Judaszowiec wpatrywał się przez chwilę w złote oczy Księżyc bez słowa, jakby próbował doświdrować się przez nie do jej duszy. Małe rozmiary, jasna, napaćkana bielą sierść i prawie że identyczne oczy... A dodatkowo ta sama przypadłość... Czy to mogło być zwykłym przypadkiem? A może znakiem od gwiazd?
— Nie mówi? — spytał, na co przytaknęła powolnie Bożodrzew. Kocur przycupnął przy kocięciu, stając z nim pyskiem w pysk. Uśmiechnął się do niego na moment, po czym powrócił do swojego typowego, gburowatego wyrazu mordki. — Może to w tej rodzinie genetyczne — westchnął, dodając jednak po chwili: — Nic nie szkodzi. Jeszcze to, że jest cicha, nic nie świadczy.
— Nie lubi bawić się z rodzeństwem. Rzadko kiedy widzę, aby do nich dołączała w niszczeniu żłobka — mruczała, liżąc córeczkę po czole. — Woli siedzieć ze mną albo w jakimś kącie, na uboczu.
— Aj, tam — machnął łapą, prostując się. — To tylko młodziutkie kocię. Jeszcze wszystko może się zmienić — mruknął Judaszowiec, nie przejmując się tym specjalnie. A jaki on był w żłobku? A jaka była Bożo? Byli bandą dziwnych dzieciaków i czy wyszło im to na złe?
— Byle tylko nie podzieliła losu Czyśćcowej Łapy.
Judaszowcowy Pocałunek powstrzymał się od wbicia w twardą ziemię pazurów.
— Ona była żuczym móż... ekscentrykiem — poprawił się, zważając na towarzystwo kociąt, których nie chciał zgorszyć przekleństwami. — Myślę, że dopóki Księżyc nie zacznie się mazać mysią krwią jak obłąkaniec, nie powinnaś się niczym martwić.
Kocię spojrzało na niego z wielkimi, nieco zlęknionymi oczami. Zmierzył ją wzrokiem tak, jak gdyby zupełnie nie rozumiał, dlaczego się na niego gapiło.
— Mam nadzieję! Oby ci takie głupie pomysły do głowy nie przychodziły — wymruczała do niebieskiej Bożodrzewny Kaprys. — Ani do żadnego z was — biała odwróciła łeb w stronę bawiących się kociąt, które jednak były zbyt zajęte zapasami, by słuchać rozmów nudnych starszych. Judaszowcowy Pocałunek obserwował je przez chwilę i dotarł do wniosku, że miały w głowach same szpacze piórka – jak to kociaki. Bezmyślnie kopały się po pyszczkach, skakały i roznosiły w pył wszystko, co było na ich drodze z głośnymi piskami. Ech, te dzieciory...
— Może po prostu woli spędzać czas z kimś nieco bardziej wyrachowanym — powiedział, patrząc bokiem na Księżyc. — Nie podoba ci się ta banda dzikusów, co? Rozumiem, rozumiem — parsknął. Jego też nie ciągnęło do rówieśników. Właściwie nie tylko do rówieśników... Ten klan był jednym wielkim zbiorem idiotów...
— Nazywasz mnie kimś bardziej wyrachowanym? — Bożodrzew przechyliła ciekawsko głowę. — A to nowość.
— Choć mówię to z bólem serca, wydaje mi się, że stoisz nieco wyżej niż niespełna miesięczny kociak — burknął, przewracając oczami. Karmicielka zaśmiała się cicho.
— To już coś.
Ich rozmowę przerwał głośny okrzyk, przecinając spokojne powietrze:
— Bo zaraz tak ci przywalę! — warczał groźnie Promyczek na swoją siostrę, machając figlarnie ogonem — że aż na Srebrną Skórę polecisz! — ryknął i rzucił się na Pełnię, przewalając ją na ziemię, okładając miękkimi ciosami drobnych łapek. Szylkretka śmiała się, starając odepchnąć od siebie brata, który jednak skutecznie ją przygniatał.
— Ej, wy! — zwrócił się do kociąt, które po zdaniu sobie sprawy, że wojownik mówił do nich, na chwilę przerwały zabawę. Zwróciły w jego stronę ciekawskie noski. — Wiecie, co to znaczy na Srebrną Skórę odlecieć? Proszę się stosownie wyrażać, bez bezsensownego przywoływania Gwiezdnych! No! — zganił dzieciaki, machając na boki ogonem. Ancymony się znalazły!
— Nie przesadzaj — miauknęła do niego Bożodrzewny Kaprys, gdy po chwili już kociaki wróciły do udawanej walki. — Tylko się bawią. Przecież wiesz, że Promyczek nic nie miał złego na myśli.
— A weź ty — sapnął, owijając ogon wokół łap. — Widzisz, w jakich czasach żyjemy? Przezorny zawsze ubezpieczony. A szacunku do wiary się uczyć trzeba — pomrukiwał, na wpół do siebie, a na wpół do swojej siostry. — Słyszysz, Księżyc? Klan Gwiazd jest bardzo ważny. Nie wzywa się ich ot tak, bo ci się chce, bo chcesz dopiec rodzeństwu podczas zabawy. Respekt jakiś trzeba mieć! — kontynuował swoje mamrotanie.
<Księżyc?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz