*księżyc później*
— Proszę Państwa, otoooooo… Księęęężniiiczkaaaa! — głos Melasy poniósł się echem po piwnicy, w której zagrzmiało od ryków. Nie miał pojęcia, która to już jego walka, lecz każda zaczynała się i kończyła w taki sam sposób, jego porażką. Mimo to samotnicy przychodzili oglądać kolejną jego klęskę. Płacili jedzeniem, by dostać się tylko do Kołowrotu, aby zobaczyć tylko kto go teraz zmiesza z błotem. Najwidoczniej jeszcze bardziej został rozsławiony i w Betonowym Świecie tylko rozmawiano o tym ile jeszcze wytrzyma. Każdy chciał być świadkiem tego jak zabiera go śmierć. Czuł to w ich spojrzeniach, w ich dopingach, gdy wołali „Księżniczko, zdechnij wreszcie!”. Liczyła się dla nich tylko jego krew. Przybyli tu by zaspokoić swoje krwiożercze pragnienia.
— Jak dobrze wiecie, Księżniczka na swoim koncie nie ma ani jednego zwycięstwa. Czyż mu nie wstyd, że umiejętnościami dorównuje pieszczoszkowi? — zapytał komentator, a po tłumie rozległy się potwierdzające słowa. „Wstyd! Buuu!”. Ktoś trafił w niego resztką ryby, która zawisła mu na szyi. Nie zareagował na to, stojąc z cierpiącym wyrazem twarzy. Nie dlatego, że drwiny go ruszały, a dlatego, bo jego rany nie były zaleczone po ostatnim razie i samo chodzenie sprawiało mu istny ból.
— Dzisiaj zmierzy się z Łopianem! Brawa dla chętnego. Jak się czujesz z tym, że dzisiaj wygrasz? Hm? — zwrócił się do pewnego siebie młodzika, który wystąpił naprzód.
— Wspaniale! Już nie mogę się doczekać, aż poleje się krew! — ryknął do tłumu, a ci odpowiedzieli mu tym samym.
— A więc… Niech rozpocznie się show! — Rozległ się dźwięk uderzenia o metalową pokrywę kosza i zaczęło się.
Kroki Jafara były chaotyczne i niezbyt przemyślane. Ból w nim powodował dość niecodzienny styl walki, skupiony bardziej na jak najmniejszym nadwyrężaniu mięśni. Był napięty i gdy odskakiwał robił to delikatnie niczym sarna. Łopian się zaśmiał, ponieważ dla niego to była zwykła zabawa, która miała przysporzyć mu chwałę, a dla niego… Dla niego to było być albo nie być.
Jego zmęczony umysł nie garnął się do wymyślania strategii mającej na celu pokonanie młodzika. Robił zwykłe przedstawienie, najmniejszym kosztem, aby tylko spełnić krwiożercze pragnienia widzów. To był cel. Poskakać, dostać najmniej cęg i na końcu poudawać, że uderzenie go znokautowało. Wtedy mógł wrócić do klatki. Zresztą… udawanie nie było wcale takie udawane, bowiem gdy upadał na ziemię, ból jaki go przeszywał wystarczał, by miał ochotę umrzeć.
Jednak… zauważył, że ten młodzik nie był wcale taki dobry jak poprzedni jego przeciwnicy. Nie był szybki, a nawet i zwinny. Gdyby tak… go przechytrzyć?
— Ależ co za taniec! Księżniczka chyba zaczyna nabierać wprawy w unikach. Haha! — zaśmiał się Melasa, zaczynając podgrzewać walczących do bardziej bezpośredniego starcia. — Nie bój się Łopianie, postaw na wszystko! Co może nasza kochana Księżniczka? Jedynie połaskota cię po brzuszku — rzucił żartem, z którego wszyscy się zaśmiali.
I to był błąd samotnika. Gdy ten tylko zapędził Jafara w kozi róg, by nareszcie zadać mu rany, ten wykrzywił się z bólu.
— A co to takiego? Już Księżniczkę boli od samego spojrzenia tego młodziaka! Tego to jeszcze nie wiedzieliśmy moi drodzy! — miauczał Melasa z zaintrygowaniem przyglądając się rozgrywającej się scenie.
*tw brutalny opis śmierci*
Łopian również wpadł w konsternacje czy to naprawdę jego sprawka. Ale nie… Nie wiedział, że Jafar w łapie miał ukrytego asa. Zacisnął mocniej kończynę na ości, którą wsunął pomiędzy paliczki, a która właśnie była powodem jego bólu i krwawiącej łapy. Jednak nim połapali się, że na coś nadepnął, Jafar rzucił się na kocura i wbił mu to w gardło. Rozległ się zdumiony krzyk widowni, gdy pieszczoch pociągnął ostrym kawałkiem rybiego żebra po szyi przeciwnika. Łopian padł na ziemię rzężąc, a krew zaczęła tryskać mu z rany, barwiąc jego futro na odcień szkarłatu.
Zapanowała cisza, cisza, którą przerwał szaleńczym śmiechem. Wygrał. Naprawdę wygrał. I to tylko dlatego, że ktoś rzucił w niego resztką ryby, a jego przeciwnik był młokosem, który nie rozumiał brudnych zagrywek.
Po grzbiecie Melasy przebiegł niezauważalny dreszcz, gdy wpatrywał się w martwego, który jeszcze z taką pewnością mówił, że wygra.
— Hm… Co za niespodzianka. W takim wypadku… muszę ogłosić, że Księżniczka po raz pierwszy wygrał!
Od razu zapanowała wrzawa. Koty wstawały, krzyczały, a niektórzy splunęli mu wprost na łeb. Jego straż przybiegła i raz dwa wbiła go w ziemię, uniemożliwiając ruch. Melasa zeskoczył na arenę i podszedł ku niemu z psotnym uśmieszkiem.
— Spokojnie moi drodzy, spokojnie. Nikt się z nas tego nie spodziewał, ale oto w tym właśnie chodzi! To jest to! Nieobliczalność! Brutalność! Tego wszak pragniemy. Księżniczka wygrał. Jest zapewne z tego dumny. W ramach nagrody, niech przyjmie ten oto kawałek ości. Niech celebruje swe zwycięstwo jak każdy z nas! — i nie dodając nic więcej, chwycił za obiekt i wbił mu w ucho.
Wrzask jaki się rozległ był zdecydowanie słyszalny nawet w wyższych partiach domu, a ci, którzy wtenczas byli na arenie mówili, że wygrana Księżniczki była warta zobaczenia jego miny, gdy komentator przebijał mu ucho.
Za to sam Jafar wrzeszczał jeszcze długo z odrazy. Nie wierzył w to, że Melasa ośmielił się mu to zrobić. Trzepał łbem niczym rozjuszone zwierzę, byle tylko pozbyć się nowej ozdoby. Musiał jednak przerwać to przedstawienie, bo zaraz jak tylko posprzątano arenę, rzucono go do kolejnej walki. W końcu wygrana nie mogła być słodka, musiała ją przypieczętować gorzka porażka. I tym razem jego przeciwnik, rozsmarował go po posadzce tak, że aż tam zamarł. Jego staż musiała go „zdrapywać” z ziemi, słuchając jego pełnych boleści jęków, które były miodem na uszy dla obserwujących go kotów.
I tak zakończył się jego kolejny dzień w piekle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz