- A teraz pora na szybkie przepytywanie - oznajmiła Jeżyk, patrząc uważnie na adepta. - Będzie dotyczyło materiałów z tej i poprzedniej lekcji. Zaczynamy. Wymień mi pięć trucizn, jakie znasz - poleciła.
- Cis pospolity, Szalej… Ostrokrzew kolczasty, wilcza jagoda i… Zimowit jesienny! - wykrzyknął usatysfakcjonowany.
Po wielu wschodach i zachodach słońca spędzonych na uczeniu Diamenta medycyny, szylkretka szybko zorientowała się, że więcej zapamiętuje z krótkich lekcji. Jak mówiła, miał w sobie za dużo energii i często potrzebował przerw. Tak więc, zamiast jednego długiego wykładu robiła mu kilka małych. W nawyk też jej weszło przepytywanie go pod koniec, aby sprawdzić, czy zapamiętał nowe informacje.
- Bardzo dobrze. Jak uratujesz kota od zjedzenia jakiejś trucizny, na przykład cisu?
- Podam zioła na wymioty - prychnął srebrny z tonem sugerującym, iż pytania są naprawdę banalne.
- W takim razie gdzie rośnie Ostrokrzew kolczasty? - Padło następne pytanie.
Diament podniósł na nią zaskoczony wzrok. Tak dobrze mu szło! Przez chwilę próbował odgrzebać tę informację, którą pewnie miał gdzieś z tyłu głowy, ale po chwili nieudanych prób przypomnienia sobie, zrezygnował.
- Na ziemi - powiedział wymijająco, uśmiechając się szeroko.
Jeżyk też się uśmiechnęła, ale pokręciła głową.
- W lasach. - wyjaśniła. - Jak działa Szalej jadowity?
Adept przez chwilę się zastanawiał. Wiedział o tym kilka rzeczy, ale nie potrafił ich połączyć w całość. Potrzebował te informacje ubrać w słowa, ale nie wiedział jak.
- No… Jakoś tak, że jak się zje, to leci piana z pyska i ma się drgawki? - spytał niepewnie.
Te pytania były już trudniejsze od początkowych. Czemu Jeżyk nigdy nie mogła się nad nim zlitować? Chociaż, był z siebie dumny. Ostatnio porządnie wziął się za trening i już mu szło coraz lepiej. Tylko czekał na dzień, kiedy mentorka powie, że jest gotowy do mianowania.
- Tak. Ta trucizna powoduje też wymioty i problemy z oddychaniem, ostatecznie też dochodzi do śmierci - dopowiedziała kotka.
Diament skrzywił się lekko na to słowo. Śmierć to poważna sprawa. Dobrze wiedział, co znaczy utrata jakiegoś bliskiego i nie chciał ponownie czuć tego bólu, a przecież jeszcze tylu jego przyjaciół mogło umrzeć. I znowu by rozpaczał za każdym z osobna.
- Ostatnie pytanie: Z czym często jest mylony Zimowit jesienny? - wyrwała go z rozmyślań Jeżyk.
- Zimowit? Z czosnkiem - odpowiedział, ponownie skupiając się na treningu.
- Dobrze.
Mentorka odwróciła się i weszła w głąb szopy, gdzie akurat się znajdowali. Stare graty dwunożnych były pokryte pajęczynami, dlatego wolał się tam na razie nie zapuszczać. Po podłodze walały się też sztuczne myszki i piłeczki z dzwoneczkami w środku. Pamiętał, że jak był mały, często się tu bawił. Teraz oczywiście nadal spędzał czas ze swoją ulubioną piłeczką, którą też wziął na trening i trzymał przy swoich łapach, ale większość zabawek została oddana młodszym kociakom. Diament patrzył zaciekawiony na szylkretkę, która przyniosła kilka ziół i dwie piszczki.
- Co będziemy z tym robić? - spytał zdziwiony.
- Trzeba cię nauczyć pewnej ważnej umiejętności. Mianowicie, wkładanie ziół do zdobyczy. Głównie tego używamy, jak chcemy kogoś otruć. Oczywiście, to nie są prawdziwe trucizny - wyjaśniła kotka.
- Super! - zawołał srebrny, podekscytowany.
Jeżyk poleciła mu najpierw patrzeć, a potem próbować wykonać czynność samodzielnie. Mentorka szybkim ruchem pazura rozcięła pewien fragment skóry na boku piszczki. Co ciekawe, krew prawie w ogóle nie leciała. Wepchnęła tam kilka ziół, które najpierw porządnie zgniotła i położyła mysz na drugim boku, tak aby rana nie była widoczna.
- Łał! - wyrwało się z pyska Diamenta.
Od razu sięgnął po swoją zdobycz i resztę liści, które Jeżyk przyniosła. Podniósł łapę i wysunął pazury, gotowy do przecięcia skóry zwierzęcia. Miał tylko nadzieję, że nie ubrudzi futra.
- Zaczekaj! Musisz zrobić ranę dokładnie w tym miejscu co ja, aby leciało mało krwi. Pamiętaj, wszystko musi być robione dyskretnie. - Poinstruowała go jeszcze raz szylkretka.
Srebrny pokiwał energicznie głową, nie tracąc zapału do wykonania czynności, która wydawała mu się czymś super w stylu Kamiennej Sekty. Spróbował jeszcze raz. Tym razem nie popełnił żadnego błędu.
- Cis pospolity, Szalej… Ostrokrzew kolczasty, wilcza jagoda i… Zimowit jesienny! - wykrzyknął usatysfakcjonowany.
Po wielu wschodach i zachodach słońca spędzonych na uczeniu Diamenta medycyny, szylkretka szybko zorientowała się, że więcej zapamiętuje z krótkich lekcji. Jak mówiła, miał w sobie za dużo energii i często potrzebował przerw. Tak więc, zamiast jednego długiego wykładu robiła mu kilka małych. W nawyk też jej weszło przepytywanie go pod koniec, aby sprawdzić, czy zapamiętał nowe informacje.
- Bardzo dobrze. Jak uratujesz kota od zjedzenia jakiejś trucizny, na przykład cisu?
- Podam zioła na wymioty - prychnął srebrny z tonem sugerującym, iż pytania są naprawdę banalne.
- W takim razie gdzie rośnie Ostrokrzew kolczasty? - Padło następne pytanie.
Diament podniósł na nią zaskoczony wzrok. Tak dobrze mu szło! Przez chwilę próbował odgrzebać tę informację, którą pewnie miał gdzieś z tyłu głowy, ale po chwili nieudanych prób przypomnienia sobie, zrezygnował.
- Na ziemi - powiedział wymijająco, uśmiechając się szeroko.
Jeżyk też się uśmiechnęła, ale pokręciła głową.
- W lasach. - wyjaśniła. - Jak działa Szalej jadowity?
Adept przez chwilę się zastanawiał. Wiedział o tym kilka rzeczy, ale nie potrafił ich połączyć w całość. Potrzebował te informacje ubrać w słowa, ale nie wiedział jak.
- No… Jakoś tak, że jak się zje, to leci piana z pyska i ma się drgawki? - spytał niepewnie.
Te pytania były już trudniejsze od początkowych. Czemu Jeżyk nigdy nie mogła się nad nim zlitować? Chociaż, był z siebie dumny. Ostatnio porządnie wziął się za trening i już mu szło coraz lepiej. Tylko czekał na dzień, kiedy mentorka powie, że jest gotowy do mianowania.
- Tak. Ta trucizna powoduje też wymioty i problemy z oddychaniem, ostatecznie też dochodzi do śmierci - dopowiedziała kotka.
Diament skrzywił się lekko na to słowo. Śmierć to poważna sprawa. Dobrze wiedział, co znaczy utrata jakiegoś bliskiego i nie chciał ponownie czuć tego bólu, a przecież jeszcze tylu jego przyjaciół mogło umrzeć. I znowu by rozpaczał za każdym z osobna.
- Ostatnie pytanie: Z czym często jest mylony Zimowit jesienny? - wyrwała go z rozmyślań Jeżyk.
- Zimowit? Z czosnkiem - odpowiedział, ponownie skupiając się na treningu.
- Dobrze.
Mentorka odwróciła się i weszła w głąb szopy, gdzie akurat się znajdowali. Stare graty dwunożnych były pokryte pajęczynami, dlatego wolał się tam na razie nie zapuszczać. Po podłodze walały się też sztuczne myszki i piłeczki z dzwoneczkami w środku. Pamiętał, że jak był mały, często się tu bawił. Teraz oczywiście nadal spędzał czas ze swoją ulubioną piłeczką, którą też wziął na trening i trzymał przy swoich łapach, ale większość zabawek została oddana młodszym kociakom. Diament patrzył zaciekawiony na szylkretkę, która przyniosła kilka ziół i dwie piszczki.
- Co będziemy z tym robić? - spytał zdziwiony.
- Trzeba cię nauczyć pewnej ważnej umiejętności. Mianowicie, wkładanie ziół do zdobyczy. Głównie tego używamy, jak chcemy kogoś otruć. Oczywiście, to nie są prawdziwe trucizny - wyjaśniła kotka.
- Super! - zawołał srebrny, podekscytowany.
Jeżyk poleciła mu najpierw patrzeć, a potem próbować wykonać czynność samodzielnie. Mentorka szybkim ruchem pazura rozcięła pewien fragment skóry na boku piszczki. Co ciekawe, krew prawie w ogóle nie leciała. Wepchnęła tam kilka ziół, które najpierw porządnie zgniotła i położyła mysz na drugim boku, tak aby rana nie była widoczna.
- Łał! - wyrwało się z pyska Diamenta.
Od razu sięgnął po swoją zdobycz i resztę liści, które Jeżyk przyniosła. Podniósł łapę i wysunął pazury, gotowy do przecięcia skóry zwierzęcia. Miał tylko nadzieję, że nie ubrudzi futra.
- Zaczekaj! Musisz zrobić ranę dokładnie w tym miejscu co ja, aby leciało mało krwi. Pamiętaj, wszystko musi być robione dyskretnie. - Poinstruowała go jeszcze raz szylkretka.
Srebrny pokiwał energicznie głową, nie tracąc zapału do wykonania czynności, która wydawała mu się czymś super w stylu Kamiennej Sekty. Spróbował jeszcze raz. Tym razem nie popełnił żadnego błędu.
[620 słów]
[przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz