*Porą Nowych Liści*
Ostatni bankiet bardzo podobał się jego siostrą. Kotki ciągle o nim gadały, latając szczęśliwe niczym skowronki. On zapamiętał go inaczej. Było na początku przerażająco, a potem strasznie nudno. Dalej gryzły go wyrzuty sumienia w jaki sposób potraktował Omnisa. Być może był naiwny, że pojawiły się w jego głowie myśli, aby go przeprosić... Niestety nie było okazji. Dość wcześnie Państwo Van Cooin się zmyli, a nie był na tyle głupi, aby ich szukać. Musiał więc z poczuciem winy ułożyć się do snu. Nic mu się nie śniło, co uznał za zbawienie. Jeszcze by mu brakowało przeżywać to wszystko od nowa. Dopiero obudziły go kroki Jadeit, która wkroczyła do jego pokoju z samego rana, rzucając:
— Wstydzę się za ciebie
— Huh? Co? — Spojrzał na siostrę nie za bardzo rozumiejąc co miała na myśli.
— To co słyszałeś! Wiesz co o tobie mówią w socjecie? — Gapił się na nią niczym dalej nic nie pojmujące cielę. Kocica westchnęła, kontynuując. — No tak, dusza taka z ciebie towarzystwa, że nawet tego nie wiesz.
— To coś złego? — zaniepokoił się.
— Tak? Powiedz mi czemu zamiast zdobywać kontakty jak na kocura przystało to siedzisz sobie z damami i wzdychasz do dziedzica rodu Norskov?
Zatkało go. Co takiego? To to był nietakt? Sądził, że przebywanie wśród rówieśników nieco polepszy jego opinię. Nie sądził, że to tak zostanie odebrane! Może i nie rozmawiał dużo, ale przecież... to była tylko przykrywka.
— To... to tylko głupie plotki! — bronił się zawstydzony. — Kto ci o tym naopowiadał?
— Te kotki, które wszystko widziały. Eh, mój mały, głupi braciszku... — Podeszła do niego, siadając obok. — Najwyraźniej lekcje z ojcem niczego cię nie uczą. Masakra z tobą. Wiesz co... Pomogę ci.
Od razu zapaliła mu się czerwona lampka. Pomoc? To ostatnie słowo, które usłyszałby od siostry. Musiała albo naprawdę przejąć się tym, że jego opinia była bardzo wątpliwa, co mogło rzutować na jej perspektywy, albo coś knuła. Na ten moment nie był w stanie stwierdzić.
— Jaki jest haczyk? — zapytał ostrożnie.
— Taki, abyś przestał robić sobie wstyd, braciszku. Cierpi na tym rodzina. Ojciec jest zły. To może rzutować na naszą przyszłość! Żaden kocur nas nie zechcę, jeśli będziesz tak się zachowywać.
Rzeczywiście to brzmiało poważnie. No dobrze... Będzie musiał posłuchać siostry. Ona znała się lepiej na socjecie i pogaduszkach. Sam fakt, że w ogóle dowiedziała się o tej plotce były zdumiewające!
— To... To co mam robić? Wiesz... Nie przepadam za tymi bankietami. Nie umiem się tam odnaleźć — zwierzył się jej ze swych problemów na tego typu spotkaniach.
Zawsze nieważne co zrobił, wszystko wychodziło źle. Nie miał też wspólnych tematów z wieloma tamtejszymi bywalcami. W jaki sposób miałby lśnić?
— A ja odwrotnie. Tam jest obłędnie! Wiesz ile mam już koleżanek? — chwaliła się zadowolona, że była w czymś lepsza od niego. — Takie spotkania mogłyby trwać całe księżyce! — wzdychała rozpromieniona. — Ale ty oczywiście zaraz wszystko zepsujesz, bo ojciec będzie się wstydzić nas zabierać wraz z tobą.
Nadal nie dostał od niej jednoznacznej odpowiedzi. Rozumiał, że musiała nacieszyć się chwilą swojego triumfu, ale do rzeczy!
— Więc? — przypomniał jej o radach, które miał zamiar od niej uzyskać.
— Chodź na dół do lustra. Poćwiczymy — miauknęła z błyskiem w oku, kierując się ku salonowi.
Westchnął ciężko. Tak bardzo nie chciało mu się wstawać, ale musiał się dowiedzieć w jaki sposób Jadeit tak dobrze się dogadywała z tymi rekinami.
***
Siedział przed lustrem, a siostra okrążała go z każdej strony z zamyśloną miną. Mruczała raz po raz pod nosem, że ma nieco się pochylić w prawo, a potem w lewo, a potem wyżej dać głowę. To było... głupie. Nie wiedział do czego to było mu potrzebne. Miał chyba nauczyć się konwersacji, a nie poprawnej postawy! To już umiał.
— Nie rozumiem po co tak nad tym się głowić... — skomentował to, gdy po raz kolejny kocica doradziła mu, aby przesunął łapę w inną stronę.
— Słuchaj, ja tu jestem boginią towarzystwa. Wiem co robię.
No tak... Nie dało się o tym zapomnieć, jeśli ta ciągle to powtarzała.
— No dobra może być — po chwili stwierdziła. — Uśmiechnij się. Nie tak, pokaż zęby. Nie tak jak jakaś ryba, tak normalnie, delikatnie. O a teraz głowa lekko w bok, rozluźnij grzbiet i zmierz łapą sierść na łbie — mówiła oceniając jego starania swoim fachowym okiem.
Serafin zrobił to, wpatrując się w swoje odbicie nieco powątpiewająco, że coś takiego niby wyjdzie. Opal stała nieco z boku, przekrzywiając swój łeb.
— Dobrze, zwróciłeś swoją uwagę. Teraz podejdź i zacznij chwalić wygląd swojego towarzysza rozmów. — Wskazała na jego odbicie w lustrze. Po jej minie było widać, że nie mogła się doczekać, aby przyjrzeć się tej maskaradzie. Usiadła obok swojej siostry, wbijając w niego swój wzrok.
No dobra... Już raz to robił. Da sobie rade. To, że siostry mu się przyglądały nie oznaczało, że powinien się stresować.
— Hej, masz ładną sierść...
— Buuu, nudy... Postaraj się. Każdy lubi komplementy. Czy ten Delta się z nimi wstrzymywał?
Nie. Właśnie nie. Delta odważnie podchodził do tej sprawy. Panny wręcz były zachwycone — przypominała mu o tym szylkretka.
— No, ale ja nie znam żadnych fajnych komplementów — miauknął żałośnie.
Czekała ich bardzo długa praca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz