafiła jej się nieświeża piszczka i może ma bardzo delikatny układ pokarmowy... Jest wiele możliwości. Na pewno medycy zadbają o nią. – podsumowała. – A właśnie, Barszczowa Łodygo. – zwróciła się do szwagra. – Czy mogłabym dołączyć do ciebie podczas treningu Chomiczej Łapy razem z Zawodzącą Łapą? Pomyślałam, że Echo mógłby się wiele nauczyć od starszej uczennicy i by go to bardziej zmotywowało do odbycia szkolenia. I pewnie ucieszyłby się, że może spędzić trochę czasu z tobą, nawet jeśli w większym gronie. Ja również.
– Wszystko dobrze? – spytała dostrzegając grymas na pysku kotki
– Nie. Boli mnie brzuch... – wydukała przez zaciśnięte zęby. Zmartwiona Margartekowy Zmierzch niemal natychmiast wyrecytowała z pamięci zioła, po które kocica powinna się udać do medyków. Salamandra nie pozwoliła jej dokończyć. – Wiem to! To nie pierwszy raz, gdy boli mnie brzuch! – wtrąciła podniesionym głosem. – Ugh. Żebym ze wszystkich kotów w klanie ciągle trafiała na zepsute piszczki. I to kolejny raz z rzędu...
Margaretka była przyzwyczajona do stylu bycia Salamandry. Bywała co prawda trudna, ale szło się z nią porozumieć. W niektórych sprawach bardziej niż Obserwującą Gwiazdę przypominała jej Lwią Paszczę. Jednak nagły wybuch kronikarki zaskoczył ją. Położyła po sobie uszy i odprowadziła spojrzeniem kocicę, która zniknęła w legowisku medyków. Miała nadzieję, że to faktycznie tylko zatrucie po spożyciu nieświeżego gryzonia, a nie coś poważniejszego.
Słysząc dobrze znajome głos, od razu na pysk przybrała uśmiech. Królicza Gwiazda rozmawiał ze swoim bratem, Barszczową Łodygą, kierując się w jej stronę.
– Pokłóciłyście się? – spytał Królik, starając się zapuścić żurawia do legowiska medyków.
– Nie. Przynajmniej mam taką nadzieję. – westchnęła. – Podobno od dłuższego czasu boli ją brzuch i jej niedobrze. Zirytowała się, gdy powiedziałam jej jakie zioła powinna zażyć. Pewnie od reszty medyków usłyszała to samo i to nie raz. Nic dziwnego, że wybuchła.
– A może jest przy nadziei? – spytał nagle Barszcz, wymawiając na głos kolejną możliwość, o której również i Margaretka przez chwilę pomyślała. Niektóre symptomy mogły wskazać na ciąże, jednak w przypadku szylkretki widać było, że cierpi, co raczej wykluczało ciążę, jak i sam fakt, że zamiast przytyć, wydawać by się mogło, że kotka traci na wadze.
– Nie. – odparła Margaretka. – Nic nie mówiła mi na ten temat, a myślę, że byłabym jednym z pierwszych kotów, nie licząc medyków i rodzeństwa, z którym podzieliłaby się wielką nowiną. Poza tym z żadnym z kocurów nie jest na tyle blisko, aby... – urwała. Nie była pora na snucie domysłów na temat życia romantycznego kronikarki. – Może po prostu trafiła jej się nieświeża piszczka i może ma bardzo delikatny układ pokarmowy... Jest wiele możliwości. Na pewno medycy zadbają o nią. – podsumowała. – A właśnie, Barszczowa Łodygo. – zwróciła się do szwagra. – Czy mogłabym dołączyć do ciebie podczas treningu Chomiczej Łapy razem z Zawodzącą Łapą? Pomyślałam, że Echo mógłby się wiele nauczyć od starszej uczennicy i by go to bardziej zmotywowało do odbycia szkolenia. I pewnie ucieszyłby się, że może spędzić trochę czasu z tobą, nawet jeśli w większym gronie. Ja również.
<Szwagrze Barszczu? Niezobowiązująca sesja, aby ładnie przedstawić rodzinne więzy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz