Uwielbiała te pełne słońca dni. Ciepłe promienie spływały po jej futrze, dostarczając jej jeszcze większej dawki energii, niż zwykła posiadać. Z uśmiechem przyklejonym do pyska przemierzała obóz i gdyby nie Srokoszowa Wzgarda na jej drodze, dreptałaby tak do wieczora, zagubiona we własnych myślach.
— Co to za pytanie? — mruknęła, przekrzywiając głowę w bok. Zastrzygła uchem, wpatrując się w niego intensywnie, choć on zdecydowanie unikał jej wzroku. — Nie bardzo chyba rozumiem, wiesz? Jaka zabawa, czy zabawa nie jest wtedy, gdy się coś udaje? — spytała podejrzliwie, gdybając, skąd takie osądy. — O, albo gdy się ktoś super świetnie czuje! No, no to nie w takim przypadku, dalej się bawimy i pewnie będziemy tę zabawę ciągnąć do końca świata, póki ja i Misiu będziemy się mocno kochać — zapewniła, prostując się z dumą. — A gwarantuje ci, że tak będzie zawsze! — mruczała z entuzjazmem.
Wlepiła w niego swój wzrok. Niebieskie futro jak zwykle było zjeżone do granic możliwości, a w szczególności ogon. Poświęciła mu za dużo uwagi, bo z instynktu wystawiła łapę i pacnęła go w tę puchatą kulę.
— Co ty robisz?! — Odskoczył od niej, cicho sycząc. — Do reszty postradałaś zmysły? Nie masz dzieci do niańczenia? — wykrztusił, odsuwając się o kolejny krok, gdy ona postanowiła się na nowo zbliżyć.
— Przecież są już duże i szkolą się na wojowników. Nie potrzebują stałej opieki — zauważyła, pomrukując ze zdziwieniem. — Dziwny trochę dzisiaj jesteś Srokoszku. Jakiś taki nerwowy, pokłóciłeś się z moim bratem? — zapytała, otwierając po chwili w zadumie pyszczek. — Ojeju, potrzebujesz mojej pomocy do naprawy waszych relacji? — zmartwiła się. — Oczywiście, że ci pomogę! Ty tak dzielnie szukałeś go ze mną, to teraz możesz liczyć na mnie w każdej trudnej sytuacji! — trajkotała dalej, nie dając mu ani chwili na dojście do słowa.
Kocur położył uszy nisko po sobie, patrząc na nią z brakiem jakiegokolwiek zrozumienia.
— Teraz to pojechałaś — stwierdził, mrużąc oczy. — Nic z tych rzeczy, jesteś ostatnią, którą prosiłbym o jakąkolwiek pomoc. Zresztą, jestem zajęty, zostaw mnie — ostrzegł.
Uśmiechnęła się głupkowato, nie ruszając się z miejsca. Wydawał jej się zły, ale coś nie chciał dzielić się powodem. Cóż mogło się stać, że aż tak popsuło mu to humor? Wiedziała, że to, co mówi, nie odzwierciedla tego, co ma w głowie. Na pewno pragnął jej towarzystwa i wsparcia, ale wstydził się o nie poprosić.
— Czym jesteś zajęty? Dużo masz do roboty? Zrobimy to razem i pójdzie ci o wiele szybciej! — zapewniła, a wibrysy zadrżały jej z ekscytacji. — Ojeju, to będzie super dzień, tylko ty i ja, jak za starych, dobrych czasów! — ożywiła się na nowo, podchodząc do niego od boku. — No dalej Srokoszku, pora na przygodę życia! Rusz ten siwy zadek i biegiem do lasu! — Uderzyła go ogonem we wspomniane miejsce i ochoczo wykonała kilka kroków w przód, czekając na jego ruch.
— Co to za pytanie? — mruknęła, przekrzywiając głowę w bok. Zastrzygła uchem, wpatrując się w niego intensywnie, choć on zdecydowanie unikał jej wzroku. — Nie bardzo chyba rozumiem, wiesz? Jaka zabawa, czy zabawa nie jest wtedy, gdy się coś udaje? — spytała podejrzliwie, gdybając, skąd takie osądy. — O, albo gdy się ktoś super świetnie czuje! No, no to nie w takim przypadku, dalej się bawimy i pewnie będziemy tę zabawę ciągnąć do końca świata, póki ja i Misiu będziemy się mocno kochać — zapewniła, prostując się z dumą. — A gwarantuje ci, że tak będzie zawsze! — mruczała z entuzjazmem.
Wlepiła w niego swój wzrok. Niebieskie futro jak zwykle było zjeżone do granic możliwości, a w szczególności ogon. Poświęciła mu za dużo uwagi, bo z instynktu wystawiła łapę i pacnęła go w tę puchatą kulę.
— Co ty robisz?! — Odskoczył od niej, cicho sycząc. — Do reszty postradałaś zmysły? Nie masz dzieci do niańczenia? — wykrztusił, odsuwając się o kolejny krok, gdy ona postanowiła się na nowo zbliżyć.
— Przecież są już duże i szkolą się na wojowników. Nie potrzebują stałej opieki — zauważyła, pomrukując ze zdziwieniem. — Dziwny trochę dzisiaj jesteś Srokoszku. Jakiś taki nerwowy, pokłóciłeś się z moim bratem? — zapytała, otwierając po chwili w zadumie pyszczek. — Ojeju, potrzebujesz mojej pomocy do naprawy waszych relacji? — zmartwiła się. — Oczywiście, że ci pomogę! Ty tak dzielnie szukałeś go ze mną, to teraz możesz liczyć na mnie w każdej trudnej sytuacji! — trajkotała dalej, nie dając mu ani chwili na dojście do słowa.
Kocur położył uszy nisko po sobie, patrząc na nią z brakiem jakiegokolwiek zrozumienia.
— Teraz to pojechałaś — stwierdził, mrużąc oczy. — Nic z tych rzeczy, jesteś ostatnią, którą prosiłbym o jakąkolwiek pomoc. Zresztą, jestem zajęty, zostaw mnie — ostrzegł.
Uśmiechnęła się głupkowato, nie ruszając się z miejsca. Wydawał jej się zły, ale coś nie chciał dzielić się powodem. Cóż mogło się stać, że aż tak popsuło mu to humor? Wiedziała, że to, co mówi, nie odzwierciedla tego, co ma w głowie. Na pewno pragnął jej towarzystwa i wsparcia, ale wstydził się o nie poprosić.
— Czym jesteś zajęty? Dużo masz do roboty? Zrobimy to razem i pójdzie ci o wiele szybciej! — zapewniła, a wibrysy zadrżały jej z ekscytacji. — Ojeju, to będzie super dzień, tylko ty i ja, jak za starych, dobrych czasów! — ożywiła się na nowo, podchodząc do niego od boku. — No dalej Srokoszku, pora na przygodę życia! Rusz ten siwy zadek i biegiem do lasu! — Uderzyła go ogonem we wspomniane miejsce i ochoczo wykonała kilka kroków w przód, czekając na jego ruch.
<Srokoszku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz