BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

23 kwietnia 2024

Od Obserwującej Żmii CD Płomiennej Łapy


*Już jakiś czas temu. Niedługo po drugim treningu Płomyka, Pora Nagich Drzew*

Czekała na to, aż Różana Przełęcz wyjdzie z obozu. Musiała ją o czymś poinformować. Tak też, gdy starsza kocica wyszła z siedziby burzaków, młodsza po odpowiednim odstępie czasu również to zrobiła, a potem po prostu podążając za jej zapachem znalazła starszą szylkretkę.
— Różana Przełęczo! — zawołała do niej młodsza — mam sprawę do ciebie.
— O co chodzi — rzuciła krótko liderka, zatrzymując się.
— Mój uczeń... Płomienna Łapa... — zaczęła ostrożnie — no po prostu powiem to bez owijania w bawełnę. To dziecko nie ma nie tylko za grosz podstawowych manier czy choćby namiastki, namiastki jakiegokolwiek poszanowania do innych kotów, ale także skłonności sadystyczne. Z rozmów z nim, a podkreślam, jestem wobec niego bardzo, a to bardzo cierpliwa, bo obraża mnie i próbuje rozkazywać, wiem, że nie szanuje innych kotów i ma osobie bardzo wygórowane mniemanie. Uważa, że inni powinni mu służyć i nie tylko. Dzisiaj próbował bawić się życiem królika, zdając mu ból i łamiąc łapy. To jest... niepokojące. Co najmniej. Przyszłam ci o tym powiedzieć, bo w mieście takie koty wyrastały na najgorsze kanalie i chciałam cię ostrzec, byś miała na niego oko. Tylko proszę, nie zdradź nikomu, że to ja ci o tym mówię, bo będę musiała na treningach potem wysłuchiwać syczenia, narzekań i obelg, o ile w ogóle ten mały zechce po tym wyjść z obozu, bo ledwo udaje mi się go przekonać, by się w ogóle ruszył z legowiska.
— A tak, rudy pomiot Piasek, spodziewałam się tego — rzuciła jak gdyby od niechcenia, ruszając powoli dalej — Ostrzegałam cię przed tym przy dołączaniu. Dlatego też przypisałam go tobie. Wydawałaś się być osobą, która dałaby radę z czymś podobnej rangi. — zamilkła na moment, jakby zastanawiając się, czy może kontynuować rozmowę — Popełniłam błąd, mając wiarę, że młode pokolenia przestaną być zepsute. Powinnam wyrzucić ich dawno temu.
Poczuła gulę w gardle.
Ich.
Rodzinę Piasek.
A Rodziną Piasek była…
Margaretka.
— Ale... nie wszystkich, prawda? Jak on jest... no, czymś na pewno, to jego wujek, Piaszczysta Zamieć... zdaje się być miłym kotem. I siostry Płomiennej Łapy... one też się takie nie zdają — miauknęła.
— Oczywiście, że nie chciałabym wszystkich — rzuciła liderka, ku szczerej uldze tortie — Piaszczysta Zamieć jest dobrym kotem, kocięta u których pranie mózgu nie zadziałało do końca, mogą się jeszcze naprostować. Pytanie tylko, czy większą lojalność mają dla klanu, czy dla swojej linii krwi. Jednak sama wspomniałaś o sadystycznych skłonnościach i jestem wdzięczna, za podzielenie się tą informacją. Pytanie tylko, czy wierzysz w fakt, że pozostawienie takiego kota w klanie to dobry pomysł i że w przyszłości nie stanie się na tyle śmiały, by nie pójść w ślady Piaskowej Gwiazdy.
Mimo iż mówiła to Róży, nie pragnęła wygnania Płomyczka.
Powiedziała o incydencie Róży, to prawda, ale mimo to nie miała zamiaru przestać szkolić rudego demona. Nie mogła się poddać, bo to by oznaczało, że nie podołała. A to byłoby dla niej hańbą. Wolała go wyszkolić, naprostować, sprawić, by mogła być zadowolona z posiadania go za ucznia.
Tak też miała zamiar przekonać Różę, by pozwoliła jej dalej działać.
— On... no tak, jest trudny, ale wydaje mi się, że... jakaś niewielka, jak źdźbło trawy szansa jeszcze dla niego jest. Jest młody, plastyczny. Wykazuje... dość duże przywiązanie do matki i to zdaje się na niego działać. Gdy podaje ją jako przykład... trochę zmienia nastawienie. Sądzę, że jak mało prawdopodobne, to warto spróbować. Jeśli nie zmieni się do osiągnięcia dorosłości... wtedy pomyśleć. To mimo wszystko jest jeszcze kociak, wyrośnięty, arogancki, ale kociak. Powierzyłaś mi go i chcę się przysłużyć, wykonać zadanie o ile jest to możliwe. — Możesz spróbować. Mam nadzieję jednak, że cię nie przygniecie. Jeśli nie pójdzie dobrze, mam nadzieję, że mi to zgłosisz. Lew sama w sobie jest problemem, lubi się bawić kotami, więc takie, jak to ujmujesz, plastyczne koty, są bardzo na to podatne. Mam tylko nadzieję, że ta nadzieja cię nie zawiedzie, że to wyrośnięte kocie obierze inną drogę. Jak mnie.
Kronikarka skinęła głową.
— Postaram się najbardziej jak to w mocy zwykłego kota. Jeśli się nie uda... dam ci znać — stwierdziła. — dziękuję. Za szansę i... za to, że we mnie wierzysz.
— Wydajesz się być rozsądnym kotem — stwierdziła prosto Różana Przełęcz — Mam nadzieję, że nie będziesz mieć większych problemów.
Uśmiechnęła się, a potem pokłoniła i pożegnała, odchodząc.
Udało jej się. Nie spodziewała się, iż Róża od razu będzie rozważała wygnanie młodzika przez jeden raport, ale udało jej się z tego wybrnąć jednocześnie zachowując twarz i zgarniając trochę zaufania Róży. Czarno-ruda ruszyła przez pokryte śniegiem wrzosowiska, by coś upolować, skoro już wyszła na ten mróz.

***
*Pora Nagich Drzew, niedługo po porzuceniu treningu Płomyczka*

Noi musiała się przenieść do kociarni. To niestety był już na to czas. Długo udało jej się ukrywać ciążę, musiała przyznać, ale w końcu przyszedł ten moment, gdy stała się ona na tyle widoczna, że nawet Płomienny Demon to zauważył, więc została karmicielką. Cieszyć się mogła teraz należytym spokojem. A raczej mogłaby… Gdyby nie to, iż jej dawny uczeń postanowił ją odwiedzić. Zdziwiło ją to. Myślała, że za nią nie przepadał, skoro była tak „okropną i bez szacunku nierudą mentorką”. Była ciekawa, co miał zamiar jej powiedzieć, jednakże gdy tylko jego słowa padły, już wiedziała, że jak zwykle, Płomyczek… zachowywał się po prostu jak rozwydrzone kocię.
Podszedł do niej z gracją i wdziękiem, rzucając jej kpiący uśmieszek.
— Mama wyjaśniła czemu jesteś gruba i czemu porzuciłaś mój trening - znowu. Ah, nie mogę się doczekać na te małe sługusy! Mają być rude, słyszysz? Niech brudna krew przez nie nie przemawia. Słyszycie kociaki! — przemówił do brzucha szylkretki, by dotarło to także do jej młodych. Nie wiedziała, czy śmiać, czy prychać. Na jej pysku gościł jednak lekki uśmiech, który nie zdawał się być do końca miły, a może nawet lekko chytry? Trudno było stwierdzić z zewnątrz, ale coś dodatkowego na pewno kryło się za przymróżonymi, skośnymi ślipiami, czego tożsamość znała tylko Żmija. A była to szczera irytacja.
— Mój drogi, ale czy ja powiedziałam, że oddam ci ich na sługi? To są moje dzieci, nie twoje. A i dla twej wiadomości, nie mam wpływu na to, jakiego dokładnie będą koloru. Poza oczywiście wyborem partnera, bo jego kolor wpływa na potencjalne barwy potomstwa — stwierdziła, przylizując odstającą kępkę na łapie — i tak uczyłam cię dłużej, niż powinnam. W końcu byłam w ciąży już w dniu, gdy zostałeś uczniem. — Ha! Stąd te twoje humorki! I jak to nie dasz? Wręcz powinnaś! Nie ma innych kociąt w klanie. One nadadzą się idealnie! Tak wiem, że twój partner rudy. Mamusia mówiła, że mogą wyjść rude! A rude to lepsze! I ja je chce! — Tupnął łapką.
— Moje humorki są dlatego, że nie jesteś... łatwym uczniem — ujęła to w najlekkszy sposób, jaki umiała — to moje dzieci, Płomienna Łapo, powtarzam drugi raz.
— Obrażasz mnie?! — Uniósł dumnie łeb, najwyraźniej nie dowierzając w to co przed chwilą usłyszał. — A co to za odliczanie? Ja już swoje powiedziałem. Chcę te dzieci. Będę je wykorzystywał jako sługi, nic więcej. Nie umrą podczas tego. To jak to się nazywa... — Szukał odpowiedniego określenia. — To jak bycie kolegami!
Parsknęła. Tak. Kolegami… tylko takimi, co to ich można bić i się nimi wysługiwać. Po jej trupie.
— A z tobą jak zwykle — miauknęła, zaczynając się śmiać, by po chwili otrzeć łezkę śmiechu która powstała w kąciku jej oka — słuchaj, możesz je odwiedzać i tak dalej, ale na sługi ci ich nie dam — odmówiła klasycznie pręgowanemu po raz kolejny.
— Niby dlaczego?! — pisnął niezadowolony syn Lwiej Paszczy — Przecież to zaszczyt! Mogą dzięki temu zaznać mego błogosławieństwa!
Tortie w końcu nie wytrzymała. Ten dzieciak miał naprawdę spore umiejętności w irytowaniu, wkurzaniu, oraz bawieniu swej dawnej mentorki, której aż ciężko było łapać oddech, praktycznie dusząc się ze śmiechu z naiwności młodzika.
— Czemu się śmiejesz?! Mówię poważnie! — zawarczał, co tylko dalej napędziło jej śmiech. Nie przestała się śmiać. Klanie Gwiazdy, ratuj! On naprawdę wierzył, że jego zdanie tu cokolwiek zmieni! Rudy nadął policzki, wyraźnie zły.
— Już przestań, słyszysz?!
Powoli spróbowała się uspokoić. Zaczęła coraz ciszej się śmiać, ale mimo to gdy już nieco przycichła ledwo powstrzymywała, i dusiła ze śmiechu już w ciszy. Płomyk zaczekał aż skończy, mordując ją przy tym wzrokiem, a gdy zdawała się już być mu w stanie odpowiedzieć, zarządał:
— Wytłumacz się!
— Czy ty... naprawdę... oj nie mogę... — ledwo była w stanie oddychać, a co dopiero mówić — naprawdę sądzisz, że cię inni za świętego uważają? — znowu wybuchła śmiechem, zakrywając pysk łapą.
Niby to było oczywiste i o tym wiedziała, ale naprawdę, ależ zabawne! Naprawdę musiał nie mieć mózgu… jego siostry się tak nie zachowywały, a przecież były wychowywane1 podobnie, bo przez jedną kotkę, ich wspólną matkę.
— No a jak! Jestem wybrańcem, który zmieni ten klan! Mamusia opowiadała, że zesłał mnie Klan Gwiazdy. Pisane mi zostać kimś wielkim, więc nie rozumiem czemu cię to bawi. Ciągle zapominasz, że przebywanie przy mnie i wpatrywanie się w mą boskość powinno być dla ciebie zaszczytem.
— Słuchaj, mały — zaczęła, już uspokojona — ja rozumiem, że wierzysz we wszystko, co ci matka mówi, ale bez przesady! — machnęła łapą — czy gdybym ja powiedziała, że jestem "zesłana przez Klan Gwiazdy", uwierzyłbyś mi? Hm?
— Nie jesteś, bo jesteś mieszańcem. W Klanie Gwiazdy są tylko rude koty. A zresztą... ja jestem wybrańcem! Dwóch nie może być! Czuje się nim! Jestem wielki! Dlatego potrzebuje sług, by reszta to dostrzegła. W końcu Różana Przełęcz nie przyjęła członu Gwiazda, bo wiedziała, że nie jest go godna, bo jest tylko zwykłym namiestnikiem. Czekała na moje pojawienie się, abym po szkoleniu został liderem i poprowadził klan dalej ku chwale!
Znów zaśmiała się, ale tym razem szybciej się skontrolowała.
— Różana Przełęcz go nie przyjęła, nie dlatego, a bo po prostu jej się nie podobał. Tyle i aż tyle. Nikt nie wiedział, że przyjdziesz na świat. Wiem, że to dla ciebie jest zadziwiające, ale większości kotów nie obchodzi kolor futra. A ja sama widziałam na oczy koty Klanu Gwiazdy, bo jestem kronikarzem, ta pozycja się z tym wiążę. I wiesz co? Byli tam nie rudzi. Więc twoja teoria legła w gruzach.
— Kłamiesz! Mówisz tak, bo mi zazdrościsz chwały! I jak można nie przyjąć członu, bo jest brzydki? Człon lidera? To chyba jest jakaś nienormalna. Nie, tak nie było. Moja wersja jest lepsza! Ona czekała na mnie, bo Klan Gwiazdy jej przepowiedział! A ty nie widziałaś ich! Inaczej byś o mnie wiedziała i traktowała mnie z szacunkiem!
Naprawdę, strasznie kurczowo trzymał się swojej wersji. Jak tonący. Bo nim był.
— Tak, wmawiaj to sobie dalej. Myślisz, że dla czego koty dziwnie na ciebie reagują, gdy próbujesz je rozstawiać po kątach? Dlaczego Nagietek cię nie nosi na grzbiecie podczas treningu? Dlaczego w ogóle musisz na ten trening chodzić? Dlaczego Różana Przełęcz wybrała mnie, kotkę nie do końca rudą na twoją mentorkę, jeśli wiedza o wyższości rudych i kremowych byłaby tak powszechna? Spójrz na to, co się wokół ciebie rozgrywa Płomienna Łapo. Spójrz a następnie wyciągnij wnioski, nie tylko takie, jakie ci się podobają.
— Moje wnioski są takie, że jesteście po prostu ślepi i głupi! Albo nikt was nie powiadomił o mym pojawieniu się. Powinnaś mnie szanować! Ja jestem bogiem! Słyszysz?! A to co mówisz jest okropne! Powiem o wszystkim mamusi! Powiem jak mnie źle traktujesz! Tak nie można! — głos w połowie mu się załamał, a warga zadrżała. Widać było, iż ta rozmowa nim emocjonalnie wstrząsnęła i nie była dla niego przyjemna. Widać było, że zaraz może pęknąć, więc postanowiła jeszcze bardziej zniszczyć mu wizję świata.
— Wnioskuj sobie tak, wnioskuj. Żyj nie patrząc dalej, niż czubek własnego rudego nosa. Musisz zaakceptować rzeczywistość, Płomienna Łapo, inaczej to się może skończyć dla ciebie źle. Lepiej zrób to teraz, bo to przyniesie ci więcej korzyści, niż wypieranie świata i wiedzy o nim — powiedziała, wewnątrz bardzo ciekawa jego reakcji. Czy się zaprze i utrzyma fasadę?
— Twoje dzieci będą mieć okropną matkę! Już im współczuje! Jesteś niewdzięczna! Głupia! Tępa! Pusta! Lisie łajno! Nie zasługujesz w ogóle na to, aby je posiadać! Skrzywdzisz je swoim mieszańcowym podejściem! Tfu! — Splunął na ziemie, wręcz dygocząc od emocji. Czyli nie utrzymał. — Nic dziwnego, że twój syn jest zasmarkanym łajnem! To twoja wina! Nienawidzę cię! Obyś zdechła! — Zasłonił swój pyszczek łapami, czując jak robi się mokry. — Nie rycz idioto! To ona jest głupia! — warknął do siebie, a następnie czmychnął ze żłobka miejsca.
Żmija prychnęła, obserwując, jak ten maminsynek ucieka.
Tak, niech biegnie do mamusi, która da mu wszystkie odpowiedzi takie, jakie chciał usłyszeć. A jej praca zacznie się na nowo. Eh. Trudno.

***
*już Pora Nowych Liści, czasy obecne*

Znów układała swe w większości czarne futro. Oset poszedł do legowiska medycznego z kociakami, by pokazać im je. Ona jednak została, chcąc trochę odpocząć. Noi zjeść w spokoju, nie musząc ich pilnować. Dość szybko pochłonęła niewielkiego ptaka, którego zostawił jej kremowy partner. Widać, że apetyt jej dopisywał. Nic dziwnego, w końcu karmiła swe kocięta mlekiem.
Po chwili postanowiła wyjść z kociarni, by nacieszyć się świeżym powietrzem i brakiem ulewy. Wciągnęła wilgotne powietrze. Świat budził się do życia, a zwierzyny wreszcie było dostatecznie dużo. Nie tęskniła za Porą Nagich Drzew. Była mroźna i utrudniała jej treningi z Płomienną Łapą, ba, samo jego wyciągnięcie.
Po chwili rozkoszowania się ciszą i spokojem popołudnia spojrzała na stos. Cóż, nic jej nie szkodziło zjeść jeszcze trochę... w końcu była karmicielką, potrzebowała dużo jedzenia. Raczej nikt się nie przyczepi.
Tak też ruszyła w stronę miejsca składowania martwej zwierzyny. W pewnym momencie silny wiatr wzbił w powietrze pewne piórka, które poszybowały w górę.
Tortie przeniosła na nie swe spojrzenie, przez co nie zauważyła idącego prosto na nią Płomiennej Łapy, przez co zderzyła się z kimś. Spojrzała w dół i dostrzegła nie kogo innego, jak Płomienną Łapę.
— Och, nie zauważyłam cię — miauknęła, a na jej pysk wstąpił uśmiech — a więc? Co ci twoja matka powiedziała? Jakim to jesteś wybrańcem, kotem nad kotami? — spytała, podchodząc do stosu, następnie chwytając tłustego królika, bo akurat na niego miała ochotę. Powinien on też nasycić jej zwiększony głód na dobre.
Młodszy położył po sobie uszy. Od ostatniej rozmowy nie zamienili ze sobą słowa. Zdawało jej się, że kocur jej unikał, co nie było specjalnie trudne, bo większość czasu spędzała w żłobku, ze swoimi dziećmi, jak na dobrą karmicielkę przystało.
— UWAŻAJ TROCHE! — zbulwersował się rudy. — Nie twój interes. Wracaj do swojej nory.
Obserwująca Żmija zaśmiała się w głos.
— To ty lepiej uważaj, to ja tu jestem karmicielką, nie ty — odparła, na moment odkładając królika na ziemię. — Czyli rozumiem, że upewniła cię w twojej wielkości? Wielka szkoda — stwierdziła.
— Srelką, a nie karmicielką. — Zadarł dumnie łeb, jak gdyby szkoda mu było czasu na rozmowy z jej pokrojem i udał się do legowiska uczniów.
— Cóż, przynajmniej ja nie płaczę na wieść o tym, jak świat działa — rzuciła za nim, chcąc go sprowokować, a następnie wzięła królika i ruszyła do kociarni. Nie miała zamiaru kończyć jeszcze tej rozmowy, o nie. Skoro się nie udało, pragnęła go dalej męczyć swoją osobą aż w końcu coś do niego dotrze. Może to w końcu sprawi, iż zacznie myśleć.
Tak jak przewidywała, rudzielec zatrzymał się, następnie natychmiast ruszając za nią.
— Masz przestać o tym rozpowiadać słyszysz?! Ja nie płacze! — Warknął pręgowany.
— Ah tak? Nie płaczesz? To co to było to ostatnio jak się widzieliśmy, hm? A ja jeszcze nie zaczęłam o tobie nic rozpowiadać. Ale skoro już to sugerujesz, to może o tym komuś napomknę... — miauknęła melodyjnym głosem z chytrym uśmieszkiem i przymrużonymi oczyma, siadając i biorąc królika między łapy.
— To było nieporozumienie! Zwidy miałaś. Kotki w ciąży tak mają. I nie! — Podszedł bliżej tak, aby czuła na sobie jego ogniste spojrzenie. — Nic nie powiesz. Jak to zrobisz to cię zniszczę, słyszysz? Zniszczę!
Naprawdę, dalej próbował jej grozić? Żałosne.
— A niby jak zamierzasz to zrobić? Hm? — spytała, zbliżając do niego pysk — blaskiem rudego futerka? Władczym tonem? A może krzykiem niczym umierająca wiewiórka? — spytała, śmiejąc się przy tym ostatnim.
Młodzik nie cofnął pyska, mierząc się z nią spojrzeniem. Widać nie zamierzał się tak łatwo wycofać i dać jej nowego powodu do drwin.
— Gdy zostanę liderem... ześle cię do dziury. I będziesz umierać tam z głodu, ku mej wielkiej radości — wycedził.
— A zostaniesz nim w snach co najwyżej, bo Różana Przełęcz ani Sójczy Szczyt, ani nikt inny, kto nie jest twoją rodziną, cię na zastępcę nie mianuje. W końcu zachowujesz się jak kociak, kto by chciał mieć taką prawą łapę? — spytała, unosząc brew i nie zmieniając pozycji.
— Nie będę zastępcą, mysi móżdżku. Nie dotarło? Odbiorę to co moje jeśli będziecie mi w tym przeszkadzać. To moje dziedzictwo. Nierudzi je odebrali siłą, w końcu Piaskowa Gwiazda nie mianowała na zastępcę nierudego, a jakoś dorwali się tam gdzie nie powinni. To co widzisz, jest kłamstwem. Ta władza jest oszukana. Klan Gwiazdy tego nie pochwala, stąd me przybycie! Ja przywrócę Klanowi Burzy wielkość!
— Oświecę cię, mały. Piaskowa Gwiazda miała niegdyś nierudego zastępcę, Orlikowy Szept. A nawiasem mówiąc, to przed nią nikogo nie obchodziło, kto ma jakie futro i liderów nierudych było od groma, zresztą tak samo jak po niej. I już to widzę, jak odbierasz liderom Klanu Burzy władzę machnięciem królewskiej łapki. Ha! Dobre sobie — zadrwiła tortie.
— Kłamiesz! Jesteś przybłędą spoza klanu! Nie znasz historii! Powtarzasz tylko bzdury, o których opowiedziała ci Różana Przełęcz. A ona zakłamuje historie, bo jej tak wygodnie. Jesteś głupia skoro z nią współpracujesz. To rudzi od wieków rządzili Klanem Burzy. To nam się należy władza, nam, a nie takim ścierwom jak wy, co psują naszą dawną potęgę. Przez takich jak wy Klan Burzy był w niewoli. Za czasów Piaskowej Gwiazdy to my byśmy zniewolili wszystkie klany!
— Oh, jakże uwielbiasz te swoją wyimaginowaną wersję... a to że jestem "przybłędą", nie oznacza, że wierzę we wszystko, co mi inni mówią. Wiem, że mi nie wierzysz, ale powtórzę jeszcze raz - te wiedzę mam nie od Różanej Przełęczy, a od Klanu Gwiazdy. Jestem Kronikarzem. Kro-ni-ka-rzem — przesylabowała mu — a dla twojej wiadomości, Ziębi Trel, twoja babcia, też jest... jak to ty ująłeś? Przybłędą, bo się tu nie urodziła. Więc jesteś w co najmniej ćwiartce samotnikiem, gratuluję!
Żyłka mu zadrgała.
— Jak śmiesz! — Niespodziewanie uniósł łapę i spoliczkował kocicę, mordując ją wzrokiem. Obserwująca Żmija przez uderzenie wypuściła aż powietrze. Nie zmieniając pozycji łba zmarszczyła brwi, z zaskoczonym wyrazem pyska dotykając swego policzka. Czuła, jak ją piekł. Poważnym spojrzeniem i z kamienną miną spojrzała na Płomienną Łapę, odwracając się w jego stronę.
— Czy ty... właśnie... mnie uderzyłeś, Płomienna Łapo? — spytała powoli.
— Zmusiłaś mnie do tego. Sama jesteś sobie winna — zasyczał.
Bezczelny darmozjad. Dość tego. Znosiła jego zachowanie długo, ale teraz przelała się czara goryczy.
Oj już ona mu zrobi problemy.
Kronikarka bez słowa wstała, po czym ruszyła do wyjścia.
— Dokąd to? — spytał Płomyk. Żmija jednak odpowiedziała, idąc dalej przed siebie. Tymczasem rudy zacisnął pysk.
— Ah, rozumiem. Będziesz skarżyć. Dorosła kocica, a nie radzi sobie z kociakiem. Jakie to żałosne — Skrzywił się. — Ale powiem ci coś... Ja nie pozwolę siebie tak traktować. Nie pozwolę, by ktoś twego pokroju mnie poniżał.
Ona miała jednak gdzieś jego słowa, wiedząc, co zamierza zrobić i nie mając zamiaru zrezygnować, przez jakieś żałosne kocięce zaczepki.

***

Obeserwująca Żmija dowiedziała się od Sójczego Szczytu, że przywódczyni jest najpewniej przy Kamiennych Strażnikach, więc wyszła z obozu, by znaleźć liderkę burzaków. Gdy tylko dostrzegła na horyzoncie jej czarno-biało-rude futro, zawołała do niej z kamiennym wyrazem pyska, bo naprawdę żarty się skończyły:
— Różana Przełęczy! Można?
Kocica zatrzymała się, a widząc Kronikarkę zmrużyła nieco oczy.
— Oczywiście. W czym problem? — spytała.
— Płomienna Łapa rozbestwił się do końca — miauknęła tortie.
Córka Wilczej Zamieci uniosła brwi, oczekując na wyjaśnienia z jej strony. Tak też Obserwująca Żmija przeszła do rzeczy.
— W bardzo dużym skrócie ostatnio rozmawiałam z Płomienną Łapą, bo przyszedł do mnie do żłobka i chciał, bym swoje dzieci dała na jego, cytuje, "sługi". Skończyło się na tym, że dzisiaj spotkałam go przypadkiem przy stosie zwierzyny, pokłóciliśmy się jak już wróciłam do kociarni, i gdy stwierdziłam że jestem kronikarzem i znam historię i wiem że nie zawsze liderzy byli rudzi i że nie cały Klan Gwiazdy jest rudy, a on nie jest wybrańcem, bo próbowałam mu przetłumaczyć to wiele razy spokojnie i nie mówiąc wprost ale nie docierało, to tak się wściekł, że mnie uderzył. Prosto w pysk.
Z pyska staruszki wypadło prychnięcie. Rozbawione, ironiczne, jakby właśnie zdarzyło się coś, czego oczekiwała.
— Jak widać Lwia Paszcza nie lubi się kryć ze swoimi przekonaniami. Może powinnam mu przypomnieć kilka lekcji historii. Nie musisz się obawiać resztą, wymyślę dla niego coś specjalnego~
Podejrzewała, że liderka naprawdę da mu popalić. Nie słynęła z pobłażania takim zachowaniom. Żmija jednak chciała młodszemu zafundować coś od siebie samej. Wiedziała, że młodzik był toporny i że zależnie, co zrobi Róża, może to niewiele dać. Na dodatek młody był w końcu na początku jej uczniem, przez co pragnęła go naprawić, naprostować by nie musieć się za niego wstydzić. W końcu mimo bycia w ciąży trenowała go najdłużej jak się dało, bo chciała mieć w nim swój wkład. Nie chciała by to się zmarnowało i skoro miała okazję, postanowiła włożyć jeszcze trochę starań w kocurka, jednocześnie pokazując mu jeszcze bardziej, że nie warto z nią mieć konfliktu.
— Właściwie, jak o tym myślę, to mam małą propozycję, która mogłaby ci się spodobać — miauknęła do liderki. Ta przyzwoliła na kontynuację zachęcającym kiwnięciem głowy.
— Lwia Paszcza nie wychowała go należycie. Rozpuściła go. Miałam więc pomysł, że można by zmienić jego rangę na kociaka i ponowić próbę wychowania małego potworka na... mniejszego potworka. Albo bardziej okiełznanego potworka. Wiesz, w czym rzecz.
— Ciekawa propozycja. Jeśli tylko chcesz się z nim użerać...
— Powiem tak. Przyprawia mnie o ból głowy, ale z pomocą Nagietkowego Wschodu zrozumiałam parę rzeczy o nim, i sądzę, że coś takiego ma szansę zadziałać — powiedziała zgodnie z prawdą.
— Twoja wola — mruknęła Różana Przełęcz wzruszając ramionami. — W takim wypadku wyczekuj następnego zebrania.
Skinęła głową.
— Dziękuję, Różana Przełęczy — skłoniła nisko głowę, przez chwilę tak stała a potem pożegnała się kulturalnie i ruszyła do obozu z uśmiechem na pysku, obierając trochę dłuższą drogę i napawając się zwycięstwem. Oj, Płomyk nie będzie zadowolony…

< Płomienna Łapo? :> >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz