— To wina medyka — Usprawiedliwił się w myślach. No tak, była jedna opcja. Sadzawka. Chcąc nie chcąc na treningach jego dawna mentorka musiała domyślać się o co kocurowi chodziło i wyszło tak, że jako jedna z niewielu innych członków Owocowego Lasu najlepiej interpretowała chęci Skrzypu. Przewrócił oczami i wstał. W takim razie chyba będzie musiał do niej pójść. Jego pyszczek wykrzywił się w grymasie niezadowolenia. Znalazł ją na polanie niedaleko wyjścia z obozu.
Sadzawka przypatrywała się uważnie liliowemu, starając się odczytać słowa z ruchu jego warg.
— Serio? — Zadrwiła, za co Skrzyp posłał jej wrogie spojrzenie.
— Mi to wisi. Byle żebym nie musiała ci robić za tłumacza jak będę miała coś ważnego do robienia, Panie Desperacie.
— „Nie jestem desperatem” — Prychnął Skrzyp, wiedząc, że kotka się rozczyta z jego pyska.
Bura nie skomentowała tego, tylko się odwróciła.
— Szukaj mnie jak coś.
Uśmiechnął się, natychmiastowo zmieniając wyraz twarzy.
— Teraz trzeba wymyślić jak ją zaczepić. — Mruknął do siebie w myślach, kładąc się na polanie i opierając głowę o przednie łapy. Teraz kotka na pewno była na treningu, nie było sensu jej wypatrywać, ale nadal miał nadzieje, że może odpuściła sobie lekcje, a on będzie mógł jak najszybciej zapytać się jej skąd jest. Jednak chwile za bardzo mu się dłużyły. Postanowił, że pójdzie do niej rano z Sadzawką, wtedy i tak zwiadowcy mają patrol, więc nikt nie będzie niczym zajęty, co nie? Chyba, że mentor weźmie ją wcześniej na trening. To byłoby słabe. Zagryzł wargę w skupieniu i poruszył ogonem. Kto był jej nauczycielem? Nie potrafił sobie przypomnieć. Najwidoczniej będzie musiał liczyć na szczęście. Powoli się ściemniało. Odetchnął cicho i wdrapał się na drzewo przeznaczone dla wojowników
…
Promienie słońca delikatnie nagrzewały już ziemię. Nie było zbyt późno, aby uczennica była już na treningu. Uśmiechnął się z nadzieją. Wstał, otrzepał się i pobiegł po konarze do posłania Sadzawki. Uderzył ją mocno łapą.— Czego, palancie. — Zasyczała zirytowana.
Skrzyp spojrzał na nią ze zrezygnowaniem
„Serio? Zgadnij”
— Nie obchodzi mnie to. Chcę spać.
Znowu szturchnął dawną mentorkę, tym razem mocniej. Ta syknęła i zdzieliła go po łbie.
— Chwile.
Wstała i przeciągnęła się leniwie.
— Chodź.
Skrzyp wyszczerzył ząbki w radości. Ostrożnie zeskoczył z drzewa i poczekał na Sadzawkę. Potem obaj poszli do legowiska uczniów.
— Wiesz gdzie ma posłanie?
Pokręcił głową.
Sadzawka ucichła na chwilę.
— Oh.
Liliowy przekrzywił łebek zdziwiony. „Hm?”
— Pewnie będzie w legowisku stróżów albo u starszyzny.
— „Niby czemu” — Zadrwił Skrzyp, uśmiechając się lekko.
Dostał łapą po pysku.
— Zachowuj się. Ma deformacje łap. Serio tak bardzo zależy ci na odwiedzeniu kotki, której wyglądu nawet zbytnio nie znasz? — Prychnęła.
Biały wywrócił oczami.
— „Przytkaj się już. Nie przyglądałem się tak bardzo, ale to nie znaczy, że nie mogę mieć żadnych podejrzeń!”
Bura spojrzała na niego z politowaniem.
— Najpierw sprawdzamy legowisko stróży. — Ucięła poprzedni temat.
Skrzyp kiwnął głową.
Dwójka weszła w krzewy kaliny, ich ślepiom ukazało się legowisko, w którym spokojnie pochrapywała Jarzębinka, jak i reszta stróżów.
Skrzyp uśmiechnął się szeroko i prawie wbiegł na kotkę próbując ją obudzić i wyciągnąć poza legowisko, aby nie budzić innych. Jasna sprawa, niebieska momentalnie się wybudziła i przestraszona, nie wiedząc co się tak właściwie dzieje, szamotała się, a teraz chaotycznie próbowała uspokoić swój oddech.
— Hej, młoda, chcemy z tobą o czymś porozmawiać. — Miauknęła Sadzawka, ignorując próby dymnej.
— O.. o czym?. — Wykrztusiła niebieska, nerwowo uderzając ogonem o ziemie.
— Nic takiego. Kilka pytań.
— Rozumiem ale.. — zawahała się — Czy to jest konieczne o tej porze dnia?
„Inaczej byłabyś na treningu, co nie?”
Sadzawka powtórzyła słowa Skrzypu.
— Niby tak… to o co chcieliście się spytać?
— Oh, tak właściwie to jemu — tutaj wskazała na liliowego — Coś się uroiło. Znasz może jakiegoś szarego kota? Z dużą ilością bieli?
— Przykro mi ale… cóż… znam dużo takich kotów. Nie wiem kogo szukacie. Przykro mi. — Zająknęła się.
— Widzisz? Poza tym nie chce mi się tutaj siedzieć. Radź sobie. — Syknęła i odeszła.
Ale przecież koteczka mówiła, że znała jakiegoś szarego kota z bielą, co jeśli to był Mniszek? Najwidoczniej i tak nie mógł nic z tym zrobić. Jęknął bezgłośnie i położył się obok Jarzębinki. I tak kotka przypominała mu brata i myśl, że ten żyje go uspokajała.
— Przepraszam, ale… o co chodziło?
Kocur głośno wypuścił powietrze i wskazał ogonem na swój pysk.
— Jesteś niemy?
Pokiwał głową.
— A tamta pani się obraziła, więc nie możesz powiedzieć, tak?
Polizał ją po łebku. Nawet jeśli nie była córką Mniszka, to była dobrym dzieckiem.
Jednak chwile potem wstał i wskazał ogonem na wyjście, a potem na siebię.
„Idę na spacer.”
…
Rozglądał się po okolicy. Owocowy Las nadal go zaskakiwał. Pomijając gnijące i rozdziobane przez ptaki jabłka, podczas jesieni sad był naprawdę śliczny. Uśmiechnął się z ekscytacją i podskoczył radośnie, wpadając w stertę uschłych liści. Miło mu się siedziało z Jarzębinką. Musiał się z nią zaprzyjaźnić! To będzie trudne, oczywiście, że będzie, ale da sobie radę. No dobra. Może mu się nie uda, w końcu Sadzawka odmówiła mu współpracy, ale i tak będzie się starać. Ziewnął cicho. Przez całe to wstawanie wcześniej nie był zbytnio rozbudzony. Mimo tego jego uwagę zwrócił szelest gdzieś obok drzewa. Skrzyp postawił uszy do przodu, próbując wychwycić kolejny dźwięk. Podkradł się do swojej potencjalnej ofiary, jednak wtedy, jak się okazało, wiewiórka uciekła na drzewo. Pokazał jej język i obrażony odwrócił się od niej.— Chyba nie ma co tutaj robić. — Mruknął w myślach i zaczął drogę powrotną do obozu.
…
Wrócił do obozu. Było dopiero południe, ale on już zmęczył się tym dniem. Miał ochotę po prostu się położyć i przespać resztę doby. Jarzębinki już nie było przy legowisku uczniów. W takim razie chyba nie miał co robić. Podszedł do drzewa na którym miał posłanie i wdrapał się na wąski konar, moszcząc się w mchu. Położył się i zamknął oczy, pogrążając się w spokojnym śnie.<Jarzębinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz