Srebrna medyczka wtuliła się w sierść swojej kompanki, gdy tylko pojawiła się obok.
— Przyniosłam ci coś! — na powitanie zaśmiała się ona przez zaciśnięte na zającu zęby. Lot uśmiechnęła się do niej, choć było w tym wyrazie coś gorzkiego.
— Dziękuję, kochanie. — otarła się o jej brodę — Ale powinnaś zostawić go dla siebie.
— Podzielimy się nim. Będzie romantycznie. — z jej gardła wydobywały się te przyjemne wibracje mruczenia, do których nocniaczka uwielbiała zasypiać.
***
— Ile już dzisiaj zjadłaś?
— To mój drugi posiłek… Wcześniej tylko mysz na śniadanie.
— Nie za dużo? — syknęła Śnieżna Toń z miłym uśmiechem na pysku, siadając obok córki trzymającej między łapami upolowanego przez kogoś wróbla. Koteczka uniosła na nią zakłopotane spojrzenie.
— Byłam cały dzień po zioła z Jagodowym Gąszczem… Jestem głodna… — usprawiedliwiła się, mając nadzieję, że mama jej wybaczy.
— Powinnaś zostawić to dla tych, którzy faktycznie coś robią.
Koteczka spuściła spojrzenie.
— Robię, co mogę… — szepnęła w ziemię, w czasie, gdy druga wyciągała jej posiłek spod łap.
— To za mało. — szara wyprostowała się — Musisz się więcej ruszać. Osiągnąć coś. A nie tylko tyć. — przerwała, bo ktoś obok nich przeszedł, a następne słowa powiedziała głośniej, by na pewno usłyszał — No dalej, Lot, kochanie! Daj się namówić na spacerek starej matce! Jesteś ciągle zapracowana i nie masz dla niej czasu…
— … Dobrze, mamo.
Wyszły za obóz i chwilę szły, srebrna z wysoko uniesionym ogonem. Córka co jakiś czas zerkała na nią nerwowo, zaraz opuszczając oczy. Oddaliły się od obozu, gdy nagle brązowooka rzuciła się na nią, powalając na ziemię.
— Mamo! — piszczała przerażona, wijąc się w uścisku. Tylne łapy dorosłej wbijały jej się w brzuch, a otoczenie wirowało wokół, gdy kotka nią szarpała. Zaczęła źle się czuć w żołądku, a do pyska napływała jej kwaśna ślina. Oprócz matki, teraz szarpały nią konwulsje. Kaszlnęła, dławiąc się wracającą zawartością żołądka i dopiero wtedy matka przestała nią poruszać. Chwilę zajęło, by drżenie ustąpiło po wypluciu niesmacznego już mięsa z jej pyska.
Skulona w pozycję bólową, ciężko oddychała, zaciskając powieki.
— Ile razy będziemy musiały to powtarzać, nim się nauczysz? Naprawdę jesteś oporna.
***
Naprawdę starała się powstrzymać, przełknąć cofają się jedzenie. Nie chciała psuć ich momentu, gdy mogły się swobodnie śmiać. Nie pamiętając o życiu poza tymi paroma długościami. Ale coraz częściej czkała, aż w końcu zerwała się i zwróciła zająca w najbliższe krzaki.
— Lot? Wszystko dobrze?
Ciepłe, stabilne ciało zatrzymało się przy jej boku, gdy wciąż pochylona z ociekającym śliną pyskiem, bała się odwrócić.
— Przepraszam. — załkała, czując, jak słabną jej łapy. — To, to nic…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz