Mój pysk stopniowo nabierał coraz bardziej zmartwionego wyrazu. Rozmowa ze Skrzelikiem nie szła ani trochę tak, jak myślałam, że by mogła pójść! Co ja mam teraz zrobić? Tak naprawdę to sama nie jestem przekonana co do niektórych wierzeń Klanu Nocy, nawet jeśli nikomu o tym nigdy nie mówiłam. W końcu, jeśli wierzyć historiom starszych, które snuli czasem, gdy wymianiałam im mech, te legendy zaczęły się zresztą dosyć niedawno. Sama od zawsze bardzo lubiłam uwagę i komplementy, które zapewniał mi mój tytuł, jednak pomału chyba zaczynałam zauważać, że moje szczęście i dobrobyt karmią się żałością innych. Czy było to tego warte? Nie odpowiedziawszy od razu, chciałam najpierw przyjacielsko poklepać Skrzelika łapą czy ogonem, ale nagle w ostatniej chwili wydało mi się to zbyt dziecinnym gestem, jak na wagę problemu. Przysunęłam się jednak i tak bliżej, monitorując przy tym las wokół, upewniając się, że nikt nas nie podglądał.
— Wiesz co... inne klany nie mają takich dziwnych historyjek — zaczęłam powoli. — A i spora część kotów u nas w to nie wierzy do końca... Właśnie! Zastępca Klanu Klifu wygląda na brązowego, i co? Tyle księżyców nim jest i nikt najwyraźniej nie narzeka na jego niekompetencję o ile mi wiadomo!
Mój entuzjazm chyba znowu był nie na miejscu, toteż ponownie musiałam zmienić ton i troszkę się uspokoić. Jejku, ale ja byłam w to beznadziejna!
— Ah, no już... Nie mogę nawet postawić się w twojej skórze, bo nie wiem jak to jest, ale nie myślę, żebyś był złym wojownikiem ani nic.. Ciocia Gąska ci nagadała? Mi też to czasem robi. Czy może była to Mandarynka? Nią się nie przejmuj, ona tylko ma gadane, a jak co do czego tu buu, nie umie się bić ani nic. Tyle z tej przewagi czarno-białych w jej przypadku.
Wzrok kocurka jakby złagodniał. Ponownie zabrał głos.
— Jesteś dobrą przyjaciółką Algowa Łapo. Dziękuję.
Delikatny uśmiech zatańczył mu pod nosem, kiedy ponownie spojrzał na taflę wody. Kompletnie zignorował jednak moje pytanie, ma co lekko nadęłam policzki.
— Nie chcesz o tym gadać? — Postanowiłam zacząć, żeby zachęcić go do odpowiedzi.
Nic takiego naprawdę się nie działo, czy znowu nie chciał być problemem, skarżąc się mi? Nie chciał, żeby księżniczka poróżniła się z jej bliskimi, tylko i wyłącznie ze względu na jakiegoś tam niższego czekoladowego? A może myślał, że za to wszystko, to on by poniósł konsekwencje? Może nawet oskarżyliby go o zdradę? Podżeganie do buntu? Brzmiało to jak coś w stylu Mandarynkowej Łapy...
— Hej, nie musisz traktować mnie jak kociaka...
Wpatrywałam się w ucznia, próbując doszukać się odpowiedzi w jego ekspresji.
— Chciałbym Cię zobaczyć jako lidera. Myślę, że będziesz świetna — powiedział nagle.
Kompletnie i ewidentnie zaniemówiłam, co Skrzelik uznał za dobrą okazję, by kontynuować myśl cichym, melancholijnym głosem.
— Myślę, że mogę nie być w stanie zobaczyć tego na własne oczy.
H-halo? O czym ten Skrzelikowa Łapa w ogóle mówił! Zerwałam się gwałtownie na równe łapy, prawie przy tym wywracając swoje długie ciałko na śliskiej powierzchni, gdy zaplątały mi się łapy.
— Dzię-dziękuję, ale..! Co masz na myśli, nie zobaczyć?! Aż taki stary nie jesteś... Ah.
Urwałam i zwiesiłam znowu głowę. No tak, problem Klanu Nocy. Czy naprawdę było aż tak źle teraz? "Oczywiście, że było aż tak źle, głupia Algo, myślisz, że czemu twoja siostra uciekła?" przypomniałam sobie, nagle znowu zła.
— No, ahaha, babcia raczej by mnie nie dała na zastępczynię, za bardzo jestem niezdarna jeszcze... — mruknęłam wymijająco, zamiast jeszcze dzielić się z biednym kotem wewnętrzną burzą, jaką teraz przeżywałam. — Może wyrosnę z tego... Za to jeśli Gąska zostanie przywódczynią, to nigdy przenigdy mnie nie wybierze, bo się nie lubimy! Na pewno zostanie nią Mandarynka, co byłoby tragiczne. Skrzelikowa Łapo.. czy możemy coś z tym zrobić? Jeśli mam żyć w klanie pod moją okropną ciocią i siostrą, to już chyba wolę żyć w rzece, jak ten okoń. No i chyba nie tylko ja tak uważam...
Zaczęłam mazać łapką w miejscu gdzie woda spotykała ziemię, robiąc różne tunele i zagłębienia. Myślałam intensywnie, no bo co mogłam zrobić?
Skrzelik mruknął niezobowiązująco. Przez chwilę znowu siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Z pobliskich szuwar zaczęło pobrzmiewać parę rechoczących żab, które na zmianę przekrzykiwały się wzajemnie.
— Nie poddawaj się tak szybko. Nie wiemy co będzie. Ja tylko… chciałem ci tylko dać znać, że wierzę w twoje możliwości. Więc nie daj nikomu sobie powiedzieć, że jesteś niedostateczna, okej?
Powiedziawszy to zarumienił się się lekko, widocznie zawstydzając się samemu swoją nagłą śmiałością. Wyglądał jednak na szczęśliwego. To prawda, że zazwyczaj się jąkał, ale ostatnio wydaje mi się, że udawało mu się nawet wypadać przyzwoiciej. Dobrze, może teraz w końcu postawi się składowi dręczycieli, jeśli zajdzie taka potrzeba. Będę go w tym wspierać.
— Nie mam pojęcia co moglibyśmy zrobić, ale myślę, że to co jest ze mną nie tak… z pewnością nikomu nie służy.
Kocurek zawahał się, jakby nie będąc pewnym czy to co miał zamiar powiedzieć było na pewno bezpieczne do wymówienia na głos w mojej obecności.
— N-nie jestem pewien czy dla dobra klanu nie lepiej byłoby gdybym odszedł.
Bezdenny smutek wydzierał mu z oczu gdy patrzył w moją stronę. Desperacka chęć zrozumienia oraz poczucie zagubienia były łatwo dostrzegalne na jego twarzy... Mi też było bardzo smutno, ale naprawdę nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Opadła mi szczęka. Dosłownie i w przenośni. Po chwili kot westchnął, pokręcił głową i wstając rozciągnął grzbiet.
— Chyba powinniśmy zdobyć jeszcze parę sztuk zdobyczy prawda? Dzisiejszy dzień był mało obfity.
Co to miało znaczyć! Nie dałam się nawet podpuścić na zmianę tematu, a było to coś, co bardzo lubiłam robić. Najbardziej niepokoiła mnie przedostatnia część wypowiedzi, więc kiedy w końcu wrócił mi głos, to o nią zapytałam.
— A- Czy- Ty.. Chwila, co? Nie? Nie! Nieprawda. — Pacnęłam go szybko łapą w czoło. — Przynosisz jedzenie jak każdy inny. Jeśli coś ci dolega, sprobuj udać się do medyka. Raczej będą mieli na to lekarstwo — przystopowałam na chwilę. — Też nie możesz nikomu sobie powiedzieć, że jesteś niedostateczny! Twoje siostry i tato by byli smutni gdybyś odszedł, ja też...
Zaczęłam kopać lekko łapą, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Jeśli teraz wszyscy znowu zaczną odchodzić z Klanu Nocy, na wzór jej siostry i cioci... to co? Poszłabym razem z nimi? Kłóciłabym się? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
— ...Może jakąś myszkę... — odpowiedziałam w końcu, przystając na zmianę tematu. Reszta polowania minęła nam w nieco niezręcznej ciszy.
***
Mianowanie! Mianowanie! Ostatnio Pchli Nos coraz częściej dawał mi do zrozumienia różnymi aluzjami, że zbliża się coraz szybciej czas mojej ceremonii. Widywałam go rzadziej, więcej czasu poświęcając samotnym lub mniej samotnym polowaniam albo chodzeniem na patrole. Każdy widział, że nie odstawałam ani trochę od wojowników z którymi rywalizowałam o liczbę piszczek, ba, niektórych nawet prześcigając. Tak więc faktycznie, w końcu nadszedł upragniony dzień, a raczej miał właśnie nadejść po tej nocy, i tak samo jak parę księżyców temu, gdy oczekiwałam mianowania na ucznia, tak i teraz nie mogłam usiedzieć spokojnie. No, wygląda na to, że pewne rzeczy się nie zmieniają. Znowu też wieczorem zostałam ofukana przez jakiegoś ucznia, że mam siedzieć cicho. Hm, niech będą zazdrośni, bo od teraz będę spać z dużymi rybami! Znaczy, kotami! Nie mogę się doczekać wspólnych polowań, własnych uczniów... Pisnęłam aż znowu z eksytacją. Może nawet dostanę jakiś własny ślub! Tylko musiałabym mieć jakiegoś partnera... ale no nie wiem, kocury były troszkę ble. Chociaż może nie tak, że ble, lubiłam z nimi bardzo przebywać i się bawić i w ogóle! Ale nie mogłam sobie jakoś wyobrazić związku z jednym.. może z tego wyrosnę? Może muszę spotkać tego jedynego? Spytam się taty następnym razem, gdy go zobaczę. Za to związek z kotką.. hm. Może! Tylko gdzie znaleźć dobrego kota w ogóle! Ah, hm, no nie wiem, faktycznie najlepiej będzie zapytać kogoś, kto tego partnera miał, o radę. Rozmyślając o kwiecistych wiankach i zielonych żabach w końcu zamknęły mi się powieki.
***
Tej nocy śniło mi się czarne jak nocne niebo futro mamy. Poczułam, jakby jej zapach wchodził mi do nosa, jakby była właśnie tu, obok mnie, stare wspomnienie na chwilę powracające do żywych. Śnieżnobiała szyja odsłoniona, podczas gdy kotka próbowała czule objąć mnie swoją obecnością, która jednak nie była materialna. Mimo tego czułam ją, z niepokojem jakby próbowała mi coś powiedzieć, dotrzeć do mojego serca. Obudziłam się z dziwnym uczuciem w klatce piersiowej. Póki co jednak moje uszy wychwyciły donośny głos przywódczyni, odrzuciłam więc wszystko inne na bok i pognałam z zapałem na środek obozu, ledwo hamując na czas, by nie przywalić w samo drzewo. Usiadłam grzecznie i wielkimi, błyszczącymi oczami spojrzałam się na babcię. Pośród innych kotów wychwyciłam Mandarynkę, która najwyraźniej też miała być dzisiaj mianowana.
— Ja, Srocza Gwiazda, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tą uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę. Algowa Łapo, moja wnuczko, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan, nawet za cenę życia?
— Przysięgam — powiedziałam, wpatrując się w oczy przywódczyni. Chcę, żeby każdy był ze mnie dumny. Chcę, żeby wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi. Chcę być dobrym wojownikiem, najlepszym wojownikiem w Klanie Nocy.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Algowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Algowa Struga. Klan Gwiazdy ceni twój wigor i dobroć, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy.
***
Nocne czuwanie przebiegło pomyślnie! Nie odezwałam się ani słowem do siostry, jednak ona do mnie też nie (znaczy, tak jak powinna, w końcu tak właśnie miało być), siedzieliśmy sobie więc w przyjemnej ciszy na nocnym powietrzu, a ja miałam okazję pomyśleć nad swoją przyszłością. Byłam wojownikiem... Algową Strugą, prędką i śliską, nieustępliwą. Czy faktycznie zostanę kiedyś liderem? Nie myślałam o tym, od kiedy pokłóciłam się z częścią rodziny, ale kiedy byłam mała marzyłam zawsze o tej pozycji. Spojrzałam ukradkiem na Mandarynkowe Pióro. Czy byłabym gotowa z nią walczyć o tytuł? Czy może zamiast niej Nimfa miałaby szansę zostać przywódczynią w przyszłości? O to bym się na pewno nie kłóciła. Jeśli jednak chodzi o moją srebrną siostrę.. nie, jednak myślę, że wyzwałabym ją na pojedynek albo coś podobnego. Może nie mam racji, w końcu nie wiem wszystkiego, ale w takim razie niech lepszy wygra! Z ciocią Gąską też bym się pobiła, myślę, że mam szansę nie przegrać. A może powinnam udawać milutką przed ciocią, zostać zastępcą, a potem, po wielu księżycach, przywódcą? ..Za dużo czekania, nie dam rady, zresztą reszta kotów też nie. Ale co mam robić, nie będę przecież nikogo zabijać! Pogadankę? Rebelię? ...
Pierwszym kotem, który przyszedł do nas o świcie była sama Srocza Gwiazda. Pozwoliła sobie polizać nas obie po łebku, wychwalając za dobrą robotę.
— Jestem z was dumna, moje małe wojowniczki. Dałyście radę ukończyć trening nawet szybciej, niż myślałam.
— Oczywiście! Nie mogłoby być inaczej — odezwała się z przejęciem Mandarynkowe Pióro. Zaraz jednak poprawiła swój ton. — Nie zawiodę naszego klanu i rodziny.
— Nie zawiedziemy — podsunęłam, patrząc troszkę krzywo na siostrę, bo co do niej miałam wątpliwości. Płotkową Łapę już zdążyła zawieść. Uśmiechnęłam się jednak mimowolnie, gdy zwróciłam się z powrotem do babci. Postanowiłam oszczędzić Mandarynce wywodu o nie zawiedzeniu jeszcze brązowych kotów, w końcu to by nic nie dało. Zamieniłyśmy jeszcze parę zdań ze starszą już kocicą, bardzo kulturalnie i cywilizowanie, mimo łączących nas różnic, jeśli mogę dodać, i każda rozeszła się w swoją stronę. Ja w kierunku legowiska wojowników, gdzie po chwili moje oczy wypatrzyły w tłumie Skrzelowy Szept. Kiwnęłam mu głową na powitanie i po chwili obydwoje siedzieliśmy na skraju obozu. Promienie słońca dopiero co zaczynały wkraczać na wysepkę, było więc jeszcze wciąż szarawo na dworze.
— Dzień dobry, Algowa Strugo, gratuluję nowego imienia — zaczął uprzejmie Skrzelik.
— Aj tam! Strasznie oficjalne one są, możemy do siebie pierwszym członem chyba mówić. Jeju, strasznie mi się spać chce teraz, ale wytrzymam jakoś. Śniła mi się mama wcześniej, nie pamiętam co dokładnie... Ale no, dogoniłam ciebie, nie wierzę, że teraz w końcu będę spać razem z wszystkimi wojownikami, Piórkolotek, twoje siostry, mój tato, ciocia Pianka... — zaczęłam wyliczać. — Pchli Nos też! I Nenufarka, lubię z nią czasem pogadać na patrolu. Z Piórkolotkiem dawno nie gadałam, chyba jest nadal jakiś taki smutny.. może go spróbujemy rozruszać potem? Albo pójdziemy na wspólne łowy z Karaś, taki ładny dzień się zapowiada?
Spojrzałam wyczekująco na kocura, wsłuchując się w poranny śpiew ptaków i szum wody. Próbowałam zadośćuczynić jakoś ostatnią rozmowę, może tym razem uda mi się podnieść go na duchu. Wszystko się jakoś w końcu ułoży, będziemy mieli miłe popołudnie, słonko będzie świeciło, a woda przyjemnie obmywała z wysiłku nasze łapy, gdy postanowimy wziąć przerwę na brzegu po udanym polowaniu. A jeśli ktoś spróbuje nam przeszkodzić, to zagryzę go własną parą szczęk, bez litości, i zakopię na plaży.
<Skrzelik?>
[2064 słowa]
[przyznano 41%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz