Gdy Obserwująca Żmija polazła do żłobka, aby urodzić dla niego rudych sługusów, jego trening przejęła Różana Przełęcz. Uznał to za znak, bowiem w końcu szkolił się na lidera, więc musiał wiedzieć jak zarządzać klanem. A kto lepiej go tego nauczy jak nie osoba, która pełniła aktualnie to stanowisko? Dlatego też był dobrej myśli. Im szybciej zostanie mianowany przywódcą tym lepiej dla Klanu Burzy.
— Dobrze, a więc powiedz mi, co już umiesz — poleciła krótko kocica, gdy tylko wyszli z obozu.
Co potrafił? Dziwne... Sądził, że jego poprzednia mentorka streściła Różanej Przełęczy jak przebiegł ich trening i powiadomiła ją, że był już gotowy do mianowania. Nie osiągnął może i dziesięciu księżyców, ale może... może dla niego zrobiliby wyjątek? Wtedy mógłby szczycić się mianem najmłodszego lidera w dziejach Klanu Burzy! Przerósłby tym sposobem na starcie Piaskową Gwiazdę i byłby sławny na wszystkie okoliczne klany! No, ale skoro Obserwująca Żmija była najgorszą mentorką jaką miał, nie powinno go dziwić, że teraz sam musiał odpowiadać na to pytanie.
— Cóż... Wszystko. Ćwiczyłem tropienie, polowanie, nawet bieganie, co było okropne dla mych łap. Byłem na granicach, znam teren. Umiem też walczyć, więc w zasadzie... mam wszystkie umiejętności potrzebne do zrozumienia z czym mierzy się w głównej mierze pospólstwo. Możemy przejść do części z zarządzania klanem. — Uśmiechnął się szeroko, bo nie mógł się już tego doczekać.
Wiedza od wydawania rozkazów, karania i politycznych rozmów z innymi liderami, to było coś co go najbardziej interesowało. Musiał w końcu wiedzieć na kogo powinien uważać, z kim się zadawać i udawać miłego, gdy będzie zmuszony przesiadywać z nierudym pospólstwem. Ach... Czemu ten świat nie mógł obrodzić w same rudzielce? Wtedy towarzystwo byłoby na poziomie...
— Jeden — liderka wyliczyła coś, jakby bez kontekstu. — Ta część wątpię, żeby ci była potrzebna — skwitowała krótko. — Mówiąc ,,walka", uwzględniłeś walkę w tunelach?
— Jak to niepotrzebna? — oburzył się. — Jak będę liderem będę musiał wiedzieć jak rządzić kotami. To bardzo potrzebne! — Była jakaś głupia czy jak? Może mamusia miała co do niej racje? W końcu wielokrotnie słyszał, że była złą osobą na tym stanowisku. Wiele razy swoimi decyzjami skrzywdziła ich rodzinę, no i na dodatek była już wiekowa. Czy ktoś taki na pewno był w stanie go czegokolwiek nauczyć? Szczerze zaczął mieć co do tego wątpliwości. — Fu? Ja? W tunelach? Czołgający się w syfie gdzie pełno robali? Dobre sobie. Z kim niby mam tam walczyć? Z kretami? — prychnął, nie dowierzając w to, że w ogóle podsunęła mu taką możliwość. Oczywiście, słyszał o tych dziwnych treningach pod ziemią, ale to było poniżej jego godności, aby czołgać się w błocie niczym plebs. Na dodatek kto normalny walczyłby w takich warunkach? To było niedorzeczne. Prędzej tunel by się zawalił niż doszłoby do jakiejś wymiany ciosów. A zresztą... On był ponad to.
— Z kotami. — Zmierzyła go wzrokiem. — Jeśli nie chcesz być pożyteczny dla klanu jako wojownik, zawsze są inne stanowiska. Dla przykładu karmicielka.
— Co?! — Najeżył się i rzucił jej mordercze spojrzenie. Co ona sugerowała? Zresztą... samo to, że ośmieliła się coś takiego zrobić, wręcz go obrzydziło. Nie zamierzał w końcu być kimś innym niż liderem! Przecież już jej to wspominał, czy była jakaś głucha? Może musiał krzyczeć, by do niej dotarło to co jej przekazywał? — Czy nie słyszałaś co mówiłem? Moje aspiracje są większe! Chce być liderem, a nie żadną karmicielką! Jestem kocurem! I jak to walczyć z kotami pod ziemią? Przecież kto normalny by tam wlazł? Koty z tego co zdołałem zauważyć to nie krety. Chodzą nad ziemią, nie pod.
— Ucisz się proszę, spłoszysz całą zwierzynę — Stwierdziła, krzywiąc pysk. Aha! Czyli jednak doskonale go słyszała. Głucha nie była, co oznaczało, że zrobiła to z czystą premedytacją... Już jej nie lubił. — Aspiracje czy nie, zaczynasz od wojownika, wykazujesz się, zdobywasz zaufanie i trenujesz ucznia. To jeden z punktów kodeksu, który powinieneś znać. Twoja wiedza nie jest wystarczająca jak widzę. Inne klany dawno przejęły podziemia. Wiedziałbyś, gdybyś wyczuł w tunelach ich zapach.
Była szalona. Naprawdę w to wierzyła? A może była przewrażliwiona przez te ostatnie ataki samotników i nawet ziemie chciała zabezpieczyć?
— Ja tam nic nie czułem. Armia by tam nawet się nie zmieściła, aby do nas podejść. Tunele są wąskie i prędzej by tam utknęli i się podusili. Kto wymyślił ten idiotyzm? — prychnął. — Nie będę długo tym całym wojownikiem. Klan Gwiazdy wybrał mnie do większych czynów — Napuszył się dumnie. — Dlatego darujmy sobie tą walkę w tunelach. To hańbiące, aby ktoś o mym statusie - sam wybraniec Gwiezdnych, tak się do tego zniżał.
— Dwa — kolejne, chłodne wyliczenie. — Przypominam, że nie jesteś od wydawania mi rozkazów. — Zerknęła na niego chłodno z góry. — Jeśli nic nie czułeś, to znaczy, że twoja umiejętność tropienia pozostawia wiele do życzenia. Wojna to nie jest często wielkie zetknięcie dwóch armii na środku pola, to tylko kiepskie wyobrażenie najbardziej prostego i przewidywalnego ruchu, kwitnącego w wyobrażeniach kociąt. I oszczędź mi wykładów o Klanie Gwiazdy, którego nigdy na oczy nie widziałeś. A teraz pokaż mi pozycję łowiecką, bo patrząc na twoje wcześniejsze słowa mam podejrzenia, że twoje umiejętności są na poziomie kocięcia — wyraźne polecenie padło z jej pyska, po szorstkim, niskim wykładzie, podczas którego nadal mierzyła rudzielca wzrokiem.
Widać było jak niezadowolenie wypływa na pysk Płomiennej Łapy. Ale się rządziła! Jakby była kimś ważnym, a jedynie przecież tylko zastępowała go w roli lidera, gdy tylko wystarczająco dorośnie do tej funkcji! Powinna go traktować z większym szacunkiem!
— Nie są! Ćwiczyłem te okropne manewry z Obserwującą Żmiją, bratem i moją mamą. Gdyby nie ona to może by tak było, ale obiecałem jej, że jej nie zawiodę i będę się starał. Dlatego też moje umiejętności są idealne! — I zaprezentował jej, że rzeczywiście pozycję łowiecką miał nienaganną i to nie były czcze przechwałki.
— Gdybyś się słuchał nie tylko swojej matki to trening poszedłby szybciej — stwierdziła, oceniając pozycję wzrokiem, po czym bez słowa kierując się naprzód — Znajdź mi dobre wejście do tuneli.
Wydał z siebie jęk boleści. A ona dalej o tych tunelach? Sądził, że już zapomniała! Nie chciał tam schodzić! Czy naprawdę tak ciężko było jej zrozumieć, że brzydził się takiej aktywności? Nie mogli przejść do przyjemniejszej kwestii jakim były rozmowy na temat liderów, ich słabych punktów i może jakichś przyszłych planów na poszerzenie terenów Klanu Burzy? Czemu wszystko musiało kręcić się wokół podziemnych przejść, z których korzystały tylko króliki?
— Ale... Ale ja nie chcę! Wybrudzę się! Mamusia będzie musiała mnie znów czyścić, a coraz częściej to się zdarza, bo twój syn, Pusty Łeb mnie nęka! Nie możesz go eksmitować z obozu do tego dzikusa w dole? — zapytał, poniekąd też skarżąc się na zachowanie jej syna, tym sposobem odwlekając w czasie zejście pod ziemie. Musiał jednak za nią ruszyć, bo już nieco się oddaliła i obawiał się, że znów starcza głuchota da jej o sobie znać i w ogóle go nie usłyszy. Chociaż twierdziła nie tak dawno temu, że słyszała go wyraźnie, każąc mu tak się nie drzeć.
— Dzikus już jest na dole — stwierdziła, marszcząc brwi — A wyczyścić się możesz sam. No, dalej! Użyj trochę wzroku, po coś go masz.
No wspaniale! Czyli jednak udawała, że miała zdrowy słuch. Jak nic była przygłucha... Miał w końcu na myśli, aby to Pusty Łeb wyniósł się z obozu na zawsze! Gdyby był w dole, to nie widziałby go codziennie w obozie, a ten nie próbowałby na nim spać! A może robiła to specjalnie? Chroniła typa, bo był jej synem? Co za niesprawiedliwość! On by na jej miejscu od razu oderwał mu łapy, aby przestał go atakować tymi uściskami.
— Nie! Pusty Łeb nie siedzi w dole! Wraca do obozu i się wyżywa na kotach! — wyjaśnił jej oburzony. — Nie ma tu żadnych tuneli — rzucił nawet się nie wysilając do znalezienia jakiegokolwiek. Nie chciał tam włazić! To przecież takie odrażające! Naprawdę nie mogli sobie odpuścić tej części? Czy to było aż tak ważne? Gdyby nawet doszło do jakiejś bitwy pod ziemią, nigdy by w niej nie uczestniczył. To on w końcu będzie tym, który wydaje rozkazy, a nie idzie w pierwszym szeregu na śmierć.
— I możesz być pewny, że z nim i tym porozmawiam — odpowiedziała spokojnie kocica, po czym spiorunowała go wzrokiem. — I jeśli nadal będziesz się zachowywać, jakbyś robił mi łaskę, to przysięgam, że przeciągnę twoje mianowanie — rzuciła zimno. — A teraz bądź tak łaskaw i poszukaj cholernego tunelu.
Posłał jej chłodne spojrzenie i machnął ogonem niezadowolony. No co za... Aż nie miał słów! Była uparta jak nie wiem. Może dlatego tak długo rządziła? Za bardzo jej się spodobała władza, która nawet nie należała legalnie do niej? W końcu ostatnią prawowitą liderką Klanu Burzy była Piaskowa Gwiazda, a potem pojawiali się jacyś uzurpatorzy, którzy wydarli władze rudym z łap.
Zadarł łeb i dumnym krokiem zaczął "poszukiwać" tego czego chciała. Phi! Robił jej łaskę, też coś. Sama powinna się porozglądać, skoro tak bardzo potrzebowała do życia tego głupiego tunelu. Ygh...
Gdy jakiś udawało mu się znaleźć, omijał go i zmierzał w inną stronę, aby ta przypadkiem go tam po złości nie wrzuciła. Mógł z łatwością dojrzeć to obrzydliwe błoto, które zalegało w wejściu po topniejącym śniegu. Na samą myśl, że miał tam wejść i walczyć, robiło mu się słabo. To było niegodne jego statusu! Tylko pospólstwo taplało się w takich niehigienicznych warunkach! Wątpił, aby Różana Przełęcz w swoim życiu tam nawet zeszła!
— Jeśli jakieś tu były to są zasypane lub zalane przez topniejący śnieg Pory Nagich Drzew. To najwidoczniej nieodpowiedni czas na taki trening. Możesz powiedzieć mi teorie, ona starczy, nie trzeba do tego praktyki — zakomunikował jej, gdy się do niej odwrócił.
— To twój sposób na granie na czas, wykluczając celowe omijanie nor? — zagadnęła, spokojnie podążając za uczniem.
— Wcale nie! Naprawdę, co zaglądałem to były mokre i lepiły się od błota! Jakbym tam wszedł to utonąłbym w tym syfie! Nie ma mowy, abym dotknął czegoś tak odrażającego, a tym bardziej cały się tak wcisnął, by wyglądać jak bagienny potwór! — starał się jej wyperswadować jaki to był zły pomysł. Czy naprawdę uważała, że szanujący się burzak z własnej woli by tam się teraz wcisnął, bo to był trening? Była jakaś nienormalna!
— Rozumiem, że w podobny sposób zrezygnujesz z odebrania żyć od Klanu Gwiazdy? Bo będzie błoto?
— Co? — Wlepił w nią wzrok, jakby sens tych słów przyszedł do niego z opóźnieniem. Życia odbierał lider... Jego pierwszą myślą było to, że miał szansę nim zostać, bo potwierdziła tym sposobem, że był tego godny. Jednakże błoto w tej frazie było tak zastanawiające, że aż był zszokowany tym co chciała mu przekazać. — Co masz na myśli? Mówisz... że w tych tunelach lider odbiera życia?!
— Czy ty NIC nie wiesz? — spytała, już całkiem podirytowana mentorka.
Aż sam się oburzył, gdy mu to wytknęła. Zachowywała się tak, jakby wiedza o tym gdzie liderzy odbierają życia była tak powszednia, że byle kociak mógł trafić na odpowiednie wejście. A przecież... tak nie było! Z tego co się orientował to była tam jakaś woda, ale nigdy nie przypuszczał, że coś takiego mogło znajdować się pod ziemią! No bo... jakaś jaskinia, do której wejście jest tak ciasne, że musisz się czołgać? To mu nie brzmi na Klan Gwiazdy. Jego przodkowie zrobiliby większe wejście niż jakiś byle tunel. No i w takim wypadku gdzie padał księżyc, gdy to było pod ziemią? Musiało być ciemno! Dlatego też zawsze uważał, że to jezioro to metafora i faktyczne odbieranie żyć znajduje się w innym świecie, gdzie przodkowie są niczym materialne istoty.
— Moja mentorka nie mówiła mi gdzie chodzi lider po życia! Wiem, że jest takie jeziorko, ale gdzie to nie. Sądziłem, że to miejsce w innym wymiarze, a nie tutaj! — wytłumaczył, aby nie wyjść na mysiego móżdżka.
— To wiedza podstawowa — stwierdziła z naciskiem Różana Przełęcz. — Kto stanowi ważne funkcje w innych klanach?
No i zaczęła go wypytywać jak gdyby był na serio jakimś kocięciem, które dopiero zaczynało trening. Przecież ta wiedza była oczywista! Bardziej niż takie sprawy duchowe!
— Lider, zastępca oraz medyk — Strzepnął uchem. — Ta, podstawowa. Mówisz kociętom jeszcze w żłobku gdzie jest miejsce odbierania żyć, pokazujesz dokładnie i co? I myślisz, że by nie poszły? To wcale nie taka podstawowa wiedza! — bronił swoich racji. A zresztą... zamiast mu to wytykać, mogłaby no nie wiem? Wytłumaczyć skoro uważała, że miał z tym braki? Przecież jak będzie tak na niego naciskać, to raczej wątpił w to, aby wiedza magicznie pojawiła mu się w głowie.
— Koty. Mówię o kotach, które zajmują te stanowiska. Ominąłeś słowo ,,KTO"? — dorzuciła z naciskiem. — I nie pokazuję. Każdy wie, czym jest jezioro do odbierania żyć. Kocięta obozu opuszczać nie powinny. To też jest podstawowa wiedza.
Miał tam ochotę zacząć skakać i wyć, rwąc sobie futro z uszu! Była bezczelna! Traktowała go bez szacunku i jeszcze specjalnie próbowała mu przekazać, że źle ją zrozumiał, chociaż dobrze odpowiedział na jej pytanie. Bo przecież "KTO" może być równe ze stanowiskiem, nie tylko z imieniem. Aż mu minęła chęć na kontynuowanie tego treningu. Tak jak rano wychodził podekscytowany poznaniem tajników bycia liderem, to teraz czuł się przytłoczony i ośmieszony.
— Wiem czym jest, ale gdzie ono się znajduje to nie! O rany, czepiasz się. To, że tego nie wiem nie powinno cię dziwić, bo jestem uczniem i dalej się szkole. Nie mam nawet dziesięciu księżyców! I tak jak na swój wiek dobrze mi idzie polowanie i te inne bzdety. Ale skoro mnie szkolisz proszę bardzo. Twoim obowiązkiem jest mnie oświecić, bo moja poprzednia mentorka skupiła się bardziej na praktyce niż teorii. A jeśli chcesz mnie dobrze wyedukować możesz mnie zaprowadzić do tej sadzawki. Wtedy jestem w stanie... z trudem, ale jednak, wcisnąć się do jakiegoś tunelu. — Napuszył się butnie, licząc że kocica rzeczywiście zmieni temat i udadzą się na spotkanie z przodkami. Mógłby wtedy z nimi sobie porozmawiać na temat jej osoby i jej szybkiego porwania w zaświaty, aby zrobiła miejsce dla młodszych i zdolniejszych kotów.
— Do sadzawki idzie się w ważnym celu. Nie dla kaprysu, to zniewaga — wyjaśniła. — I nadal czekam na wymienienie ważnych kotów z innych klanów.
No co za wywłoka! Uparła się! Zacisnął zęby i wziął głębszy oddech. Kto był w tych klanach... Liczył, że nie pomyli imion i ta powie "hurra, brawo, wracamy do obozu, koniec treningu".
— Rybojady mają Sroczą Gwiazdę, wilczaki Błękitną Gwiazdę, klifiacy Srokoszową Gwiazdę, a ty jedyna bez tego członu... Bardzo podejrzana sprawa. Czy na pewno jesteś liderką? — zmrużył oczy, ponieważ zaczął mieć pewne obiekcje co do tego, że stojąca przed nim kocica mogła rzeczywiście nią być. Miała okropne maniery i wciąż traktowała go bez należnego mu szacunku. Gdyby to był jego pierwszy trening, nim przywykł do zachowania Obserwującej Żmii, byłby zdolny do wytknięcia jej tego faktu. Nie chciał jednak, aby się obraziła jak jego poprzednia mentorka, bo naprawdę chciał poznać tą wiedzę na temat władania klanem, nawet jeśli kocica twierdziła, że nie była mu potrzebna. On tak czy siak chciał ją posiąść!
— Jestem — potwierdziła to, że jest liderką ku jego zniesmaczeniu. — Człon ,,Gwiazda" mi nie leżał. Jeszcze owocówki, nie wymieniłeś wszystkich. Ani zastępców, ani medyków. Dopowiedz.
— Na Klan Gwiazdy... i oni pozwolili ci na to? To dopiero zniewaga przodków... Ale masz racje. Nie pasuje ci. Mi będzie z nim bardziej do twarzy. Płomienna Gwiazda brzmi wspaniale... — Posłał jej uśmieszek. Nie chciała to nie. Dla niego to nawet lepiej. Nie będzie musiał się wstydzić, że kiedyś szkoliła go nieruda liderka, bo nikt nie ogarnie, że nią była bez członu Gwiazdy. — I nie. Owocówki nie są klanem, a powiedziałaś klany. Nie mają w nazwie Klan Owocowy Las. Oni to jacyś samotnicy mieszkający po sąsiedzku. — Skoro tak czepiała się słówek, on także pozwolił sobie specjalnie na ten zabieg. Niech czuje się teraz głupio! Zasłużyła. — Po co wymieniać medyków jak lider nie rozmawia z tymi z innych klanów? No i zastępcy... z opowieści słyszałem, że oni zmieniają się szybciej niż liderzy. Szkoda na nich czasu.
— Jeśli ich nawet ci się nie chce spamiętać, to prędzej ci do ignoranta, a z Owocowym Lasem mamy sojusz. I nie pozwalaj sobie na zbyt wiele w mojej obecności. Im dłużej z tobą rozmawiam, tym bardziej nabieram przeświadczenia, że szkolenie cię jest stratą czasu. Nie potrafisz myśleć w żaden logiczny sposób.
Powieka mu zadrżała. Znów go obrażała! A na serio starał się być dobrym uczniem i nie wszczynać żadnych burd. Kocica jednak wręcz zdawało się, że obrała sobie na cel podłamanie go na duchu. Ha! Szkoda tylko, że nie wiedziała, że to dla niego nie pierwszyzna. Obserwująca Żmija może i na początku ich znajomości była potulna, ale potem wyzywała go tak, że przestało go to ruszać. W końcu wariatki to wariatki. Nie jego winą było to, że miały coś nie tak z głową.
— Jak już wspomniałem... mam umiejętności. Ty nadrabiasz tylko moje braki z zakresu polityki i rządzenia klanem, bo moja mentorka nie była skora do takiej formy edukacji. A ty jako "lider", masz większe o tym pojęcie. Więc możesz zamiast "wymagać", podzielić się ze mną swą wiedzą nawet w zakresie "imion" tych "ważnych" kotów, abym godnie reprezentował Klan Burzy, a nie czekać na cud, że nagle magicznie będę o tym wszystko wiedział — wytknął jej to, wręcz dyplomatycznie. Jeśli ją teraz zaorał to był z siebie dumny!
<Różo?>
[2786 słów]
[przyznano 56%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz