Przysłuchiwał się z uwagą tym radą, którymi się z nim dzieliła. Mówiła... z sensem, co go bardzo zaskoczyło. Przypominała mu tym sposobem Obserwującą Żmiję i ich nie tak dawny trening. Nie zamierzał jednak przyznawać tego na głos! On? Słuchający nierudych? Absurd!
— Nie jestem żadnym pyszczkiem! — wymiauczał niczym rozżalony i obrażony dzieciak, z którego nabijają się starsi koledzy. — Tylko przyszłym liderem, najwspanialszym i najpotężniejszym, budzącym grozę Płomienną Gwiazdą! Znaj swe miejsce i mów do mnie z należytym szacunkiem bezimienna — wyburczał, przypominając sobie, że przecież nie znał jej imienia. Ale czy chciał je znać? Była dla niego tylko nic nie wartym ścierwem, mógł więc tak ją nazywać. — I tak się nie wymądrzaj, nie znasz się na rządzeniu. Tacy jak ty nie dojdą do władzy, a nawet jeśli, szybko zostaliby obaleni! — powiedział co wiedział, zadzierając nosa.
Lodowa Łapa usiadła wygodnie w śniegu, otulając łapy swoim ogonem, a gdy usłyszała jego wypociny, uśmiechnęła się lekko.
— Nie znam się na rządzeniu? — zamruczała. — Skoro tak mówisz... Obejdziesz się w takim razie równie świetnie bez moich rad. Jeszcze wprowadziłabym cię w błąd. — I podniosła się, jakby zamierzała odejść.
Nie spodobało mu się to. Wcale! Jak w ogóle śmiała odwrócić się do niego tyłem i tak po prostu wrócić do swojego śmierdzącego lasu, gdy sama go zaczepiła! Nawet nie przeprosiła go za tę wszystkie obrazy! Nie mógł jej tak po prostu puścić! Nie, póki nie zostanie należycie przez niego oczerniona, by mógł poczuć się lepiej.
— Hej! Moment! — Zrobił kilka kroków do przodu, machając niezadowolony ogonem na boki. — Nie pozwoliłem ci odejść! Wracaj tutaj! Już! — rozkazał, oczekując, że ta go posłucha.
Kocica obróciła się przez ramię i zrobiła to, co kazał, ale raczej nie tak, jak się spodziewał. Podeszła do niego i zadarłszy podbródek, wysunęła pazury i jednym z nich pstryknęła go w nos.
— Żeby rozkazywać, trzeba mieć komu, rudy pyszczku — powiedziała tak spokojnie, jakby właśnie dzieliła się z nim wiedzą, co właśnie zjadła na śniadanie.
Zamarł w szoku. Ona... Ona go dotknęła?! I to pazurem?! Z jego gardła uciekł bardzo wysoki pisk. Odskoczył natychmiast, strosząc się i zezując na swój nos z pełnym paniki spojrzeniem. O nie, o nie! Jego wspaniałość! Znów mu to uczyniono! Znów jakiś nierudy ośmielił się go tknąć! Co z nimi było nie tak?! Czemu lgnęli do takich dzikich zachowań?! Czyżby byli w jakiejś zmowie?! Jak nic na niego się uwzięli! Świat był taki niesprawiedliwy!
— Dotknęłaś mnie! Dotknęłaś mnie! Dotknęłaś! O fuuu! Jak mogłaś?! Teraz umrę! Skaziłaś mnie! Zaraz obejdę czarnymi plamami! — Zaczął się rozglądać po swym ciele, jak gdyby to miało już miejsce. — AA! Czuje już jak to nadchodzi! Ból! — poczuł jak dusi się z obrzydzenia. Tracił dech, tracił życie! Musiał coś zrobić! Nie myśląc zbyt dużo, szybko wytarł swój nos w śnieg. Zaraz jednak zrozumiał co zrobił i wydarł się po raz kolejny. — Nieczysta ziemia! Dostała mi się do nosa! Aaa! Ty potworze!
Teraz to białe świństwo, w którym były drobinki brudu, były w jego nosie! Odrażające! Przerażające! Jak nic to był atak na jego życie! Po raz kolejny zaczął wycierać swój nos, tym razem o futerko. Mamusia będzie musiała go jak nic po wszystkim wymyć.
Lodowa Łapa ustała nad nim, przekręcając głowę, zaskoczona tak gwałtowną reakcją. Przypatrywała się spokojnie wijącemu się jak robak uczniowi, który zachowywał się, jakby ktoś miał poderżnąć mu gardło.
— No proszę, na wojnie długo to byś nie pożył — stwierdziła beznamiętnym głosem. — Delikatny jak na samozwańczego króla. Uważaj, bo zaraz umrzesz. Musisz się wykąpać w świętej sadzawce, jeśli nie chcesz paść jak trup... — powiedziała śmiertelnie poważnym tonem, jakby licząc na to, że uwierzy.
— TY! Nie odzywaj się! — warknął, powoli uspokajając swoje szaleńczo bijące serce. Może pazur to było za mało, aby go skazić? Jeszcze chwile wpatrywał się w swoje futro, lecz gdy nie dojrzał postępujących zmian, odetchnął z ulgą. Dopiero po tym okresie, przypomniał sobie o obecności kocicy, rzucając jej mordercze spojrzenie. — Jak śmiałaś?! Oby szczęście jakie na ciebie spłynęło przez dotknięcie mej boskiej osoby, przepadło! Co ja ci mówiłem?! Brzydzę... się... takich... jak ty! Ja jestem ponad wszystkie koty! Ja jestem równy Klanowi Gwiazdy! Co oznacza, że pod żadnym pozorem twe łapy nie mają prawa na mnie spocząć! Skazisz mnie swoim nierudyzmem i przestanę być boski! A te twoje żarty są dziecinne i głupie! Masz natychmiast błagać o wybaczenie. — Tupnął władczo łapą. — Albo odejdź i nie pokazuj mi się więcej na oczy! Już dość zrobiłaś! Dość!
— Kto powiedział, że żartuję? — Wzrok błękitnych oczu uczennicy wwiercał się w kocura, jakby chciała wypalić mu dziurę w czole umysłem. Spoważniała i cofnęła się powoli o parę kroków, znów siadając na śniegu. — Dostosowuję poziom do rozmówcy, panie Burzaku. Nie boisz się, że od rozmów ze mną znierudziejesz?
— Nie! Wynoś się! Nie tkniesz mnie po raz kolejny! Ma boskość nie da ci szczęścia, a wieczne potępienie! Tfu! — Splunął w jej stronę, odsuwając się na bezpieczną odległość, gdyby ta chciała powtórzyć ten manewr. O nie. Nie da jej znów siebie choćby tknąć! Zresztą... Zaraz zawoła mamusie i ta ją pogoni! Kocica na pewno usłyszała, że miał problemy. W końcu... wybrali się na polowanie i rozdzielili. Jego piski jak nic zwróciły jej uwagę.
<Lód?>
[839 słów]
[przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz