Nie spodziewał się, że uzdrowicielka nie zechcę zapłaty. Naprawdę Aksamitka działała aż tak irytująco na inne koty? Jakoś tego na co dzień nie odczuwał. Może to kwestia przyzwyczajenia? Tak czy siak... Był bardzo z tego zadowolony! Darmowa opieka medyczna była w końcu w tych stronach rzadkością. Gorzej sprawa się miała z tym, że jeśli kotka znów zachoruje, będzie musiał szukać kogoś innego do pomocy, a w tych stronach... mało który samotnik znał się na schorzeniach.
— Ale miła koleżanka, skąd ją znasz? — zagadnęła go pointka. — Wrócimy do niej jeszcze kiedyś? Proooszę! Bardzo ją polubiłam, a ona mnie chyba też! — stwierdziła z fascynacją.
Ah i co miał jej powiedzieć? Nie chciał burzyć jej idealnego świata, ale... to było miasto. Tutaj mało który kot był ze sobą tak blisko jak w klanie. Jeżeli chcieli przeżyć, Aksamitka musiała w końcu zrozumieć, że nie każdy ją lubił.
— Popytałem trochę w okolicy i tak ją znalazłem. A co do kolejnego z nią spotkania... Mam nadzieję, że nie będzie konieczne — nie rozwodził się bardziej nad tą kwestią, co oczywiście nie zniechęciło kotki do pytań. Truła mu głowę aż do samej piwnicy, że powinni się spotkać, że to tak nieładnie poprosić o pomoc, a potem zerwać kontakt zwłaszcza, że uzdrowicielka podobno ją polubiła. Ah... Gdyby to było takie proste. Ale niestety... nic co mówił nie docierało do łebka szylkretki. Taka już po prostu była.
***
Zbliżał się dzień, w który mieli wyruszać z powrotem na granicę z Klanem Klifu. Nareszcie przyszły roztopy, a ziemia przestała być zlodowaciałą pułapką. Ciężko było namówić Aksamitkę, aby przeczekali Porę Nagich Drzew, bo podróż mogłaby być niebezpieczna, ale się udało, chociaż kocica kręciła nosem. Jednak czegoś się od niej nauczył przez te księżyce wspólnego życia. A była to upartość spowodowana troską o jej życie.
— Misiu... Jestem jakaś taka zmęczona po tym dzisiejszym dniu — Aksamitka ziewnęła.
Sam też to poczuł. Czyżby starość tak szybko dała o sobie znać? Znał mało kotów w sędziwym wieku, ot jedynie te, które poznał w Klanie Klifu. Widział jednak, że często oddawali się krótkim popołudniowym drzemkom, aby nabrać sił. On... cóż... miał już ze sto księżyców! Tu w Betonowym Świecie to był niesamowity wiek. Takie koty uznawano za ekspertów w kwestii przetrwania, jednakże mało który staruszek chętnie dzielił się zdobytą przez księżyce wiedzą z obcymi. Może to przez wrodzoną ostrożność i nieufność? W końcu... gdy ciało przestaje się słuchać, droga do śmierci jest szybsza. Nie upoluje zwierzyny, nie da po mordzie napastnikom. Tak działał ten świat.
Widząc, że ukochana się kładzie, również spoczął tuż obok niej. Przytulił ją swoimi łapami, pozwalając kotce wtulić swój nos w jego pierś. Ah, jak on ją kochał. Dał jej całusa w nosek, a ona uśmiechnęła się uroczo. Znów poczuł tą dziwną senność. Sklejała mu oczy, przez co nawet już nie widział szylkretki. Było mu tak przyjemnie i błogo. Czuł zapach jak i dotyk sierści kogoś kogo kochał. A kochał ją najmocniej na świecie. Gdy widział ten jej niewinny pyszczek, na którym jaśniał za każdym razem uśmiech, gdy go dostrzegła, był w stanie skoczyć za nią w ogień. Chciał ją uratować przed całym złem tego świata. Okryć swym ogonem, aby nikt nigdy jej nie skrzywdził. Prawie ją stracił, gdy Srokoszowa Gwiazda rozkazał mu ją zabić. Wtedy... wtedy pierwszy raz pomyślał o sobie. Nie zrobił tego. Uciekli. Uciekli, aby móc dalej żyć, by móc cieszyć się swoją bliskością już na zawsze. Był jej Misiem, a ona jego Aksamitką. Nawet jeśli miała głupie pomysły i zachowywała się nierozważnie jak na swój wiek, to miłość ich przy sobie trzymała. W końcu... To ona pokazała mu, że miał serce. Roztopiła w nim coś, o czym nie miał pojęcia, że istnieje. I chociaż skończyli na samym dnie, w tej obskurnej piwnicy w Betonowym Świecie, bez rodziny i znajomych, to żyli szczęśliwie. Bo mieli siebie.
Żadne z nich nie spodziewało się, że to była ostatnia chwila na tym świecie. Mieli plany, mieli marzenia. Śmierć była jednak litościwa. Zabrała ich wspólnie, wtulonych w siebie niczym połączone kawałki dwóch przełamanych serc. Śnili wspólny sen, w którym zawsze byli razem. Bowiem nawet śmierć, która zapukała do ich drzwi, nie była w stanie rozdzielić tych dwóch dusz, nawet jeśli powędrowały w całkiem inne zaświaty.
Bo mieli siebie w pamięci... na zawsze.
Rip [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz