*końcówka pory Spadających Liści*
Padało. Okropnie padało. Ulewa. Grzmoty. Błyskawice. Krople zimnego deszczu na futrze. Kotka zmrużyła oczy, rozejrzała się i szybko znalazła drogę. Szła przed siebie, ignorując zimny, straszliwie mocny wiatr. Mogła przeczekać burzę w Gnieździe Dwunożnej razem z Nocką, ale nie sądziła, że drobna mżawka zamieni się w coś takiego. Teraz i tak było już za późno. Znajdowała się mniej więcej w połowie drogi do Klanu Klifu. Nie mogła teraz się poddać i zawrócić. Nie była pieszczoszką, wylegującą się na kocu, cieszącą się pieszczotami dwunogich i ciepłem bijącym od pieca. Była medyczką. Jej klan jej potrzebował, chociaż nie wiedziała, jak zostanie powitana. Zastanawiała się, co się działo w klanie podczas jej nieobecności. Silniejszy powiew wiatru prawie ją przewrócił. Ledwo udało jej się utrzymać równowagę na krótkich łapach, które ostatnio podczas pobytu w gnieździe dwunożnej zaokrągliły się i rozleniwiły. Wiedziała, że nie da rady iść przy takiej pogodzie. Musiała znaleźć jakąś kryjówkę. Szybko rozejrzała się dookoła. Widziała Drogę Grzmotu, Gniazda Dwunożnych, Złote Kłosy gdzieś w oddali… I wtedy zobaczyła…krzaki! Zmusiła wyczerpane łapy, aby wczołgały się pod kolczaste gałązki. Na szczęście było tu wystarczająco miejsca. Gdy się lepiej usadowiła, było nawet wygodnie… Oparła głowę na łapach i pomyślała, że zamknie na chwilę oczy. Tylko na chwilę…
***
Otworzyła oczy i kilka razy zamrugała powiekami, które wydawały się jej wyjątkowo ciężkie, aby wypędzić resztki snu. Zdziwiła się, czemu jest w krzakach, a nie wtulona w czarne futro Nocki na posłaniu dwunożnej, ale już po chwili przypomniała sobie o swoim powrocie do Klanu Klifu i o gwałtownej burzy. Ziewnęła i potarła oczy łapkami. Następnie wygramoliła się ze swojego prowizorycznego legowiska, aby kontynuować wędrówkę. Była głodna. Ostatnio jadła wczoraj mniej więcej w porze Wysokiego Słońca, a ostatnio tak samo jak jej łapy, brzuszek też nieco się zaokrąglił. Będzie musiała odbudować formę. Jak dawno nie jadła myszy! Już prawie nie pamiętała tego smaku. U dwunożnej jadła jedynie te królicze bobki, cokolwiek to było. Zatrzymała się przed rzeką, ogradzającą terytorium Klanu Klifu od Gniazda Dwunożnych. Musiała w takim wypadku przejść Drogą Grzmotu. To było jedyne wyjście. Jej poduszeczki na łapach nieco przyzwyczaiły się do twardego podłoża. Często wybierała się na spacery i eksplorowała okoliczny teren. Rozejrzała się. Nie widziała żadnego potwora, więc niepewnie wślizgnęła się na Drogę Grzmotu i pobiegła jej krawędzią. Usłyszała warkot za sobą. Przyśpieszyła. Hałas był coraz głośniejszy. Widziała wielgaśnego potwora tuż za sobą. Wiedziała, że nie zdąży opuścić mostu na czas, więc przylgnęła do krawędzi Drogi Grzmotu, kwiląc ze strachem. Futro na jej pysku poruszyło się przez wiatr, który wywołał potwór, przejeżdżający tuż obok.
***
Wzdrygnęła się, kiedy coś wyskoczyło spomiędzy łodyg. Była na Złotych Kłosach. Coś ją zaatakowało i przewróciło. Na szczęście rośliny złagodziły jej upadek. Do ziemi przyszpilał ją pręgowany łaciaty kocur bez jednej tylnej łapy.
- Oliwkowy Szkwał! – zawołała z ekscytacją i zdziwieniem. Po chwili wojownik ją rozpoznał i rozluźnił uchwyt, co jednak nie wystarczyło, aby asystentka medyczki mogła się spod niego wyczołgać. – Hej, puść mnie. – stęknęła.
- Liściaste Futro? – kocur wydawał się jeszcze bardziej zdziwiony niż kotka. Wyglądał, jakby nie wierzył własnym oczom. Cofnął się o kilka kroków, dając swobodę ruchową niebieskiej.
- Nikt inny! – zaśmiała się i poderwała się na wszystkie cztery łapy, otrzepując sierść z łodyg zboża. Rozejrzała się. Nie widziała nigdzie innych kotów, które mogłyby wybrać się z Oliwkowym Szkwałem na patrol. – Co tu robisz?
- Poszedłem na… spacer. – powiedział. Zaczęli iść w kierunku obozu. – Zakładam, że Srokoszowa Gwiazda chciałby z tobą porozmawiać. – dodał. Liściaste Futro zastrzygła lekko uszami, ale oprócz tego nie dała niczego po sobie poznać.
***
- Znalazłem ją na naszym terytorium. – powiedział Oliwkowy Szkwał. Asystentka medyczki przyglądała się ścianom legowiska z nagłym zaciekawieniem. Błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, starając się nie skupiać ani na pysku wojownika, ani na przywódcy. Nie musiała przecież widzieć jego furii, prawda?
- Wysłaliśmy po ciebie patrole poszukiwawcze – chłodny głos lidera rozbrzmiał w legowisku. Zobaczyła kątem oka, jak kocur się podnosi. Na szczęście nie wykonał żadnego kroku więcej. Wiedziała, że będzie musiała uważać na słowa. Przywódca był nieprzewidywalny. Zastanawiała się, co z nią zamierzał zrobić. – Gdzie byłaś? – spytał. Spojrzała na niego najpoważniej, jak umiała.
- Dużo się działo. – zamruczała spokojnie, starając się utrzymać przyjazny ton głosu. – Domyślam się, że mam ci o tym opowiedzieć. – spytała, a raczej stwierdziła. Dobrze znała odpowiedź.
- Tego oczekuję. – lider zmarszczył brwi i strzepnął uszami. Był najwyraźniej zirytowany. Całkiem zabawnie wyglądał.
- No widzisz, jak ja cię dobrze znam. – westchnęła z uśmiechem. Tak naprawdę rozbawiła ją mina przywódcy, a nie to, co przed chwilą powiedziała. – Zacznę od początku. Spotkałam na zgromadzeniu moją dawną przyjaciółkę i ona bardzo chciała, żebym zaprowadziła ją do miejsca, gdzie można spotkać Klan Gwiazdy, bo miała naprawdę ważną sprawę. A jaka to sprawa, to już nieważne, więc proszę nie pytać mnie o to. W każdym razie poszłyśmy tam razem i takie dwie… nie, trzy! Trzy kotki z Klanu Wilka zaczęły mnie gonić i jedna z nich ugryzła mnie w łapkę! – wykręciła kończynę i odsłoniła pyskiem futro, aby kocur mógł zobaczyć gojący się już ślad po ugryzieniu. – Od tego momentu minęło już sporo czasu, ale na początku bardzo bolało. – miauknęła. Gdy skończyła swoją wypowiedź, zobaczyła minę Srokosza, który otwierał pysk, aby jej odpowiedzieć. Widziała w jego oczach iskry gniewu. Ojoj, niedobrze. Srokoszek wybuchnie za trzy, dwa, jeden!
- Nie ma cię w klanie przez długi czas i mówisz mi, że mam nie pytać, jaką „ważną sprawę” miałaś do załatwienia? – parsknął przywódca. – Skąd mam wiedzieć, czy nie zdradziłaś swojej „dawnej przyjaciółce” sekretów Klanu Klifu? Dlaczego miałbym ci pozwolić tak nagle wrócić? – spojrzała na kocura osłupiała.
- Co…? – sens słów lidera dotarł do niej. Sierść na karku kotki uniosła się. Miała na końcu języka wredne odzywki. W ostatniej chwili powstrzymała się. Pewnie jakby nie zdążyła powstrzymać potoku przezwisk z jej pyska, skończyłaby jak mama i tata. Zaschło jej w gardle, zaczęły ją piec oczy, które po chwili się zaszkliły. – Spokojnie. – szepnęła, kuląc się. – Moja przyjaciółka nazywa się Nocny Kwiat i jest z Klanu Wilka, ale jest bardzo miła i odważna. Chciała się zobaczyć z Klanem Gwiazdy, aby spotkać się ze swoją partnerką, która niestety nie żyje. To wszystko. – powiedziała zachrypniętym głosem. – Poza tym nigdy bym nie zdradziła sekretów Klanu Klifu. Zrób mi, co chcesz, ale proszę, nie wyganiaj mnie. – szepnęła błagalnie. Lider się nie odzywał. Po chwili westchnął i miauknął:
- Nie wygnam cię. Ale twoja… wyprawa nie obejdzie się bez konsekwencji. Za każdym razem, gdy postawisz łapę poza obozem, ma ci towarzyszyć przynajmniej jeden wojownik. Jeśli złapiemy cię z tą kotką z Klanu Wilka, możesz pożegnać się z Klanem Klifu. Czy to jest zrozumiałe?
- Tak. Tak, oczywiście. – pokiwała gorliwie głową. Poczuła wielką ulgę. – Jej, Srokoszek mnie nie wygnał! Hura! Jupi! – piszczała, skacząc po legowisku. Spotkała się z krytycznym spojrzeniem lidera, gdy prawie na niego wpadła.
- Nie spraw, że będę żałować tej decyzji.
- Nie sprawię! – zawołała. Usiadła z klapnięciem na podłodze legowiska, szczerząc swoje ząbki w przepięknym uśmieszku. – A, no i chciałam cię ostrzec przed Klanem Wilka, mogą być agresywni. Patrole muszą bardzo uważać. – dodała z powagą. Srokosz kiwnął głową. Jeszcze chwilę czekała i patrzyła na niego, uśmiechając się. Po chwili zorientowała się, że raczej przywódca już nie ma niczego do powiedzenia. – To, em… Mam już sobie iść? – spytała niepewnie.
- Idź. – odpowiedział. Wyszła radośnie z legowiska, prawie wywalając się o kamień.
***
*teraźniejszość*
Wróciła do klanu na jeden z najtrudniejszych sezonów w swoim życiu. Ciągle tylko te zamiecie śnieżne, na stosie zdobyczy same pustki i do tego było strasznie zimno! Często musiała długo czekać w swoim legowisku, aż się choć trochę rozpogodzi. Na szczęście nudę pozwalała jej zabić Czereśniowa Gałązka, zioła, no i wszystkie chore koty! Trzeba było przyznać, że miała co robić. Koperkowe Wzgórze, Bożodrzewny Kaprys, Fioletowe Spojrzenie, Dzwonkowy Szmer i Gasnący Promyk byli chorzy. W Klanie Klifu wybuchła epidemia zielonego kaszlu. Listek i Czereśniowa Gałązka starały się, jak mogły, ale choroba nie przechodziła tak łatwo. Asystentka medyczki owinęła się wokół swojej siostry, Promyczka. Bura kotka spała, jej oddech był nieregularny i miała gorączkę, aczkolwiek jej stan nieco się poprawiał, tak samo, jak stan Fioletowego Spojrzenia, Dzwonkowego Szmera i Gasnącego Promyka. Najbardziej kotka martwiła się o Koperkowe Wzgórze. Podeszła do niego i dotknęła łapą jego głowy. Był rozpalony. Podsunęła wcześniej przygotowany mech z wodą do jego pyska. Asystentka medyczki uniosła kępkę mchu, tak aby płyn kropelka po kropelce kapał do pyska kocura. W ten sposób go napoiła. Gdy skończyła, pacjent coś wymamrotał i zwinął się z powrotem w kłębek.
- Śpij sobie. – szepnęła Listek. - I prędko wyzdrowiej.
Wyleczeni: Fioletowe Spojrzenie, Dzwonkowy Szmer, Gasnący Promyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz