"Może i była o trzy księżyce starsza ode mnie, ale zachować to się nie umiała!" — chciał powiedzieć, ale się ugryzł w język. Może niańczą ją z powodu swojego wzrostu...
"No nic, może mógłbym ją nauczyć paru przydatnych zachowań, które mogłyby sprawić, że będzie wyglądać i zachowywać się jak na prawie wojownika przystało!"
Nie sądził, że kotka się na niego rzuci. Nie sądził też, że skomplementuje jego jakże brzydkie oczyska... Pobratymcy nie zwracali na niego większej uwagi, więc myślał, że to przez brązowawe, nudne oczy. Nie miał takich ciekawych, interesujących jak Zabłąkana Łapa i nie posiadał tak pięknych, zapierających dech w piersiach miodowych, złotych oczu jak jego mentor. A jednak... Ktoś zwrócił na nie uwagę. Bardzo się zdziwił, gdy usłyszał takie miłe słowa... I to na granicy! Myślał, że kotka rzuci w jego stronę obelgami lub co gorsza — stanie do walki! Gdyby kotka nie przypominała bachora, Kosaciec może i by się cieszył taką myślą... Mógłby się wiele nauczyć i dopiąć swego, że jest lepszy od niziutkiej, zapewne bardziej doświadczonej niż on, uczennicy! Z zamyśleń wyrwał go głos szylkretowej:
— Jestem Postrzępiona Łapa. Jak masz na imię...?
Kosaćcowa Łapa chwilę się jej przyglądał, mając wrażenie, że powinien też ją skomplementować. Ale dziwne było to, że co zrobiła starsza uczennica, to powiedziała młodszemu uczniowi, że miał piękne oczy. Może to był czas, aby się przechwalać? Może Postrzępiona Łapa doceni go, jeśli zacznie jej mówić, jaki jest wspaniały? Uśmiechnął się jak wcześniej i rzekł:
— Ten jakże przystojny kot, na jakiego teraz patrzysz i od którego nie możesz oderwać wzroku... — Ostrożnie zaczął, mając uniesioną brodę do góry, ale patrzył w dół na koteczkę i puszył niby lwią grzywę. — Zwie się Kosaćcowa Łapa. Najlepszym uczniem pod słońcem, jeśli nie wyżej! — I wrócił do siedzącej pozycji, oparł bródkę na prawej łapie, spojrzał prosto na jej oczy, nie odrywając wzroku ze swoim uśmieszkiem i po namyśle dodał — Teraz możemy być na równi, malutka uczennico, która rozświetla mój dzień bardziej niż słoneczne promienie padające na mój i twój rozpromieniony pyszczek.
Miał nadzieję, że Postrzępiona Łapa nie wlepię mu za to, jak kiedyś zrobiła to jego bardzo dobra przyjaciółka Brukselka, gdy oślinił jej lewy bok, kiedy smacznie spał. Miał taki piękny sen... A przynajmniej tak sądził, bo teraz nie pamięta go tak wyraźnie, jak wtedy, gdy sam w nim był.
Oczekiwał jej odpowiedzi, uśmiechnięty, choć wiedział, że albo go spoliczkuje, albo zrobi coś gorszego. Chciałby jednak tę pierwszą opcję, choć wolałby, aby koteczka najpierw podziękowała, a potem popsuła mu jego przystojny pyszczek.
"No nic, może mógłbym ją nauczyć paru przydatnych zachowań, które mogłyby sprawić, że będzie wyglądać i zachowywać się jak na prawie wojownika przystało!"
Nie sądził, że kotka się na niego rzuci. Nie sądził też, że skomplementuje jego jakże brzydkie oczyska... Pobratymcy nie zwracali na niego większej uwagi, więc myślał, że to przez brązowawe, nudne oczy. Nie miał takich ciekawych, interesujących jak Zabłąkana Łapa i nie posiadał tak pięknych, zapierających dech w piersiach miodowych, złotych oczu jak jego mentor. A jednak... Ktoś zwrócił na nie uwagę. Bardzo się zdziwił, gdy usłyszał takie miłe słowa... I to na granicy! Myślał, że kotka rzuci w jego stronę obelgami lub co gorsza — stanie do walki! Gdyby kotka nie przypominała bachora, Kosaciec może i by się cieszył taką myślą... Mógłby się wiele nauczyć i dopiąć swego, że jest lepszy od niziutkiej, zapewne bardziej doświadczonej niż on, uczennicy! Z zamyśleń wyrwał go głos szylkretowej:
— Jestem Postrzępiona Łapa. Jak masz na imię...?
Kosaćcowa Łapa chwilę się jej przyglądał, mając wrażenie, że powinien też ją skomplementować. Ale dziwne było to, że co zrobiła starsza uczennica, to powiedziała młodszemu uczniowi, że miał piękne oczy. Może to był czas, aby się przechwalać? Może Postrzępiona Łapa doceni go, jeśli zacznie jej mówić, jaki jest wspaniały? Uśmiechnął się jak wcześniej i rzekł:
— Ten jakże przystojny kot, na jakiego teraz patrzysz i od którego nie możesz oderwać wzroku... — Ostrożnie zaczął, mając uniesioną brodę do góry, ale patrzył w dół na koteczkę i puszył niby lwią grzywę. — Zwie się Kosaćcowa Łapa. Najlepszym uczniem pod słońcem, jeśli nie wyżej! — I wrócił do siedzącej pozycji, oparł bródkę na prawej łapie, spojrzał prosto na jej oczy, nie odrywając wzroku ze swoim uśmieszkiem i po namyśle dodał — Teraz możemy być na równi, malutka uczennico, która rozświetla mój dzień bardziej niż słoneczne promienie padające na mój i twój rozpromieniony pyszczek.
Miał nadzieję, że Postrzępiona Łapa nie wlepię mu za to, jak kiedyś zrobiła to jego bardzo dobra przyjaciółka Brukselka, gdy oślinił jej lewy bok, kiedy smacznie spał. Miał taki piękny sen... A przynajmniej tak sądził, bo teraz nie pamięta go tak wyraźnie, jak wtedy, gdy sam w nim był.
Oczekiwał jej odpowiedzi, uśmiechnięty, choć wiedział, że albo go spoliczkuje, albo zrobi coś gorszego. Chciałby jednak tę pierwszą opcję, choć wolałby, aby koteczka najpierw podziękowała, a potem popsuła mu jego przystojny pyszczek.
<Malutka uczennico?>
[433 słów}
[przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz