- Co ono robi? – zapytał Chwast, jak tylko podał córce Łuski zioło.
- Łagodzi różne o-obrażenia oka – wyjaśniła kotka i zaczęła przeżuwać zioło – Nie ruszaj się Skałko, nałożę ci t-to na oko – oznajmiła Murmur, gdy skończyła przeżuwanie i zajęła się okiem uczennicy. Poranek w tym czasie wrócił do półki i spojrzał na zgromadzone rośliny. Póki jego mentorka była zajęta, mógł powtarzać sobie nazwy i właściwości znanych mu już ziół.
- Krwawnik na trucizny z ran, malwa na ból brzucha, olcha czarna na ból zębów, rumianek na pracę serca, wierzba na wymioty, lawenda na gorączkę i dreszcze, a... – nagle przerwał mu jakiś kolejny pacjent, wchodzący do legowiska. Był to Malinka.
- Poranku zajmujesz się do końca Skałką? – zapytała nagle Murmur i sama podeszła do liliowego.
- A co z Witką?
- Witka c-chyba nieco gorzej się czuje – mruknęła cicho niebieska i spytała Malinkę, co mu dolega. Rudy za to spojrzał na układającą zioła Witkę. Murmur miała rację, szylkretka nieco dziwnie się zachowywała i było tak już od jakiegoś czasu. Chyba od dnia po narodzinach najnowszych członków klanu. Poranek jednak nie przejął się tym za bardzo, myśląc, że kotka tylko się nie wyspała. A nawet jeśli coś było, to szylkretka w końcu była medyczką, sama wiedziała, jak sobie poradzić.
- Nie ruszaj się – rozkazał rudy i zaczął robić dokładnie to, co wcześniej Murmur.
- Czy długo to zajmie? – zapytała za to Skałka – Muszę wrócić jak najszybciej do treningu!
- Zajmie dłużej jak będziesz przeszkadzać – odparł Poranek.
- Będę musiała tu jeszcze spędzić trochę czasu?
- A widzisz coś na to oko?
- Niezbyt...
- To pewnie tak – mruknął uczeń medyka – Ale to zależy od Witki, albo Murmur – "Raczej Murmur" - dodał już w myślach i złapał kolejną porcję papki z zioła. Gdy skończył, rozkazał uczennicy siedzenie na posłaniu i sam poszedł po odrobinę wody, by umyć łapy z papki.
- Poranku, udasz się po zioła? Witka powinna odpocząć, a mamy b-braki – zapytała niebieska kotka, gdy tylko wrócił jej uczeń – Zaraz poproszę jakiegoś wojownika...
- Sam poproszę, masz dużo na głowie – przerwał jej rudy, a kotka tylko pokiwała głową, na koniec zaznaczając, by nie szedł sam, ponieważ podobno w okolicy czają się Dwunożni. Kocurek nic nie odpowiedział. Tak, czy inaczej nie miał zamiaru iść sam. Gdzieś w głębi bał się, że gdzieś tam czają się jeszcze borsuki, a on nie chciał ryzykować. Wyszedł więc z legowiska i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś dobrego towarzysza do podróży. Najchętniej poszedłby z rodzeństwem, lub którąś z mam, ale nie udało mu się znaleźć nikogo z nich. Za to zauważył Bryzę. Z tego co wiedział, czarny kocur był bratem Świergot.
- Witaj Bryzo. Pójdziesz ze mną zbierać zioła? Potrzebuje kogoś – wyjaśnił uczeń medyka, podchodząc do brata Świergot.
- Oczywiście! Ty jesteś Poranek, prawda? Świergot cały czas o was mówi – zaśmiał się kocur, ale już chwilę później obydwoje wyszli z obozu. Zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu ziół, a Bryza co jakiś czas coś mówił. W końcu zagłębili się w tereny Owocniaków.
- Mam pomysł! Może ja pójdę w tamtą stronę, a ty tam? Szybciej skończymy! – zaproponował nagle wojownik. Rudy spojrzał na niego.
- Jesteś pewien?
- Oczywiście! Wystarczy, że powiesz mi jakie zioła musimy zebrać. Będzie dobrze! Wiele razy już tak zbierałem zioła, a nieco ciemniejszy chmur zwiastuje burzę na jutro! Teraz tylko może lekko wiać, a burze i tak nie trwają długo – przekonywał Bryza. Uczeń spojrzał w niebo. Wojownik miał rację. Burze w Porze Zielonych Liści były bardzo rzadkie, ale ewidentnie kolejnego dnia miała nadejść.
- No dobrze... To ja pójdę w tamtą stronę – westchnął Poranek i wskazał ogonem granicę z Klanem Burzy. Po chwili wymienił Bryzie wszystkie zioła, które muszą zebrać, wraz z opisem ich wyglądu. Czarny kocur pokiwał głową i ruszył w przeciwną stronę. Rudy jeszcze chwilę stał na swoim miejscu. Nie był pewny tego wszystkiego, w końcu wojownik nie znał się aż tak dobrze na ziołach, lecz teraz nie mógł już nic zrobić. Westchnął jeszcze raz i ruszył w stronę drogi grzmotu. Ostrożnie przeszedł przez rzekę, znajdując jakieś przejście z kamieni. Już po chwili doszedł go ostry zapach drogi grzmotu. Kolejny potwór Dwunożnych przebiegł przez drogę, a po nim nastała cisza. Poranek rozejrzał się w poszukiwaniu Dwunożnych. Na szczęście nikogo nie zauważył, a zapach nie był aż tak świeży. Musieli już przejść. Dlatego zajął się poszukiwaniem roślin. Znalazł jednak niewiele. Gdy miał wracać, zerwał się lekki wiatr, jednak na tyle silny, by zabrać leżące na ziemi zioła. Znaleziska przefrunęły nad drogą grzmotu. Poranek od razu rzucił się za nimi biegiem. Zahamował jednak przed ulicą. Obserwował rośliny, które wylądowały w różnych miejscach. Niektóre na drodze, a niektóre na terenach sąsiedniego klanu.
- Moje zioła – powiedział tylko zrezygnowany uczeń, dalej jednak mając ten sam wyraz pyska. I wtedy nagle zauważył jakiegoś kota po drugiej stronie ulicy. Z daleka wyglądał na ucznia, albo młodego wojownika. Miał długie, czekoladowe, srebrne futro z cętkami i z bielą. Powoli i delikatnie podszedł do porozrzucanych roślin, które wręcz wyglądały na nienaturalnie rozłożone. Powąchał je i po chwili spojrzał na drugą stronę. Wtedy zauważył rudego ucznia. Owocniak nie wiedział, co zrobić. Nie odezwał się, zaczął się jedynie zastanawiać, czy kocur z Klanu Burzy słyszał jego ostatnie wypowiedziane słowa.
Wyleczeni: Skałka, Malinka
<Nieznajomy?>
[903 słów]
[przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz