— Zabawa... w berka — powtórzył po niej, jakby nie dowierzał w to co słyszał. O nie... Obawiał się rządów Aksamitnej Chmurki. Ona była... No po prostu sobą. Intelektem dorównywała kocięciu. Była naiwna, niewinna i przez to chciał ją chronić. Nie wierzył, że ktoś taki zdobył jego kamienne serce.
— Wykonam każde zlecone przez ciebie zadanie. Zajmę się naszymi dziećmi przez czas, gdy będziesz pracować. Przynajmniej lepiej je poznam. Ja... Nie miałem dobrej relacji z rodzicami. Mam nadzieję, że nie zawiodę jako ojciec... Ale obiecuje ci Aksamitko, że nie pozwolę, aby stała im się jakakolwiek krzywda.
Jego partnerka przekrzywiła łeb, przyglądając się mu w skupieniu. Zadarła wyżej pysk, uśmiechając się na myśl, która tak nagle zagościła w jej głowie.
— Uśmiechnij się — zażądała. — Szeroko. To rozkaz twojej przyszłej liderki.
Zamrugał zaskoczony. Nie spodziewał się tego po kotce. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że miała rację. Była przyszłą liderką i samą zastępczynią, co czyniło ją już i tak powyżej hierarchii jaką on stanowił. Ale i tak dziwił się jak do tego doszło, że ta niewinna istota sięgnęła takiego szczytu.
Zmusił się dla niej na uśmiech, który był... na pewno bardzo nienaturalny. Nie umiał w końcu się uśmiechać, a pysk już go bolał od tego czegoś, przez co uśmiech zamienił się połowicznie w skrzywienie. Każdy mięsień na jego twarzy drżał, prosząc aby to przerwał, ale nie mógł. Taki w końcu był rozkaz ukochanej, a chociaż mu się to nie podobało, musiał przestrzegać kodeksu.
— Nie umiem... lepiej. Wybacz. — Pochylił pokornie głowę.
Westchnęła, kręcąc łbem z rezygnacją.
— A tyle razy to ćwiczyliśmy Misiu! Takim krzywym zgryzem będziesz odstraszać nasze dzieci. I będą się bały, że jak dorosną, będą miały taką minę jak ty — żachnęła się, tupiąc łapą w złości, aż kurz podniósł się do góry i podrażnił jej nozdrza, przez co kichnęła cicho. — I mówi się na zdrowie. Brak ci czasem podstawowych oznak wychowania...
Uśmiech mu zrzedł i zniknął z jego pyska natychmiastowo na te słowa. Czy naprawdę tak uważała? Raczej wątpił, aby to miało spowodować strach w ich młodych. Nie zamierzał w końcu ich skrzywdzić. Oblizał się, ocierając szczękę.
— Me wychowanie nie polegało na dobrych manierach i uśmiechaniu się. Nie miałem rodziców, jedynie mistrza, który oczekiwał ode mnie wykonywania rozkazów. Skoro uważasz, że będę straszył, to zrezygnuje z uśmiechu. Bez niego da się także żyć.
Zastępczyni momentalnie spoważniała, strzygąc uszami.
— Nie! Musisz więcej trenować, nie możesz się zamykać w sobie! — pisnęła. — Już to przecież przerabialiśmy, proszę, nie każ mi tego wszystkiego powtarzać.
Westchnął ciężko.
— Dobrze. Będę trenował — i na potwierdzenie swoich słów, uśmiechnął się ponownie, ale z marnym efektem. — Wiesz... Sądzę, że lepiej się uśmiecham, gdy jesteś blisko... wtulona w mą sierść — przyznał pesząc się lekko na to wyznanie. — Bo wtedy jakoś... czuje w sobie coś więcej...
W jej oczach natychmiast zaiskrzyło. Sama wyszczerzyła się jak głupia, a potem spełniła to, o czym mówił - usiadła najbliżej jak się da i skryła pysk w jego gęstej sierści.
— Oj głuptasie, jak chcesz, bym cię przytuliła, to wystarczy powiedzieć — westchnęła, chichocząc.
Otulił ją swym ogonem, przejeżdżając językiem po jej policzku. Od razu jakoś to wszystko co go w niej irytowało odeszło. Ciężko było przyznać, ale naprawdę w jego wnętrzu się roziskrzyło. Uśmiechnął się ciepło i naturalnie, patrząc na nią pełnym miłości wzrokiem. Schylił łeb tak, aby móc otrzeć się o jej głowę z pomrukiem zadowolenia.
— Kocham cię — szepnął jej do ucha, czując się naprawdę szczęśliwym kotem.
Koniuszek ogona Aksamitki drgnął z ekscytacji.
— To dobrze, ale ja i tak kocham ciebie bardziej — oświadczyła kotka, mrużąc oczy i pozwalając sobie na delektowanie się jego bliskością.
Zamruczał, pragnąć aby ta chwila trwała przez wieczność. Jednak nie mogła, bo któraś z ich córek zaczęła cicho kwilić, domagając się mamy z powrotem. Chociaż... Jak tak spojrzał to te małe parówki przypełzły za nią i jedna wciskała się właśnie pomiędzy ich łapy.
— Teraz nie jesteśmy sami. One też chcą tulasków... — zamarł, bowiem uczynił coś niezamierzonego. Przez to, że Aksamitka używała tego przesłodkiego tonu, zmiękczając każde słowa i używając zdrobnień, jego język, a może i umysł wypowiedziały tą kwestię za niego machinalnie. Czuł jak tylko pogrążał się dalej, więc tylko wtulił pysk w futro ukochanej, mając nadzieję, że tego nie wyłapała.
— Oj no wiem — kontynuowała, nie zwracając uwagi na jego występek. Dla niej najpewniej to było tak normalne, że nawet nie wydawało się czymś niecodziennym z jego strony. — One są takie pocieszne! Same córeczki, czy to nie cudownie? Będą tak silne i mądre jak mamusia!
— Tak... — Miał nadzieję, że nie. Ich mamusia nie była wcale mądra. Zatrzymała się rozwojowo na etapie kociaka. Nie chciał jednak sobie u niej grabić, więc dał jej całusa, spędzając z nią czas, potakując jej na wszystko co mówiła. Zauważył, że to lubiła.
***
*przed mianowaniem dzieci*
Zajmowanie się córkami było... ciężkie. Kwiatuszek uciekała, więc musiał mieć oczy na około głowy, a reszta dzieci to albo chodziła mu po łbie, albo bawiła się, próbując też wymknąć poza żłobek i zwiedzać świat. Dziwnie się czuł, że nie wychodził z kociarni. Czy tak wyglądało życie matek? Bo chyba tym został przez Aksamitną Chmurkę. Królową. Jedynie opiekował się dziećmi, spał z nimi, ale mimo to... był wyczerpany. Tatowanie nie było na jego siły. To patrol czy walka nie męczyło jak wychowywanie kociąt.
Tym razem udało mu się ululać córki do snu, wymęczając je zabawą z kulką mchu. Malutkie wtuliły się w jego brzuch, praktycznie znikając w jego długim futrze. Miał nadzieję, że nie obudzą się szybko. Ten spokój... och jak on za nim tęsknił. Ale tęsknił nie tylko za nim. Widząc Aksamitną Chmurkę łeb uniósł mu się w górę. Znalazła sobie moment na odwiedziny, gdy córki spały, a on był unieruchomiony. Jednak cieszył się bardzo na jej widok.
— Cześć kochanie. Małe śpią, więc proszę o ciszę.
<Aksamitko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz