kilka dni po poznaniu Przebiśniega, Pora Nagich Drzew
Puma ziewnął przeciągle i zwinnym ruchem wstał, przewracając się na podłoże żłobka. Pisnął cicho, żeby nikt nie usłyszał, że coś go boli. Nie chciał także obudzić siostry i mamy, nadal śpiące na posłaniu wykonanym z mchu. Kocurek nie chciał być obiektem niepokoju, który budzi rodzinę tak wcześnie. Nie było jakoś bardzo jasno, ale wystarczająco, aby uznać, że jest dzień, a nie noc mroźniejsza od pory, gdzie mógł swobodnie brykać.
Wczesnym wieczorem zawsze musiał kłaść się na cieplutkim mchu i leżeć, tak długo, aż nie pochłonie go sen. Marzył, aby w jeden wieczór nie musieć iść spać. Nie chciał przegapić mijającej nocy, która niestety znikała tak szybko. Prawie, tak jakby trwała kilka uderzeń serca!
Aby jego plan wypalił, musiał wymyślić bardzo złożony plan, składający się z najmniejszych szczegółów. To było dość trudne, ponieważ Puma nie miał w swoim nawyku układanie planów. Nie miał też w naturze planowania czegoś, co miało nastąpić za księżyc, czy dwa. Nie posiadał także zdolności zapamiętaniu ważnych rzeczy. Może kogoś poprosić o pomoc? Jednak było to ryzykowne. Kosodrzewina mogła się o tym dowiedzieć i dać mu karę za nieprzestrzeganie jej zasad. Chciał, bardzo chciał zobaczyć, jak wygląda ciemność! Zasypiał, wtedy gdy było jeszcze jasno. Nawet nie był zmęczony! Zamiast szybko oddalić się w sen, on czekał z zamkniętymi ślepiami i dopiero oddawał świadomość gdzieś daleko, daleko stąd. Nawet nie wiedział, kiedy to się działo! To było irytujące!
Wczesnym wieczorem zawsze musiał kłaść się na cieplutkim mchu i leżeć, tak długo, aż nie pochłonie go sen. Marzył, aby w jeden wieczór nie musieć iść spać. Nie chciał przegapić mijającej nocy, która niestety znikała tak szybko. Prawie, tak jakby trwała kilka uderzeń serca!
Aby jego plan wypalił, musiał wymyślić bardzo złożony plan, składający się z najmniejszych szczegółów. To było dość trudne, ponieważ Puma nie miał w swoim nawyku układanie planów. Nie miał też w naturze planowania czegoś, co miało nastąpić za księżyc, czy dwa. Nie posiadał także zdolności zapamiętaniu ważnych rzeczy. Może kogoś poprosić o pomoc? Jednak było to ryzykowne. Kosodrzewina mogła się o tym dowiedzieć i dać mu karę za nieprzestrzeganie jej zasad. Chciał, bardzo chciał zobaczyć, jak wygląda ciemność! Zasypiał, wtedy gdy było jeszcze jasno. Nawet nie był zmęczony! Zamiast szybko oddalić się w sen, on czekał z zamkniętymi ślepiami i dopiero oddawał świadomość gdzieś daleko, daleko stąd. Nawet nie wiedział, kiedy to się działo! To było irytujące!
***
Puma znów otworzył oczy i brązowymi ślepiami zaczął rozglądać się po kalinowym żłobku. On poszedł spać! Znowu! Tym razem jednak spał na zimnym podłożu niż na ciepłym mchu. Spojrzał na siostrę, która spała zwinięta w kłębek. Potem na mamusię, która leżała plecami do niego. Nie widział jej oczek, ale był pewien, że śpi.
„Co by tu polobic?” – pomyślał, wstał z ziemi i usiadł, owijając białe łapy ogonem. Było troszeczkę jaśniej, więc na pewno nie spał długo. Pewnie zdrzemnął się chwileczkę. Mimo tego kocurek nadal czuł znużenie.
,,Wen! Pobabie się patykem!’’ – oznajmił w myślach. Nie chciał wypowiadać myśli na głos. Kosodrzewina mogła usłyszeć jego zamiary! Nie chciał, aby mama była na niego zła. Pumcia wstał, kierując się w stronę kalinowej ściany azylu. Gałązki były pokryte szronem, a te, które można, było ujrzeć na zewnątrz legowiska, były pokryte białym puchem, zwanym śniegiem. Bicolor kochał aurę natury, która go otaczała. Czuł energię od tych dzieł przyrody. Zatrzymał się i wzrokiem szukał jakiegoś patyka, pokrytego szronem. Lubił takie kijki pokryte lśniącą materią. Wyglądały bardzo ładnie. Chociaż ta rzecz, którą znalazł była dużo bardziej interesująca i do tego czuł z nią więź. Jakby była to mała Chmurka, z którą doznał od urodzenia bliskość. Mimo tego nie powinien porównywać interesującej rzeczy do swojej rodzonej siostry. Nie było to w porządku. Chmurka była żywsza niż ten dziwny zawijas.
Pokręcił głową, nie było to odpowiednie. Brązowym wzrokiem szukał patyk, którym bawił się już kilka razy. Nie było go nigdzie widać! Nie mógł przecież wyparować! Była Pora Nagich Drzew, więc nie było to możliwe… Cóż, może nadzwyczajnie go gdzieś zapodział? Puma poczuł smutek wylewający się w jego serduszku. Z patykiem miał dużo wspomnień! Czemu tak po prostu zniknął? Nic nie mówiąc?
,,Czenu go ne ma? Byl totaj…’’ – pomyślał gorzko, szukał jeszcze przez chwilę, ale nie mógł znaleźć kijka pokrytego szadźią.
Smutny odwrócił się, z myślą położenia się obok siostry i mamy. Jednak zatrzymał się. Otworzył szeroko oczy, które w mgnieniu oka ze smutnych iskierek zamieniły się w radosne. Patyk! Leżał obok innego legowiska z suchego mchu! Podbiegł i zaczął wąchać czy to był na pewno ten sam. I tak! To był on! We własnej patykowej osobie! Błyszczał tak samo, pachniał tak samo, wyglądał tak samo! Nic się nie zmienił od ostatniego spotkania!
,,Lezal tutaj przez cały cas? Doprze, ze ne zginol!” – pomyślał przepełniony radością, wziął w ząbki odnaleziony kijek. Podskoczył, o mało się nie wywracając. To był sukces! Przeważnie skacząc, padał na ziemię żłobka. Raz udało mu się przed tym uniknąć. I tym razem udało mu się utrzymać równowagę. Był z tego niezmiernie dumny. Odłożył kijek o kocięcy krok. Postanowił, podskoczył znowu. Niestety znalazł się w sytuacji bez wyjścia, ponieważ padł na nos. Pisnął głośno. To bolało! Chwila… Kosodrzewina i Chmurka mogły się obudzić, nie mówiąc już o innych. Z powagą wstał i z podkulonym ogonem podreptał powoli do posłania. Chmurka leżała i spała tak samo, jak wcześniej, za to Kosodrzewina jedynie zakryła jedno ucho ogonem. Jaka ulga! Nie chciał ich obudzić. Nie chciał również kończyć zabawy patyczkiem. Patyk był taki intrygujący.
Podszedł do patyczkowej mości. Wziął w ząbki to cudo natury i zaczął trucht, słabo gryząc zdobycz. W jedną stronę i w drugą stronę. Obszedł cały żłobek i zatrzymał się przed pyskiem mamusi, która dalej nie otrzymała świadomości. Uśmiechnął się, przestając gryźć kijek. Mama nie kazała mu brać go do buzi. Poruszał pyszczek w lewo i w prawo pokazując jej, że nie słucha się jej zaleceniom. Puma miał dosyć zmienne poglądy. Nie chciał, aby mama była zła, ale z drugiej strony, kiedy patrzyła na niego z dezaprobatą, mógł uczyć się po niej powtarzać. Arlekinka nie zareagowała, na jego sprzeciw.
,,No tak…spi” – pomyślał smutno. Było mu przykro. Bardzo przykro. Odszedł ze spuszczoną głową i ze spuszczonym ogonem. Miał nadzieję, że zaraz się obudzi.
Westchnął cicho, siadając koło innego posłania, które nieznacznie było blisko wyjścia z kaliny. Patyk wypadł mu z pyska, kiedy Puma przeciągał się, drapiąc małymi pazurkami ziemię. Znów się znudził. Nie lubił nudy! Kiedy będzie mógł wyjść ze żłobka? Nigdy! Tak przypuszczał. W jego mniemaniu on i Chmurka zostaną tutaj, ukryci przed caaałym światem. Nie chciał tego… Wolał chyba już kolejny raz dotknąć śniegu niż siedzieć tutaj aż do końca. Właśnie! Śnieg! Musiał zobaczyć czy jest tak samo zimny, mroźny i lodowaty! Patyk się zmienił. Był w innym miejscu i w niektórych miejscach bardziej pogryziony. A śnieg? No cóż…na słabe oko Pumy był troszkę wyższy. Urósł tak, jak czekoladowy. Chociaż nadal był wyższy od Pumci. Wstał i zaczął tupać do białego puchu. Ostrożnie stawiał białe łapki, aby nie przewrócić się i nie zaliczyć bliskiego spotkania ze śniegiem. Nie chciał tego! Wolał spokojnie i delikatnie się z nim przywitać.
Czując się bardziej pewnie, podniósł łeb i nie zwracał uwagi na to, że może się przewrócić. Phi! Przecież to było niemożliwe! Zaraz miał dotrzeć do celu, więc nic się nie stanie! Prawda? Jego śmiałość zawiodła, ponieważ Puma źle stanął i poleciał do przodu. Wylądował twarzą w śniegu. Rozległ się pisk. Bicolor odskoczył od tego nieszczęsnego puchu i pobiegł na koniec żłobka. No może nie pobiegł, raczej poślizgnął się i poturlał na koniec kaliny. Znowu się przewrócił! Poczuł znajome zirytowanie, które czuł zawsze przy upadkach. W śniegu był odciśnięty jego pysk, a z kolei on był pokryty śniegiem, który już prawie stopniał, przez kurz i ziemię. Czemu on ma takiego pecha?
Zrezygnowany wstał, smętnie poruszając czekoladowym ogonkiem. Kiedy w końcu pozbędzie się tej klątwy? Może jak będzie bardziej uważał, to w końcu opanuje kontrolowanie nad swoją równowagą? Chociaż, czy uroki można ot, tak odpędzać? Hmmm…pewnie musi minąć duuużo dni, zanim to nastąpi. Bicolor zrobiłby wszystko, aby zapobiec innym upadkom. Byłby wtedy z siebie dumny. Jego rodzicielka pewnie też. Chmurka również. I wujek! Przebiśnieg był jednym z kotów, które były nieziemsko tajemnicze. Czuł zakłopotanie, kiedy mówił do niego zagadkowym głosem, ale był bardzo zadowolony, że kolega jego mamy chce spędzać z nim czas. Bawili się w różne zabawy. On, Chmurka i wujek! Od zabawy w berka do zabawy gonienia mchu. Były bardzo wyczerpujące. Puma po tych zabawach dyszał i chciał się położyć. Oddać świadomość gdzieś daleko. Znaczy! Jego białe łapki były zmęczone i tylko one. Bicolor nie chciał iść spać. Zafascynował się na pukcie nocy! Chciał ją zobaczyć. Był pewny, że kiedyś na pewno ją zobaczy w jej przepięknej osobowości. Była pewnie bardzo ładna!
Westchnął. Kolejny raz w tym dniu podszedł do rodziny. Położył się obok liliowej koteczki, kładąc brodę na łapach. Jego przygnębienie pewnie było czuć po drugiej stronie obozu Owocowego Lasu. To wszystko przez ten śnieg! Gdyby go nie było, nic by się nie stało. Nie byłby teraz brudny od ziemi, kurzu oraz mokry od roztopionego białego puchu. Wszystko byłoby inaczej! Schował nosek, zasłaniając go czekoladowym ogonem. Nie chciał pokazywać nawet ziarenku podłoża w żłobku swojego smutku. Z nudów zaczął drapać pazurami ziemię, przyglądając się swoim rozmazanym brązowym spojrzeniem. Nudaaa! Wstał szybko i rozciągnął się, drapiąc po raz kolejny grunt legowiska. Pomachał ogonem, otrzepując z niego niewidzialny brud. Nie wiedzieć czemu znowu podreptał do ściany azylu. Przykucnął i zamglonym wzrokiem rozglądał się po tę dziwną, zawiniętą rzecz. Nic nie dostrzegał. Posmutniał bardziej, ale jego pysk nie był przejęty przez smutek. W jego oczach malowała się powaga. Musiał to znaleźć! Chociaż…nie wiedział dlaczego. Czuł między tym nić porozumienia, ale nie wiedział, co to dokładnie jest! Położył się na ziemi, mierząc kalinę surowym spojrzeniem. Wyglądał troszkę jak żaba rozjechana na drodze. Puma jednak nie był tym przejęty. Chciał odkryć po raz drugi tę rzecz.
Po chwili, gładząc delikatną łapą podłoże krzaku, poczuł coś zimnego i jednocześnie ciekawego w dotyku. Wyciągnął to ostrożnie, aby przypadkiem tego nie uszkodzić. Biały, dziwny zawinięty zawijas. Czekoladowy przekręcił głowę na lewą stronę, a następnie na prawą. Było to bardzo ładne!
— O hej — mruknął cicho. — Chces zostac moim pszylacelem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz