Dziwnie było się przyzwyczaić do takiego skupiska kotów. Gangi zazwyczaj liczyły sobie do dziesięciu osobników, chyba, że mowa była o gangach najbardziej znanych kotów w mieście, takich jak Entelodon czy Jafar, określany potocznie jako księżniczka. Tutaj kotów było znacznie więcej, a każdy zdawał się inny w obyciu. Ledwo tu przybyła, a nasłuchała się wielu plotek - a to, że Klan Wilka posiadał cały inny klan pod kontrolą, a to, że Mroczna Gwiazda to psychol i morderca. Chociaż wiele z nich chwaliło lidera za to, jak umocnił Klan Wilka, Tajga zauważyła, że w tym temacie klanowicze podzielili się na dwa liczne obozy - jedni, którzy go nie popierali i drudzy, którzy uważali, że robił dobrze.
Dla niej jako wychowanki miasta nie miało to znaczenia. Być może moralność w klanach była powszechna, a jedno morderstwo to szok i niedowierzanie na cały las, ale w mieście amoralność to cecha każdego jednego kota.
Dostała tylko informację o mianowaniu, które miało odbyć się wieczorem. Róża zdawała się tak samo niepewna tych wszystkich dziwacznych obrzędów. Niebo stale się ściemniało, a czas płynął wolno, jakoby zatrzymał się już dawno. Chciałaby wierzyć, że tak właśnie było. Uprzednio cała ich czwórka musiała spędzić noc poza obozem, a tego dnia miało odbyć się ostatecznie mianowanie. Wciąż nie była pewna, jak wyglądało i czy w ogóle polubi to miejsce.
Słaby zarys księżyca już pojawił się na niebie, a ona uniosła łapy, które same powiodły ją w stronę pnia drzewa na charakterystyczne słowa lidera Wilczaków.
— Każdy kot zdolny, by polować, niech zbierze się na zebranie klanu!
Tłum zebrał się w mgnieniu oka. Nawet nie zdążyła mrugnąć, a koty w różnym wieku, różnorakiej płci i wyglądzie otoczyły pień, z którego z góry patrzył na nich lider. Poczuła tylko charakterystyczny pomruk matki za plecami. Wyglądało na to, że wiedziała, na co się pisze. Zatem Tajga też nie powinna mieć obaw.
— Różyczko, wystąp.
Ledwo wyczuwalne drganie nastało chwilę po tych słowach. Spojrzała na siostrę z troską w oczach, chociaż Róża zdawała się nieprzejęta otoczeniem. Ale wiedziała, że tak nie było. Po prostu ukrywała stres wywołany kompletnie nowym środowiskiem do życia, żeby nie wyjść na słabą. Nie chciała wkopać przed liderem całej rodziny - co za poświęcenie.
— Różyczko, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczennicą. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Różana Łapa. Twoją mentorką zostanie Bielicze Pióro. Mam nadzieję, że przekaże ci ona całą swoją wiedzę.
Mroczna Gwiazda zwrócił spojrzenie na ową Bielicze Pióro, buro-białą kotkę, którą Tajga widziała już wcześniej. Nie znała jeszcze wtedy jej imienia.
— Jesteś gotowa do szkolenia kolejnego ucznia. Otrzymałaś od swojej mentorki, Irgowego Nektaru, doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją siłę i oddanie. Będziesz mentorką Różanej Łapy. Mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Tajga tylko przemierzyła wzrokiem scenę, która odgrywała się tuż przed jej oczami. Bielicze Pióro dotknęła nosem jej siostry, a klan zaczął chórem skandować jej nowe imię. Tajga przyłączyła się do tego rytuału, chociaż to nazewnictwo w niczym nie przypominało tego z miasta. Mimo to skandowała głośno, może nawet najgłośniej, razem z ojcem i matką.
Róża odeszła na bok, z błyskiem w oczach rozmawiając z mamą, ale Tajga wciąż była napięta, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że to ją lider obmierzał teraz spojrzeniem - teraz miała być jej kolej. Nigdy nie godziła się na takie przyrzeczenia. Tutaj, w klanie, nie była wolna, a poddana zasadom ściśle związanym z ich wierzeniami.
— Tajgo, wystąp.
Wystąpiła duży krok do przodu, przełknęła gorzko ślinę i popatrzyła na przywódcę. Nie pokazała po sobie ilości stresu, ale i dziwnego podekscytowania, jakiego teraz czuła - jedynie chłodny, szorstki wzrok gotowy na wszystko.
— Tajgo, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczennicą. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz znana jako Wilcza Łapa. Twoją mentorką zostanie Szakali Szał. Mam nadzieję, że przekaże ci ona całą swoją wiedzę.
Ze ściśniętego tłumu wykroczyła piękna złota kotka - Tajga mogła się zaklinać, że piękniejszej istoty nie widziała. Taka sierść to dopiero rzadkość. Imię Szakalego Szału obiło jej się o uszy. Była rzekomo mistrzynią, czyli jedną z wyższych rangą wojowników, którzy trenowali pozostałych. Dymna powinna czuć się zaszczycona, że to właśnie ktoś taki miał pełnić funkcję jej mentora. Była jednak świadoma, że im bardziej profesjonalny nauczyciel, tym większe wymagania - ale nie zamierzała protestować, lecz postarać się i stać się jedną z najlepszych wojowniczek klanu. Mieli pokazać, że przynoszą korzyści, żeby czuć się tu bezpiecznie i nie bać się o własne życie. Zatem była gotowa to pokazać.
— Szakali Szale, jesteś gotowa do szkolenia kolejnego ucznia. Otrzymałaś od swojego mentora, Gęsiego Wrzasku, doskonałe szkolenie i pokazałaś swoją siłę i szlachetność. Zostaniesz mentorką Wilczej Łapy. Mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Szakal zwróciła się w stronę uczennicy, zaś Wilcza Łapa podeszła do niej i obie zetknęły się nosami. Poczuła wilgotny dotyk nosa niemalże obcej kotki. Pachniała igłami.
Po dłuższej chwili ich nosy się rozłączyły, a klan zaczął skandować jej imię.
— Wilcza Łapa! Wilcza Łapa! Wilcza Łapa!
Czy naprawdę każdemu członkowi klanu poświęcali taką uwagę? Tajga nigdy nie czuła się kimś szczególnie ważnym. A tutaj... Wszyscy patrzyli na nią, wypowiadali jej imię. Wyprostowała się dumnie, ale nie pozwoliła sobie na uśmiech - jej twarz wciąż pozostawała kamienna, choć wyraźnie zadowolona.
Koty z towarzyszącym im szeptem oczekiwały kolejnych słów lidera. W tym czasie Wilcza Łapa podeszła do swoich rodziców. Nie będzie w stanie zostać na ich ceremonii, musiała porozmawiać ze swoją mentorką w pierwszej kolejności. Otarła się o bok ojca, który zamruczał głośno.
— Dziwne tradycje, ale nie zamierzam protestować.
Matka tylko spiorunowała go spojrzeniem, a Tajga uśmiechnęła się półgębkiem. Nie powinna zwlekać, więc udała się do mistrzyni, która wylizywała swoją prawą łapę.
— Witaj, Szakali Szale — przywitała się, kłaniając głowę. Podobno tak okazywało się szacunek w klanach. W gangach zazwyczaj pokazywało się uległą postawę, uginało przed silniejszym łapy, abg przypadkiem nie zostać staranowanym.
<Szakal?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz