Bezpośrednio po rozmowie Karasiowej Ławicy i Piórolotkowego Trzepotu ze Sroczą Gwiazdą
“Konflikty można rozwiązać rozmową” – cóż za durne stwierdzenie, wraz z osobą, która je wymyśliła. Spróbowali? Spróbowali. Czy coś osiągnęli? Roztrzęsione nastroje, zrujnowane marzenia, brutalne zderzenie z rzeczywistością…
Karasiowa Ławica wychodziła wraz z Piórolotkowym Trzepotem z legowiska Sroczej Gwiazdy, a następnie poza teren obozu, ale im dłużej szła tym większą złość, zawód, a nawet zalążek nienawiści, skierowanej w stronę liderki, czuła. Jedyne co próbowali jej wytłumaczyć to to, że żadnego kota nie należy uważać z góry za złego, tylko i wyłącznie z powodu koloru sierści. Czy to jest coś dziwnego? W innych klanach nie było takich pomysłów, jak zrzucanie kogoś na dno hierarchii tylko przez wygląd! I niszczenie mu z tego powodu życia, wyzywanie go, odbieranie szczęścia… Ale rozmowa z liderką przypominała rozmowę z głazem. Nic, nie było w stanie jej poruszyć tak, by zmieniła zdanie.
Kopnęła łapą kamyk, który stał na jej drodze. Potoczył się w bok, a Karaś zacisnęła na chwilę oczy, powstrzymując syknięcie z bólu. Dopiero gdy je otworzyła, zorientowała się, że jej były mentor stanął i odwrócił się w jej stronę… Płacząc.
– Nie zrozumiała – kocur rzucił z żalem, trzęsąc się z nagromadzonych emocji. Wojowniczka wpatrywała się w niego, nie wiedząc jak zareagować, gdy usiadł, wziął kilka głębokich oddechów i kontynuował łamliwym głosem: – Karaś... ona nic, kompletnie! Czemu ona nic nie rozumie! Co w tym takiego trudnego? Wystarczy być chociaż odrobinę otwartym, odrobinę! Ze swoimi wnuczkami pewnie też nic nie zrobi, bo w końcu zostały jej tylko te lepsze, nie? – Przetarł nos, a z jego oczu wylewały się kolejne łzy.
Szylkretka na chwilę spanikowała, słysząc jak jej były mentor wyrzuca z siebie wraz z łzami dokładnie te same żale, które wbijają się cierniem w jej serce. Nie była najlepsza w pocieszaniu, do tego złość, która ją wypełniała nie pomagała. Sama gubiła się w tym co czuje, ogarnięta zbyt wieloma negatywnymi myślami.
– To jak rozmawianie z sumakami – miauknęła, nawiązując do wypowiedzi starszego. – Albo z drzewem, którym nawet silniejszy wiatr nie zatrzęsie… Kompletnie nie chciała nas słuchać… – wbiła wzrok w ziemię, próbując jednocześnie wyrzucić z umysłu myśli, które prowadziły na skraj paniki. Już Piórolotek płakał, jeżeli również ona się rozklei… Czy było cokolwiek, co mogła powiedzieć? Jakakolwiek resztka nadziei? Szukała desperacko choćby promyka w ciemności, nie chciała się poddawać. Przesunęła się bliżej kocura, ocierając o niego w geście pocieszenia. – Może jeszcze po prostu jest za wcześnie… Może gdy więcej kotów otworzy oczy i wszyscy razem powiemy jej, że mamy dość… Może musi się stać coś poważniejszego, żeby zauważyła co się dzieje… – Dotarło do niej jak naiwnie brzmią jej słowa i znów położyła uszy po sobie, nie mogąc powstrzymać ogarniającej ją bezradności. – Tak jakby nie było jeszcze dość śmierci i zła… Jakbyśmy nie tracili zbyt młodych wojowników… Może to Gwiezdni dają nam znaki, że Srocza Gwiazda nie postępuje właściwie? Jeśli nic się nie zmieni, jeśli będzie gorzej… Przecież chyba zareagują, prawda…? A jeśli nie oni, nasz klan…?
– Jak do tej pory zbyt dużo kotów tych błędów nie widzi – stwierdził ponuro Piórolotkowy Trzepot, co jakiś czas jeszcze pociągając nosem. Widać było, że już się uspokoił, jednak oczy nadal mu łzawiły. – A jeśli Klan Gwiazdy w końcu jakoś reaguje, to robi to w sposób, który rani i działa nie na te koty, na które trzeba. Mowa tu najbardziej o uczniach, kociakach... oni najbardziej to pochłaniają. Najbardziej ich to krzywdzi, a Srocza Gwiazda nie widzi skazy, jaką im zrobiła na myśleniu – zrobił przerwę, na kolejne przetarcie oczu. – Algowa Łapa myśli podobnie do nas, bardzo przeżywa ostatnie zniknięcie Kawki i Płotki. I zdaje się, że nie potrafi znaleźć przez to oparcia we własnej rodzinie – poskarżył się, patrząc smętnie w śnieg. – Ale byłoby miło, gdyby Klan Gwiazdy jednak działał w sposób, którego nie potrafimy dostrzec... W końcu są tam bliskie nam koty, przodkowie, którzy się o nas troszczą, więc zwyczajnie muszą coś działać.
– Muszą… Powinni, przecież muszą… Ktoś musi… – Karaś wyrzuciła z siebie mało sensowny potok słów, zajęta układaniem rozpaczliwego planu w swojej głowie. – Powiem… Może otworzą oczy… Powiem im, powiem, muszą zrozumieć… Muszą…
***
Jeszcze tego samego wieczora, gdy dużo spokojniejsza wchodziła do legowiska wojowników, uważnie zlustrowała wzrokiem znajdujące się tam koty, doszukując się wśród nich kogoś z rodziny królewskiej. Bądź jednego z ich ślepych popleczników, takich jak Pchli Nos, od dawien dawna wpatrzony w Sroczą Gwiazdę jak we własne bóstwo. Takim kotom zdecydowanie nie spodobałoby się to, co chciała powiedzieć, a wolała nie ryzykować. Zwłaszcza nie tak wcześnie. Z pewną goryczą uświadomiła sobie, że jej znajomość relacji i poglądów w klanie nie była czymś naturalnym. Nie interesowałaby się takimi rzeczami sama z siebie i nie zwróciłaby uwagi na subtelne powiązania wieczornych rozmów dwóch kotów i ich lojalności wobec Sroczej Gwiazdy i jej decyzji. Ten jeden raz zawdzięczała coś rozeznaniu w sieci społecznych relacji, jakie miała zawsze jej matka i którym kotka dzieliła się z córkami, chcąc by osiągnęły w życiu jak najwięcej. Karaś nigdy nie chciała zgodzać się z metodami, które Ryjówkowy Urok stosowała i próbowała jej przekazać, a jednak właśnie sama sięgnęła po jej wiedzę… Pocieszała się tym, że robiła to również z troski o innych – nie samą siebie.
Kazarka, Krabik, Śnieżne Wspomnienie, zaledwie kilka innych kotów… Dyskretnie lustrowała obecnych w legowisku wzrokiem. Nartnikowy Czułek prowadziła dość luźną konwersację z Bratkowym Futrem, na szczęście bez Kruczego Szpona. Karaś wciąż bała się tej kotki, niby nie pałała ona miłością do obecnego systemu, ale perspektywa zaufania byłej mentorce Krabik… Szylkretkę przeszły lekkie dreszcze. Teren wydał jej się więc czysty. Panował raczej spokój, większość kotów dopiero czekała na powracających z patroli znajomych czy rodziny. Tak też ruszyła w stronę własnej siostry i kuzynki, szybko znajdując się obok nich.
– Tak ostatnio rozmawiałam z kilkoma innymi kotami – zaczęła delikatnie, jednak dość głośno, by każdy znajdujący się w legowisku kot mógł podsłuchać ich rozmowę. – Usłyszałam taką ciekawą teorię… O tych wszystkich złych wydarzeniach, które ostatnio się wydarzyły i o poczynaniach Sroczej Gwiazdy…
Mówiła tak jakby od niechcenia, układając się obok dwóch szylkretek. Z zadowoleniem wyłapała ich zaciekawione spojrzenia.
– No bo wiecie – trochę obniżyła ton głosu. Ściszenie go nie miało jednak na nic wpływu – legowisko wojowników nie było na tyle duże, by ktokolwiek mówił tu o czymś, co miało zostać tajemnicą. – Ta cała władza dziedziczna, dodawanie nowych zasad… Niby kodeks wojownika czegoś takiego nie zabrania, ale co jeśli Gwiezdnym wcale nie podoba się tak mocne mieszanie w tradycjach? I specjalnie zsyłają tragedie na nasz klan, żeby upomnieć Sroczą Gwiazdę zanim będzie za późno? Myślicie, że to w ogóle ma sens? – zapytała dość lekko, mimo bólu narastającego w jej sercu. – No bo wiecie, śmierć kocięcia Tuptającej Gęsi… Utrata Wirującej Lotki… To wszystko faktycznie było bezpośrednio związane z liderką.
Praktycznie okłamywała bliskie jej kotki. Może nie bezpośrednio, ale takie kręcenie, brak mówienie otwarcie… Czuła się z tym okropnie, jednak nie chciała publicznie pokazywać, że sama wierzy w taki rozwój wypadków. Chciała tylko, żeby różne koty z klanu zaczęły mieć wątpliwości. Żeby zaczęły samodzielnie myśleć… I może w końcu, wreszcie dostrzegły jak bardzo życie w klanie Nocy było niesprawiedliwe.
– Nie wiem. – Krabik skrzywiła się. – To dość pesymistyczne, jeżeli Klan Gwiazd miałby się od nas faktycznie odwrócić czy to ze względu na zmiany wprowadzone przez Sroczą Gwiazdę czy cokolwiek innego, mogłaby nas czekać jeszcze większa tragedia.
***
Czasem miała wrażenie, że w swojej cichej wojnie odnosi postępy. Z dużym zdziwieniem przyjęła informację, że Biedronkowe Pole częściowo podziela jej poglądy. Chodziło raczej o system wybierania zastępcy, niż los kotów czekoladowych, być może również o wpływ Śnieżnego Wspomnienia, z którym kotka spędzała czasem czas, a który chętnie zgadzał się z Piórolotkiem we wszystkim, gdy wraz z Karaś rozmawiali z nim o sytuacji w klanie jeszcze przed tragedią.
A potem znów była świadkiem jak Czapli Taniec z nutą przerażenia w głosie wydziera się na znajdującego się w złym czasie i o złej porze Cuchnącego Śledzia.
A potem znów widziała ten przestrach w oczach jej brata, gdy próbował przesunąć się przez obóz do ojca nie rzucając się nikomu w oczy.
A potem całkowicie przypadkiem przyłapała Nartnikowy Czułek na smarowaniu futra jakimś intensywnie pachnącym kwiatkiem. Kotka oczywiście nie zdradziła celu, w jakim to robi, a jedynie całkowicie wyluzowana zaśmiała się, że robiła to już kilka razy i nie ma w tym nic niebezpiecznego. Dopiero dużo później jakiś nagły przebłysk inteligencji Karaś powiązał to wydarzenie z tym, jak zmieniła się ostatnio barwa futra kotki. Ze srebrno brązowej, na bardziej… Rudą? Czy wojowniczka na siłę próbowała zmienić kolor swojej sierści, mimo że ta nie była czysto czekoladowa, bo bała się, że dyskryminacja się rozszerzy również na koty srebrne i złote? Czy to Karasiowa Ławica była już tak przewrażliwiona, że wszędzie dopatrywała się szkodliwości poglądów Sroczej Gwiazdy? Tego typu rozmyślania często przybijały ją, jednak nie zamierzała się poddawać.
Jej walka z sumakami trwała.
Super się czytało, elegancko robisz fabułę dla kn bardzo!
OdpowiedzUsuń💖💖💖
Usuń