Powolnym krokiem snuł się w jej stronę. Była dziwna. Inna. Przesiąknięta wonią bezkresnego zrezygnowania. Nic nie było takie jej wcześniej. Nie wybierali się znów co wschód słońca na patrole. Liliowa głównie błądziła nieobecnym spojrzeniem po obozowisku. Nie zaczepiała go do rozmowy. Nie chwaliła. Nie spoglądała na niego. Żal i rozczarowanie zagościło w umyślę Kurki, który nie był przygotowany na taką ewentualność. Nie rozumiał zachowania kotki. Nie potrafił pojąć, czemu nie cieszyła się na jego widok.
Nie lubiła go już?
Ta myśl kuła go za każdym razem, gdy spoglądał na liliowe futro. Wzrok wciąż miała utkwiony w Klan Burzy. Poznała tam kogoś? Może tęskniła za Klanem Wilka? Zdobyła tam nowych przyjaciół... ucznia. Te wszystkie myśli zabierały mu oddech. Sama sprawa ciążyła mu od powrotu kotki. Nie tak miało to wyglądać. Nie tak miało to się potoczyć. Miało być jak dawniej. Wszystko miało wrócić do dawnego porządku. Lecz ona była inna. Nie była jego Dzwonek. Była obcym mu kotem. Zbyt załamanym by spojrzeć mu w ślepia. Nie lubiła go już. Nie chciała. Wbił pazury w mokrą glebę, próbując zrobić kolejny krok do przodu. Nie chciał z niej rezygnować. Nie chciał jej tracić. Była wszystkim co miał. Nie liczyło się to, że była uszkodzona. Zniszczona. Wierzył, że ją naprawi. Musiał. Inaczej jego cały wysiłek był nic nie wart.
– Dzwonek...? – wydał z siebie cichy dźwięk, podchodząc do kotki.
Nie pozwalała się zbliżać innym. Nie chciała go do siebie dopuścić. Wrócić do tego co było. Nie reagowała. Nie słyszała go. Albo nie chciała słyszeć. Zwiesił ogon i odszedł zostawiając ją samą.
Czar goryczy, jednak splamił jego serce.
Nie była chora mimo to widywał ją częściej u medyków. Nie rozumiał co się działo z liliową. Nie pachniała chorobą, a mimo to była taka nieobecna i słaba. Zupełnie, jakby Klan Wilka skradł jej kawałek duszy. Krążył niespokojnie przed legowiskiem wojowników, mając obawy przed kolejnym odrzuceniem ze strony kotki. Nie chciał znów czuć tego paskudnego uczucia. Nie mógł też znieść rozłąki. Dystansu, który pojawił się pomiędzy nimi i którego tak bardzo nie rozumiał. Speszony przysiadł, obserwując mimowolnie koty obecne w obozowisku.
– ...I kotki to lubią? – nieśmiały głos dotarł do jego uszu.
Jego wzrok powędrował w tamtą stronę. Wodnikowe Wzgórze i Bratkowe Futro siedzieli wspólnie nad myszą.
– Jasne. Jakby spójrz na mnie. Wiesz ile mam już związków za sobą? – przechwalała się wojowniczka.
Bury jak i Kurka spojrzeli na kotkę z zaciekawieniem.
– Ile? – zapytał Wodnik.
– Nieważne. Nie mówimy tutaj o mnie. Chodzi o ciebie i Liściastą. Słuchaj, kto nie lubi prezentów? Praktycznie każdy. Weź ją na wspólne polowanie, ale bez tego jełopa Czapli, tylko idźcie sami. Na plaży, gdy zanika słońce jest naprawdę pięknie. Powiesz jej co czujesz i z głowy. – mruknęła pewnie srebrna, prostując się dumnie. – Łatwizna, nie?
Mina burego nie wyglądała, jakby też tak uważał. Czarny także niezbyt rozumiał. Wystarczy zabrać kogoś w ładne miejsce i będzie się razem? I wszystko będzie tak jak miało być? Nie ukrywał, że czuł lekkie zaskoczenie, że sprawa wyglądała tak łatwo. Uniósł ogon zadowolony. Los do niego się uśmiechnął.
– A ty czego się gapisz? Sio. – prychnęła na niego Bratek, napuszona.
Wodnik spojrzał na niego zaskoczony. Potem zrobił dziwną minę. Jakby już wiedział o nim wszystko. Kurka zmarszczył się. Nie podobało mu się to spojrzenie.
– Bratku, nie przeganiaj go. – poprosił kotkę. – Może Gawroni Obłęd też potrzebuje twojej pomocy?
Srebrna wywróciła ślepiami i wstała.
– Ja temu dziwadłu pomagać nie będę. Jak chcesz się bawić w wolontariat to proszę bardzo. Tylko potem nie płacz, że Liściastą ci ukradnie... – popuszczała burego, by następnie wstać i odejść, zostawiając kocury same.
Wojownik przeniósł przerażone spojrzenie na Kurkę. Przez jego ciało przeszedł dreszcz. Pomarańczowe ślepia zdawały się zaszklić. Czarny był bardzo zdezorientowany tą wymianą zdań.
– Gawroni Obłędzie, czujesz coś do Liściastego Wiru? – jego głos był cichy i smutny.
Czarny przekręcił łeb, nie rozumiejąc zbytnio tej sytuacji. Nie wiedział co miał niby czuć do młodszej szylkretki, że tak to emocjonowało Wodnikowe Wzgórze.
– Nic. – bąknął cicho, unosząc brwi do góry pytająco.
Ciało burego rozluźniło się. Na jego pysk wkradł się lekki uśmiech.
– Całe szczęście. Chcesz razem pozrywać kwiatki? Koło Zrujnowanego Mostu rosną piękne maki. Myślę, że będą w sam raz. – zaproponował mu wojownik. – Możemy przy okazji porozmawiać o kocie, którego lubisz. Chętnie ci pomogę!
Kurka trzepnął uchem. Nie za bardzo znał kocura, by mu się zwierzać. Wolał zachować to dla siebie. I Dzwonek.
– Chodźmy. – mruknął, ruszając w stronę wyjścia z obozowiska.
– Dzwonek...? – wydał z siebie cichy dźwięk, podchodząc do kotki.
Nie pozwalała się zbliżać innym. Nie chciała go do siebie dopuścić. Wrócić do tego co było. Nie reagowała. Nie słyszała go. Albo nie chciała słyszeć. Zwiesił ogon i odszedł zostawiając ją samą.
Czar goryczy, jednak splamił jego serce.
* * *
– ...I kotki to lubią? – nieśmiały głos dotarł do jego uszu.
Jego wzrok powędrował w tamtą stronę. Wodnikowe Wzgórze i Bratkowe Futro siedzieli wspólnie nad myszą.
– Jasne. Jakby spójrz na mnie. Wiesz ile mam już związków za sobą? – przechwalała się wojowniczka.
Bury jak i Kurka spojrzeli na kotkę z zaciekawieniem.
– Ile? – zapytał Wodnik.
– Nieważne. Nie mówimy tutaj o mnie. Chodzi o ciebie i Liściastą. Słuchaj, kto nie lubi prezentów? Praktycznie każdy. Weź ją na wspólne polowanie, ale bez tego jełopa Czapli, tylko idźcie sami. Na plaży, gdy zanika słońce jest naprawdę pięknie. Powiesz jej co czujesz i z głowy. – mruknęła pewnie srebrna, prostując się dumnie. – Łatwizna, nie?
Mina burego nie wyglądała, jakby też tak uważał. Czarny także niezbyt rozumiał. Wystarczy zabrać kogoś w ładne miejsce i będzie się razem? I wszystko będzie tak jak miało być? Nie ukrywał, że czuł lekkie zaskoczenie, że sprawa wyglądała tak łatwo. Uniósł ogon zadowolony. Los do niego się uśmiechnął.
– A ty czego się gapisz? Sio. – prychnęła na niego Bratek, napuszona.
Wodnik spojrzał na niego zaskoczony. Potem zrobił dziwną minę. Jakby już wiedział o nim wszystko. Kurka zmarszczył się. Nie podobało mu się to spojrzenie.
– Bratku, nie przeganiaj go. – poprosił kotkę. – Może Gawroni Obłęd też potrzebuje twojej pomocy?
Srebrna wywróciła ślepiami i wstała.
– Ja temu dziwadłu pomagać nie będę. Jak chcesz się bawić w wolontariat to proszę bardzo. Tylko potem nie płacz, że Liściastą ci ukradnie... – popuszczała burego, by następnie wstać i odejść, zostawiając kocury same.
Wojownik przeniósł przerażone spojrzenie na Kurkę. Przez jego ciało przeszedł dreszcz. Pomarańczowe ślepia zdawały się zaszklić. Czarny był bardzo zdezorientowany tą wymianą zdań.
– Gawroni Obłędzie, czujesz coś do Liściastego Wiru? – jego głos był cichy i smutny.
Czarny przekręcił łeb, nie rozumiejąc zbytnio tej sytuacji. Nie wiedział co miał niby czuć do młodszej szylkretki, że tak to emocjonowało Wodnikowe Wzgórze.
– Nic. – bąknął cicho, unosząc brwi do góry pytająco.
Ciało burego rozluźniło się. Na jego pysk wkradł się lekki uśmiech.
– Całe szczęście. Chcesz razem pozrywać kwiatki? Koło Zrujnowanego Mostu rosną piękne maki. Myślę, że będą w sam raz. – zaproponował mu wojownik. – Możemy przy okazji porozmawiać o kocie, którego lubisz. Chętnie ci pomogę!
Kurka trzepnął uchem. Nie za bardzo znał kocura, by mu się zwierzać. Wolał zachować to dla siebie. I Dzwonek.
– Chodźmy. – mruknął, ruszając w stronę wyjścia z obozowiska.
* * *
Położył pąk maków przed Dzwonek. Nieobecne spojrzenie brązowych ślepi powędrowało na jego sylwetkę. Wyprostował się. Jeśli wszystko dobrze pójdzie powinni w ciągu paru dni udać się na plaże i później być razem.
<Kminek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz