*Dawno wszystko znowu i latem*
— A-ale musisz przyznać, że wyglądałeś komicznie. Kto normalny chce przenosić badyla?! — parsknął Kuklik, chichocząc pod nosem.
Agrest wyszczerzył się do niego najszerzej, jak umiał. Poczuł, jak ciepło oblewa całe jego ciało, patrząc na łzy w oczach najlepszego przyjaciela. Czuł się tak dobrze w jego towarzystwie! Śmiech szylkreta wybrzmiewał dla czekoladowego wręcz jak jakaś melodia szczęścia. Niby był taki sam jak zawsze, a jednocześnie tak odmienny. Po prostu… bardzo uroczy. A może on zawsze śmiał się w taki sposób?
Zresztą, czy to ważne? W tym momencie po prostu odkrył, że byłby w stanie zrobić nawet najbardziej idiotyczną rzecz na świecie, byleby tylko uśmiech zawitał na jego mordce.
***
Już dawno zapadł zmrok, a on nie mógł przestać wiercić się na swoim posłaniu. Ostatnio miał dziwnie dużo energii, szczególnie w porównaniu do tego jak czuł się po zabójstwie Janowca. Było to wręcz szokujące. Może ten dzisiejszy, udany spacer jeszcze jakoś dodatkowo go nakręcił? Bo od niezliczonych godzin nie mógł pozbyć się natrętnej myśli, żeby obudzić Kuklika i coś razem z nim zrobić. Fakt, że szylkret leżał oczywiście obok niego, ani trochę nie pomagał. Okropnie chciał po prostu po niego sięgnąć i… sam nie wiedział co. Ogólnie jakoś dziwnie przy nim zaczął się zachowywać. Nie wiedział, z czego wynikało to wszystko, przecież przyjaciel wcale się nie zmienił. Miał nadzieję, iż szylkret faktycznie nie miał nikogo innego na oku, bo… zaraz. Co. Czemu on tak nagle się tym zainteresował? Czy mu… nie. Czy mu spodobał się Kuklik?! O nie. Co on teraz zrobi! Tak w najlepszym przyjacielu się zakochać? Co szylkret sobie teraz o nim pomyśli? Kumplowali się przez tyle księżyców, a teraz nagle zastępca zaczął mieć jakieś romantyczne myśli dotyczące niego. Pewnie będzie to dla Kuklika niekomfortowe. Chyba że… on jakimś cudem odwzajemnia te uczucia. O nie. To jeszcze gorszy scenariusz! Co on wtedy zrobi? Przecież nigdy nie umiał w takie rzeczy! Musiałby wtedy jakiś plan obmyślać cały… to by był straszne.
Załamując się obrotem spraw, zasnął dopiero gdy słońce wzeszło na horyzont.
***
— Och, wiesz, ja nigdy nie byłam dobra w takich sprawach — wymamrotała nieco speszona Krecik.
Agrest opowiedział jej o tym co uświadomił sobie w nocy, ponieważ… cóż. Nie miał innej osoby w klanie, przy jakiej czułby się komfortowo, zwierzając się z takiego czegoś. Więc tak się złożyło, że pierwsze co, to poleciał do swojej nieśmiałej, przybranej mamy. I jej partnerki, która wraz z upływem czasu zdawała się przyjmować podobną rolę…
— Oj tam, nie doceniasz się! — Jaskółka ośmielająco trąciła barkiem ramię czarnej. — Może to i ja zrobiłam pierwszy krok, ale ty również wiedziałaś, jak skraść mi serce. — Puściła oczko kotce, na co ta uśmiechnęła się lekko, zaraz zawstydzona odwracając wzrok.
Agrest parsknął cicho. Były urocze razem.
Trochę zazdrościł im tej relacji. Obie dobrze wiedziały, że się lubią; stres polegający na niewiedzy, czy druga osoba odwzajemnia twoje uczucia już dawno miały za sobą. Nie musiały się już martwić o ocenę otoczenia i mogły po prostu się spokojnie, wspólnie zestarzeć.
Nim się zorientował, co się wokół niego dzieje, Jaskółka wyciągnęła ze swojego futra drobny przedmiot i położyła przed nim.
— Spójrz Agreście, to piórko, które kiedyś mi podarowała! — Wskazała ogonem na sterówkę któregoś z ptaków. Drobną, ale o jakże pięknym, wyrazistym modrym kolorze. Rzeczywiście robiła wrażenie. — Najśliczniejszy prezent, jaki mogłabym dostać!
— Długo szukałam czegoś idealnego — przyznała zarumieniona Krecik, by chwilę potem sapnąć z zaskoczenia, gdy dostała entuzjastycznego buziaka w policzek od swojej partnerki.
Agrest westchnął. Chciał, żeby mógł okazywać Kuklikowi czułość w ten sposób. Ale czy gdyby zwierzył się mu ze swoich uczuć, nie uczyniłby ich relacji po prostu niezręczną? W końcu jeśli przyjaciel pragnąłby czegoś więcej, pewnie zrobiłby coś w tym kierunku, prawda? Z drugiej strony szylkret był zawsze dosyć nieśmiały, bicolor dobrze o tym wiedział. Jednak czy na tyle nieśmiały, by nawet nie próbować czegoś zasugerować, kiedy miał do tego mnóstwo okazji? Kocur mimo to nigdy nie odrzucał czekoladowego. Ani gdy zastępca stał się wyraźnie bardziej przylepny, ani gdy chciał spędzać z nim jeszcze więcej czasu. Wręcz przeciwnie, wydawał się szczęśliwy możliwością bliższego kontaktu z nim. Chociaż to też nie musiało wynikać z żadnych romantycznych uczuć.
Żałował, że choć na chwilę nie posiadał możliwości cofania czasu. Wtedy mógłby szylkretowi to po prostu powiedzieć i w przypadku kiedy zareagowałby źle, całość wymazać i już nigdy do tego nie wracać. To wszystko było tak ciężkie…
— Dobrze, bo trochę odeszliśmy od tematu — Jaskółka przerwała jego myśli. — Według mnie mógłbyś, hm… zabrać go gdzieś, podarować mu coś lub zwyczajnie mu to powiedzieć czy jakoś pokazać. Jest wiele dróg, choć moim zdaniem najważniejsze jest, abyś po prostu był z nim szczery.
Bicolor skinął głową, mimo to nadal wodząc wzorkiem po ziemi.
— Tylko co jeśli on wcale nie czuje się tak samo jak ja?
— Wątpię, że tak jest w tym przypadku — zamruczała kotka, na co serce Agresta zabiło szybciej. — Niezależnie od tego, jeśli nie zaryzykujesz – nigdy się nie dowiesz. Myślom „co by było gdyby” lub „co by nie było gdyby” raczej ciężko będzie się od ciebie odlepić, obawiam się.
— Dziękuję, Jaskółko — Uśmiechnął się, powoli podnosząc swoje wcześniej opadnięte uszy. — Chyba już wiem, co zrobię.
***
Wziął głęboki wdech, trzepiąc ogonem na wszystkie strony. Będzie dobrze. A jeśli nie to… przeżyje to.
Ruszył w kierunku Kuklika, czując, jak jego łapy miękną, jakby nagle okazały się niczym zbudowane z mchu. Przełknął ślinę, stając naprzeciw przyjaciela.
— H-hej, czy chciałbyś może przejść się ze mną na spacer we dwójkę? Dzisiaj o Wysokim Słońcu na przykład? — Spojrzał na niego wielkimi, wcale nie przerażonymi oczami. — Oczywiście nie chcesz, jeśli nie musisz. To znaczy nie musisz, jeśli nie chcesz! — poprawił się szybko, ledwo powstrzymując chęć wybuchnięcia nerwowym śmiechem. Mentalnie miał ochotę palnąć się w łeb. Dopiero co zaczął realizować pierwszy punkt swojego „planu”, a już szło mu tragicznie!
— O-och, wyjść z tobą? — Przyjaciel uniósł ogon. — B-bardzo chętnie, w każdej porze d-dnia, ha.
— Super! — zapiszczał zastępca. — To widzimy się wtedy, bo teraz obowiązki mnie wzywają! — skłamał, bo zaczął się bać, że zaraz serce mu eksploduje i praktycznie uciekł z miejsca zdarzenia, zostawiając skonfundowanego szylkreta samego.
***
— Ja nie dam rady! — Podbiegł do wygrzewających się na słońcu Krecik i Jaskółki, tuż przed jego potencjalną randką. — Nie jestem wystarczająco gotowy!
Mentorka podniosła na niego ospałe ślepia i powoli podniosła się z trawy.
— Czy… czy wyglądam dobrze? — Kręcił łbem na prawo i lewo, starając się wyłapać jakiekolwiek niedoskonałości na swoim futrze.
— Stój spokojnie, obejrzę cię — zapewniła czarna, zaraz ziewając krótko.
Strzepnęła listek z jego pleców, po czym kazała mu się schylić, by móc schludnie wylizać mu sierść na czole.
— Myślę, że jest dobrze? — Krecik w kontemplacji przechyliła głowę.
— Wiecie co… — zaczęła Jaskółka, przyglądając się dwójce — mam pomysł, chwilka!
Bicolor uniósł brwi na starszą kotkę, na co ta wzruszyła ramionami, zapewne również nie wiedząc czego się spodziewać.
Jaskółka wróciła wkrótce potem, trzymając w pysku dość mały, fioletowy kwiatek. Podeszła do Agresta i bezceremonialne wplotła mu go w kosmyki futra.
— Co ty robisz… Nie! — Wykrzywił mordkę, rozszerzając oczy. — To będzie zbyt oczywiste! — Zdenerwowany jak najszybciej wyplątał roślinę ze swojej sierści.
— A to nie ma być oczywiste? — Zdziwiona kotka zmarszczyła nos.
— Znaczy, ma być, ale… ale nie aż tak!
— Bez nerwów, do niczego cię nie będę zmuszać. — Potarła kojąco jego ramię, na co odrobinę się rozluźnił. — Kwiaty dodałyby ci trochę uroku, ale poza tym nie potrzebujesz ich do niczego. Poradzisz sobie, wierzę w ciebie.
Posłał czarnej słaby uśmiech, nim zamarł w reakcji na widok nieba.
— Muszę już iść! — sapnął. — Dzięki wam za pomoc!
— Nie ma za co! — zawołała za nim. — Będziemy z Krecik trzymać kciuki!
***
— Jesteś! — wykrzyknął Agrest, kiedy dołączył do przyjaciela, czekającego już przy wyjściu z obozu. — Chodźmy! — Przyspieszył kroku, raptem znów przechodząc z podekscytowanego nastroju na zestresowany.
— Po-poczekaj! — Dogonił go Kuklik, spoglądając na niego pytająco. — Spieszymy się gdzieś?
— Przepraszam! — Zwolnił, speszony przytulając ogon do swojej nogi.
Westchnął cicho. Nadal nie wiedział, czy ta „randka” to dobry pomysł. Po prostu… okropnie bał się odrzucenia. Tym bardziej że szylkret zawsze był jedną z najważniejszych osób w jego życiu i towarzyszył mu od początku. Nie tylko nie chciał go stracić, ale także nie chciał stracić swobody, jaką miał z nim na co dzień. Martwił się, że taka informacja mogłaby zbudować niewypowiedziany dystans między nimi.
A nawet gdyby Kuklik zareagował pozytywnie na wyznanie Agresta, to co on by dalej zrobił? Nie miał pojęcia, co należy ani co jest odpowiednie w takich sytuacjach, bo nigdy nie miał doświadczenia, więc…
— Wszystko w porządku? — Głos wojownika przywrócił go do przytomności.
Bicolor pokiwał głową, następnie szybko zmieniając temat.
Szczęśliwie szli wzdłuż rzeki, która przyjemnie ochładzała ich ciała i wypełniała ciszę relaksującym szumem. Promienie słońca padały na nich od czasu do czasu – pogoda była prawie idealna. Jedynie cały mętlik w umyśle czekoladowego uniemożliwiał mu cieszenie się chwilą.
Mimo to Agrest przystanął, gdy dotarli do zagajnika pełnego ćwierkających ptaków. Chyba poczuł, że nastał ten moment. Moment, w którym powinien wyznać szylkretowi, co czuje.
Wojownik usiadł naprzeciw niego, lekko unosząc brwi.
— Zatrzymujemy się tutaj?
— Tak, chciałbym ci coś powiedzieć. — Przełknął ciężko, jakby chciał tą śliną zepchnąć na dół serce podchodzące mu do gardła. — Więc Kukliku…
Spojrzał w niebo, jak gdyby szukając tam pomocy. Niby tyle myślał o tym, co mógłby powiedzieć, ale kiedy wreszcie nastąpiła ta chwila, to jego głowa stała się zupełnie pusta. Nie pomagało w tym to całe uczucie gorąca i duchoty. Jak miał wyrazić to wszystko zwykłymi zdaniami niby? Może…
Ponownie otworzył swój pysk, jednak niemal od razu go zamknął, gdyż zauważył, że najlepszy przyjaciel wcale nie spotyka jego wzroku. A wręcz można było stwierdzić, iż patrzył wszędzie, tylko nie na czekoladowego.
Co takiego niezwykłego tam widział niby? Agrest walnął ogonem o ziemię. Nie zabrał go tutaj, żeby oglądał sobie kwiatki.
Zirytowany podłożył łapę pod podbródek szylkreta, by zwrócić na siebie uwagę. Podziałało perfekcyjnie. Jednak dopiero gdy Kuklik stał całkowicie nieruchomo przez dłuższą chwilę czasu, bicolor zdał sobie sprawę, jak to musiało wyglądać z boku.
Wypuścił drżący oddech.
Chciałby go pocałować. Najbardziej na świecie. Jednak nadal, skąd miał wiedzieć, iż to jest odwzajemnione? Zrobienie takiego czegoś wbrew czyjejś woli przecież byłoby okropne. Zresztą, nawet nie powiedział przyjacielowi ani jednej rzeczy, z miliona które miał! Natomiast jednocześnie… dobrze wiedział, że nigdy nie był dobry w słowach. Od początku preferował działanie, więc czemu teraz wybrał inaczej?
A gdyby… gdyby tak tylko spróbował…?
Powoli, ostrożnie, wyciągnął szyję w kierunku przyjaciela. Jedynie nieco. Aby sprawdzić. A wszystko to przy akompaniamencie swojego dudniącego serca.
Czekał.
Kuklik zamrugał na niego szybko. Ale. Nie ruszył się z miejsca. Wręcz zastępca odniósł wrażenie, iż on sam też minimalnie się przybliżył? Czyli… czyli to oznaczało, że Agrest mógł…? Chyba, chyba tak!
Parsknął sam na siebie w myślach. Miał już dość tego ciągłego zastanawiania się i ukrywania swoich uczuć.
Zacisnął mocno oczy i zetknął się nosem z ukochanym.
<Kukliku? ^^>
piękny moment na który tak długo czekałam ❤❤ agrest jest taki cuteee
OdpowiedzUsuń