*odpis z piździernika, day, nie bij*
Rany po ataku tego psychopaty powoli zasklepiały się. Opatrunek uwierał ją niemiłosiernie i dosłownie całą resztą silnej woli opierała się, by nie drapać rany. Po głowie krążyło jej tysiąc myśli, jednak żadna z nich nie była sensowna. Przez kilka dni przez gorączkę majaczyła o Konopi, jednak jej myśli nawet teraz uciekały w stronę szylkretowej kotki.
Oh, ile by dała, by znów wtulić się w jej futerko.
Zesztywniała gdy wyczuła zapach Niezapominajkowego Snu
— Zbożowa Gwiazdo...? — niepewnie miauknął, zaglądając do legowiska liderki.
Nawet nie miała zamiaru się ruszyć. po prostu westchnęła ciężko, jakby jej wola życia uciekła w pole. Niechętnie spojrzała w jego stronę. Niezapominajek położył uszy. Miała wrażenie, jakby przez chwilę myślał nad tym, aby się wycofać.
Nawet nie miała zamiaru się ruszyć. po prostu westchnęła ciężko, jakby jej wola życia uciekła w pole. Niechętnie spojrzała w jego stronę. Niezapominajek położył uszy. Miała wrażenie, jakby przez chwilę myślał nad tym, aby się wycofać.
Prychnęła.
Wszystko było jej jedno.
—...Jak się czujesz? Klan Gwiazd odzywał się do ciebie? To co się dzieje ostatnio... to nie jest normalne. Nic nie jest. Ta klątwa... ona jest prawdziwa. Żadne kocie nie przyszło na świat od sześciu księżyców... — zaczął, krążąc nerwowo.
—...Jak się czujesz? Klan Gwiazd odzywał się do ciebie? To co się dzieje ostatnio... to nie jest normalne. Nic nie jest. Ta klątwa... ona jest prawdziwa. Żadne kocie nie przyszło na świat od sześciu księżyców... — zaczął, krążąc nerwowo.
— Klan Gwiazdy od dłuższego czasu ma nas w dupie — jej ostre miauknięcie przerodziło się niezadowolone warknięcie, gdy gardło ją zabolało — Myślisz, że gdyby zależało im na nas naprawdę to by pozwolili temu psycholowi mnie prawie zabić?
Kocur opuścił ogon, odwracając wzrok.
Nie czuła, że może w jakiś sposób sprawić mu przykrość. Mówiła to, co czuła.
— Jesionowy Wicher miał rację, klan gwiazdy opuścił wszystkie leśne klany — szepnęła bardziej do siebie aniżeli do czarno-białego — Niedługo urodzą się kocięta, nie ma żadnej klątwy. Niepotrzebnie panikujesz.
Machnęła ogonem rozzłoszczona, gdy głos załamał się jej odrobinę.
— Idź już, potrzebuję spokoju.
Niezapominajek skinął łbem, mówiąc coś, że przyjdzie później, jednak Zboże już go nie słuchała. Ponownie opadła w dół pełen myśli o Konopi i jak bardzo chciałaby być przy niej.
* * *
Deszczowy Taniec urodziła. Sześć kociąt, z czego przeżyła tylko czwórka. Zbożowa Gwiazda wolałaby aby przeżyła cała szóstka jednak i tak cieszyła się, że jedna z ich wojowniczek doczekała się młodych. W międzyczasie Popielaty Świt znalazła dwójkę kociąt, które przygarnęła na wychowanie.
Klan Nocy trzymał się dobrze a ten parszywy okres, gdzie żadne kocię się nie rodziło liderka zrzuciła na niedogodności losu oraz złe fatum spowodowane wcześniejszymi rządami Lisiego Łajna.
Bengalka wzięła głębszy wdech, mimowolnie dotykając swoje rany na gardle, gdzie pozostał paskudny, łysy placek, no, prawie łysy. Futro powoli jej odrastało, jednak w zastraszająco wolnym tempie. Póki co, miała tam tylko lekki meszek, niczym skórka brzoskwini.
Kątem oka dostrzegła zbliżające się do niej czarno-białe futro.
— Myliłeś się, nie potrzeba nam żadnego błogosławieństwa klanu gwiazdy czy ich opieki. Klątwy nigdy nie było a klan nocy radzi sobie dobrze. Nie nasza wina, że czasy są ciężkie — mruknęła, obserwując uważnie bawiącą się szóstkę kociąt — Będą z nich dobrzy wojownicy.
< Niezapominajku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz