Zjadł ze smakiem, a następnie wylizał dokładnie swoje futro, oraz łapy i pyszczek.
Najładniejsze pióra wziął delikatnie w zęby, udając poza obóz. Szukał żywicy na drzewach, której mógłby użyć do sklejenia czegoś z tych ładnych piórek. Może mała ozdoba?
Pytanie tylko, czy kocur powinien chodzić przywdziany w kolorowe piórka…
Poszedł aż na granice trzech klanów, jego, Klifu oraz Wilka. Ponieważ w Klanie Wilka było najwięcej drzew, a kilka znajdowało się po ich stronie, uznał, że to wykorzysta. Miał przy okazji bardzo przyjemny spacer, a chłodny wiatr muskał jego futro.
Znalazł w końcu upragnionych kilka kropel żywicy, sklejając, nieco niezdarnie, kolorową ozdobę. Wetknął ją sobie gdzieś pomiędzy futro, ale samemu to nie tak prosto…
Ruszył następnie wzdłuż granicy z Klanem Klifu, zastanawiając się, czy spotka może patrol burzaków. Mógłby się do nich dołączyć i wspólnie wrócić do obozu.
Szedł i szedł, a pogoda delikatnie się poprawiała. Z pochmurnych chmur wyszło nieco słońca, jednak nie ogrzało go w ogóle pogody. Wiatr, choć się uspokoił, dalej ochładzał swym dotykiem jego pyszczek i ciało. Barszcz miał nadzieję, że nie złapie go deszcz ani żadna śnieżyca.
Dotarł nieopodal Kamiennych Strażników, kiedy to zobaczył w wysokiej trawie czarną plamę. Podszedł bliżej, gdyż nie był pewien, czy to nie zagubione kocię, któremu trzeba pomóc.
Im bliżej się znajdował, tym bardziej dostrzegał, że to dorosły kot, po prostu szczupłej budowy, z ładnym, lśniącym czarnym futrem.
Kot leżał w trawie, słysząc jego kroki, wzdrygnął się, jakby w strachu. Barszcz od razu zatrzymał się w miejscu, w którym był.
— Nie bój się! — Zaczął nerwowo. — Nie chciałem Cię wystraszyć, przepraszam.
Kotka spojrzała na niego z ukosa i Barszcz mógł dostrzec, iż nie ma jednego oka - a bardziej, że jest zabliźnione. Zapewne straciła je w walce. Cóż za waleczny duch, pomyślał wojownik.
Kotka nic nie odpowiedziała, położyła po sobie uszy, powoli siadając.
— Dlaczego jesteś tutaj sama? — zapytał. — Zabłądziłaś? Jeśli tak, to może Ci pomogę?
— Nie, nie zabłądziłam… — odpowiedziała cicho.
— Oh, więc jesteś z Klanu Klifu? — miauknął. Nie kojarzył jej ze zgromadzeń, ale tam było tyle kotów, że jedna czarna kulka mogła mu umknąć.
Kotka kiwnęła głową twierdząco.
— Jestem Barszczowa Łodyga, a Ty?
— Nie mogę powiedzieć — szepnęła. — Inaczej oni mnie znajdą.
Barszcz zmartwił się wyraźnie.
— Kto? — Rozejrzał się. — Nikogo tu nie ma, nie musisz się obawiać.
— Możesz być po ich stronie... Możesz im donieść! — zawołała.
— Komu donieść? Jakie strony? Co się dzieje? Zapewniam, że nie jestem tym, za kogo mnie masz!— odparł, lekko się denerwując.
O co jej chodziło? Polizał się nerwowo po klatce piersiowej. Nie zmniejszał dystansu, był od niej trzy długości zająca. Zupełnie nie rozumiał przerażenia kotki, i jeszcze to posądzenie go o jakieś donosicielstwo. Co ta biedulka musiała przejść, by być w takim stanie?
— Z jakiego jesteś klanu? — miauknęła ostrożnie.
— Z Klanu Burzy — odparł bez zawahania.
— Okej, skoro tak to ci zaufam... A czego ode mnie chcesz? — mruknęła, wstając. Machnęła nerwowo ogonem.
Barszcz mógł jej się przyjrzeć; półdługie czarne jak noc futro, nieco potargane od wiatru, a gdzieniegdzie wplątała się trawa od leżenia w niej. Do tego brak lewego oka, i to nieśmiałe, przestraszone spojrzenie. Nie patrzyła mu w oczy - tylko wszędzie dookoła. Jakby czekała czy “oni” nadchodzą.
— Chciałem się zapytać, co robisz tutaj sama i jak masz na imię... — wyjaśnił cierpliwie.
— Jestem... Kwiatuszek — miauknęła swój pseudonim, wciąż niepewna, czy może mu ufać.
— Miło mi Cię poznać — oznajmił, nieco uspokojony, że kotka go nie zaatakuje. Chyba. — Co porabiasz?
— Idę do... — zaczęła. — A co Cię to obchodzi?
Barszcz westchnął ciężko. Samice są takie skomplikowane...
— Chciałem być miły — wyjaśnił. — Ale masz rację, to nie moja sprawa. Mogę więc zaprosić Cię na spacer wzdłuż granicy?
Zaskoczona kotka kiwnęła lekko głową.
Barszczyk lubił spacerować, uważał też, że każdy zasługiwał na szansę i kotka, pomimo kiepskiego pierwszego wrażenia również. Może przy bliższym poznaniu zrozumie, że Barszcz nie wtyka nosa w nie swoje sprawy i jej nie skrzywdzi? Czy jej strach przed nim mógł być spowodowany jego aparycją? Chociaż Barszcz sam o sobie uważał, że nie był jakoś mocno przerażający to jednak, kto wie?
— Chodźmy więc. — miauknął, prowadząc kotkę. — Kwiatku, jesteś uczniem? Kwiatowa Łapa, tak? Czy już ukończyłaś szkolenie?
— Jestem uczennicą — miauknęła. — Ale jestem trochę starsza. Pomimo tego, że jestem uczennicą, mam pełne imię - Nocny Kwiat. Uczy mnie sama liderka Klanu Klifu. I powinnam już dawno przestać się uczyć, bo wszystko wiem, ale może chcą mieć mnie pod opieką, rozumiesz?
Barszcz szedł powoli słuchając kotki.
— Ciekawe dlaczego? Klan Klifu jest taki nadopiekuńczy! Jakbyś była u mnie w Klanie Burzy to już dawno byłabyś prawowitą wojowniczką — Uśmiechnął się. — Ale jeśli uczy Cię liderka, to chyba się lubicie, prawda? Może z nią porozmawiaj?
— To jest trochę bardziej skomplikowane... Bo wiesz, ja wszystko umiem, ale wciąż chcą mnie chronić, mimo że mam ponad 80 księżyców.
— Ojej... Nie wyglądasz na 80 księżyców! — odparł zszokowany. — Dasz radę przejść się kawałek? Może Ci pomóc?
— Chodzę normalnie — odpowiedziała.
Barszczowi zrobiło się głupio. Mimo to przywołał uśmiech na swój pyszczek.
— W porządku! No to chodźmy — Ruszył ponownie w stronę Kamiennych Strażników. — Jak Ci mija dzień? Jak radzicie sobie w Klanie Klifu teraz, kiedy brakuje żywności?
— Szczerze, to nie brakuje jej. Jakby jest jej mniej, ale nie chodzimy głodni. Muszę znaleźć coś dla Liściastego Futra, naszej medyczki.
— Ah, to dobrze słyszeć! U nas też wszystko się pochowało. — Uśmiechnął się delikatnie. — Więc wyszłaś na samotne polowanie?
— Wyszłam po coś dla Liściastego Futra. Jakieś zioła. — odpowiedziała.
— Zioła? Osobiście znam tylko podstawowe, nasz asystent medyka mnie kiedyś uczył! A Ty jakie znasz? Wasza medyczka się pochorowała? Może pomogę, o ile znajdziemy coś na granicy?
— Nie, nasza medyczka jest zdrowa. Po prostu jej pomagam — odpadła.
— Oo, więc masz wiedzę medyczną? — zapytał z zaciekawieniem.
— Tak jakby... Uczyłam się, kiedy byłam kociakiem i teraz wznowiłam naukę, odkąd jestem w Klanie Klifu. — wyjaśniła.
Barszcz miał mętlik w głowie, ale nie dopytywał o nic więcej.
Szli dłuższą chwilę w ciszy, szukając wzrokiem ziół. Barszcz zaczął się zastanawiać, czy w zimową porę w ogóle cokolwiek znajdą… w końcu roślinki się pochowały. Nie chciał być nieuprzejmy dla starszej kotki, ale postanowił mimo to ją uświadomić.
— Hej, Nocny Kwiecie, raczej nie znajdziemy w zimę żadnych ziół. — mruknął. — Przynajmniej nie tutaj! Może porobimy coś innego?
<Nocny Kwiecie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz