*skip do teraz*
Asystentka medyka posegregowała sterty nagietka i maku ułożonego na rozłożystych liściach bluszczu. Otrzepała się, gdy kropla wody zmoczyła jej łapę. Jeżowa Ścieżka zaśmiał się cicho.
— Nieprzyjemne, prawda?
— Cóż, niektóre zioła po prostu są wilgotne... To odrażające ich dotykać. Ale już się przyzwyczaiłam. — miauknęła kotka.
Niektóre z roślin zwykły rosnąć blisko najbardziej wilgotnych terenów; na przykład tych przy rzece.
Tej pory opadających liści deszcz nie witał często w ich progach. Zamiast niego nadszedł porywisty wiatr i mroźne zawieje, które pewnie mogłyby przewrócić niejednego nieuważnego kota.
Kotka zastrzygnęła uszami, gdy do środka wszedł jakiś kot. Dzisiaj jeszcze nikt ich nie odwiedził, oprócz Zajęczej Gwiazdy, który rankiem przytargał się tu z omdleniem i osłabieniem.
Do środka wszedł Bycza Szarża. Kocur wydał z siebie cichy kaszel. Po jego nierównym kroku i płytkim oddechu można było wywnioskować, że był odwodniony i osłabiony.
Medyczka podała mu parę ziół, które przełknął, krzywiąc się. Byk potrząsnął głową.
— Niech Klan Gwiazdy oświetla waszą drogę — chrząknął. — Od razu lepiej.
Szylkretowa kiwnęła głową.
— Nie przemęczaj się. Pamiętaj, żeby się nawadniać.
Gdy czarny wyszedł, kotka usiadła, biorąc wdech. Pora opadających liści była największym zwiastunem chorób i skoro do tego czasu odwiedziły ich już dwa koty, to prawdopodobnie będzie ich jeszcze więcej. Oznaczało to kolejny pracowity dzień. Na szczęście ziół w składziku na razie mieli dość dużo.
Niemal od razu po odejściu wojownika, do środka zawitał Ziemniaczana Bulwa razem z córką, Cisowym Gąszczem. Tym razem Jeżowa Ścieżka skinął pyskiem w stronę nowych gości.
— Co wam dolega?
— Bezsenność — mruknęła z niezadowoleniem Cisowy Gąszcz.
— Podczas spaceru potknąłem się o jakiś ostry kawał przezroczystego kamienia — miauknął Ziemniaczek, którego ton głosu nie wydawał się specjalnie przejęty dolegliwością.
— Zajmij się Cisowym Gąszczem, Wisienko. — polecił Jeżowa Ścieżka.
Wiśniowa Iskra podeszła do córki Splątanego Futra i Ziemniaczanej Bulwy. Kiedyś zdrabnianie imienia ją irytowało. Teraz... Przyzwyczaiła się do tego, że dla Jeżowej Ścieżki była Wisienką i podobało jej się to. Cieszyła się, że mogła towarzyszyć staremu mentorowi w leczeniu Burzaków.
Wzięła w pysk zwitkę ziół.
— Przeżuj je na papkę i zjedz. Powinno być lepiej następnego świtu.
— Następnego świtu? — parsknęła Cis. — Więc mam odczekać kolejną głupią noc, nie mogąc zasnąć?
— Wydaje mi się, że nie jestem kotem Klanu Gwiazdy i nie mam wpływu na działanie ziół. — skwitowała asystentka ze spokojem w głosie.
— A umiesz mi normalnie odpowiedzieć?
— Co uważasz za normalną odpowiedź? — złotooka medyczka spojrzała się w oczy wojowniczce przeżywającej podane gorzkie zioła.
Ta tylko prychnęła w odpowiedzi.
— Medycy.
Gdy Ziemniaczana Bulwa i Cisowy Gąszcz wyszli, słońce pięło się w górę. Dopiero o szczytowaniu doczekali się kolejnych gości.
Do legowiska weszła Obłoczna Myśl i Głazowa Łapa. Siostry wymieniły ze sobą parę zdań, nim zaczęły się kłócić. Wiśniowa Iskra cudem zdołała wyleczyć zwichnięcie ogona jednej z nich, gdy Jeżowa Ścieżka zajmował się drugą. W międzyczasie Obłoczna Myśl i Głazowa Łapa zdążyły skomentować ich zioła i określić je jako obrzydliwie gorzkie. Niedługo po nich w ich progach zawitała Marchewkowy Grzbiet, skarżąc się na ból gardła i głowy. Zaczęła wypytywać się o Jałowy Pył, po czasie stając się coraz bardziej impulsywna i agresywna. Szylkretowa miała jej dość już po paru uderzeniach serca, więc to Jeżyk musiał się nią zająć.
Wiśniowa Iskra przygotowywała ogórecznik i jaskółcze ziele, gdy do środka znowu weszła do kolejna grupka chorych Burzaków. Indyczy Jazgot z wybitym barkiem, który wchodząc do środka jęczał z bólu. Asystentka podała mu mak jako środek znieczulający.
— Wygląda dość poważnie. Gdzie sobie sprawiłeś taka chorobę?
— Wpadłem do którejś z króliczych dziur, wyobrażasz sobie? — parsknął Indyk. — naprawisz to?
— Tak, ale będziesz potrzebować więcej czasu. Uważaj, gdzie idziesz i nie przemęczaj się. Najlepiej odpocznij od polowania na parę świtów.
— Och, jak mi przykro! — miauknął kremowy ironicznie, ziewając przeciągle.
— Jak tylko będziesz czuł się lepiej, wrócisz do polowań. — zauważyła asystentka, patrząc na niego stanowczym wzrokiem.
— Tak, tak. Rozumiem, dzięki. — mruknął kocur z uśmiechem.
Kremowy opuścił legowisko, teraz już bardziej wyprostowany i pewny.
— Ciekawe, ile ich jeszcze przyjdzie — stwierdził Jeżowa Ścieżka, gdy przyniósł im królika ze sterty.
— Pewnie mnóstwo. — odparła asystentka. — Pora opadających liści jest niemal zawsze nieznośna. Jeśli chcą przeżyć w śnieżycy, muszą się wyleczyć.
Podzielili się zwierzyną i zaczęli jeść. Podczas tego krótkiego odpoczynku dołączyła do nich Plusk, która wcześniej z tyłu legowiska sortowała zioła.
Plusk była niedoszłą uzdrowicielką Owocowego Lasu; szkoliła się u nich, ponieważ poprzedni kot zajmujący się tym stanowiskiem umarł, nim zdążył ją odpowiednio wyszkolić. Wiśniowa Iskra szczerze mówiąc miała gdzieś, skąd plaskopyska pochodziła, nie obchodziła też ją zbyt bardzo historia jej klanu. Po prostu tu była i to był priorytet.
— Plusk, co robimy, gdy w legowisku nagle skończy się kocimiętka, a kot poważnie choruje na zielony kaszel?
— Używamy wtedy... Jastrzębca?
— Dobrze. A na złagodzenie bólu gardła i kaszlu?
— Miód. Miód! Pszczeli miód jest na to dobry. — stwierdziła ruda.
Asystentka kiwnęła głową.
— Dobrze ci idzie.
— Z taką nauczycielką jak ty, Wisienko, nie może pójść jej źle. — rzucił były mentor, nim polizał asystentkę między uszami z troską.
Wiśniowa Iskra zamruczała, gdy dzielili się językami. Mentor świetnie zastąpił jej rolę ojca.
— To też twoja zasługa. — miauknęła szylkretowa.
Odpoczynek od obowiązków szybko jednak dobiegł końca, gdy do środka weszła niepewnie Kwiecista Łapa. Tuż za nią Jelenie Kopytko i Dziki Gon, choć ten drugi prychnął pod nosem niechętnie, jakby tylko przymusem udał się do legowiska.
— Potrzebuję pomocy ze skręconą łapa — miauknęła Kwiatek, spoglądając na Burzaków.
— Ja złapałem kleszcza. — wtrącił Jelonek.
— Za cholerny Klan Gwiazdy nie wiem, co mi jest, ale mam ranę na łapie i ogonie. — wymamrotał od niechcenia Dziki Gon.
Wiśniowa Iskra kiwnęła głową. Postanowiła zająć się Jelenim Kopytkiem, ponieważ z tej trójki wydawał się mieć największy problem. Chwyciła po mysią żółć. Specyficzny, gorzki smak rozpłynął się na jej języku, gdy kotka przesuwała żółcią po wskazanym przez pacjenta miejscu, by odczepić kleszcza. Robactwo przez długi czas trzymało się w niezbyt gęstym futrze, nim odpadło.
— Jest napęczniały. Musiał już dużo się pożywić. — stwierdziła, a futro wojownika stanęło dęba.
— C-czy to groźne?
— Nie. Pozbyłam się go. — odparła medyczka, wpatrując się spokojnym, chłodnym wzrokiem w kocura. — unikaj zapuszczania się w gęste krzaki. Tam jest ich najwięcej. I jak tylko czujesz, że coś cię gryzie, udaj się do nas i nie zwlekaj, bo później może być gorzej. Jak się czujesz? Potrzebujesz maku?
— Chyba dam radę bez ziół. — miauknął ojciec Jałowego Pyłu, nim opuścił legowisko.
— Czy możesz to robić delikatniej?! — warknął Dziki Gon, gdy Jeżowa Ścieżka usiłując opatrzyć jego ranę, spotkał się z sykiem bólu.
— Bądź spokojny, Dziki Gonie — miauknęła Wiśniowa Iskra, gdy jej uszy instynktownie położyły się na głośny dźwięk wydobywający się z pyska rudego. — inaczej nie opatrzymy twoich ran.
Wojownik parsknął.
— Już wolałbym usiąść na kolcach jeża, niż czekać tutaj i znosić ten ból.
— W takim razie możesz wyjść. Nikt nie nakazuje ci leczenia się u nas, a przyszedłeś tu z własnej woli, prawda?
Wojownik zamilkł na chwilę, a jego ogon bił ze złością.
— To dajcie mi chociaż jakieś zioło na znieczulenie.
Asystentka medyka podała Jeżowej Ścieżce liść z ziarnami maku. Mentor zaś podał je pacjentowi, który natychmiast je połknął.
Tymczasem Wiśniowa Iskra zaczęła zajmować się Kwiecistą Łapa. Uczennica skarżyła się na skręconą łapę.
— Pewnie nie uważałaś, gdzie biegasz. Prawda? — spytała szylkretowa. — terytorium Klanu Burzy jest zapchane króliczymi norami i tunelami. Chwila nieuwagi może sprawić, że kot się poślizgnie. Teraz deszcz niemal nie pada, więc nie było ślisko, ale nawet w takiej porze musisz uważać.
— Rozumiem, Wiśniowa Iskro.
Gdy uczennica po otrzymaniu pomocy wyszła, kierując się od razu do swojego mentora - Jałowego Pyłu, asystentka skinęła głową do swojej tymczasowej podopiecznej.
— Jak podszkolisz się trochę w ziołach, to pomożesz mi przy opatrywaniu ran. To bardzo dokładna czynność i warto się jej nauczyć.
— Wisienka ma rację, Plusk. — miauknął medyk, gdy nachylał się nad legowiskiem z mchu. — Każdy medyk powinien to znać.
Legowisko odwiedziła Burzowa Noc i Fretkowy Bieg. Niebieska rozciągnęła się przed wejściem, mierzwiąc futro.
— Ale zimno jest na dworze! — wypaliła. —Dajcie mi coś na zwichnięcie łapy. Ścigałam głupiego królika, a mysi móżdżek postanowił wpaść do ciasnej nory. Poślizgnęłam się i sami widzicie tą łapę! Wygląda okropnie.
Plusk widząc narzekanie wojowniczki cofnęła się.
— Kto to?
— To Burzowa Noc. Bywa gwałtowna i impulsywna, ale niedawno jeszcze siedziała w żłobku z kociętami. Jest zmęczona.
— Fretkowy Biegu, a co ciebie do nas sprowadza?
— Od jakiegoś czasu nie mogę spać. Poruszanie sprawia mi ogromny wysiłek. Jestem stałe wyczerpana i zmęczona. — wyjaśniła kotka, rozglądając się po legowisku.
Jeżowa Ścieżka natychmiast zaczął szukać ziół w składziku, by wyleczyć dolegliwość kotki. Za to Wiśniowa Iskra wyleczyła Burzową Noc, powtarzając znane formułki o nieprzemęczaniu się.
Księżyc już powoli pojawiał się na niebie, podobnie jak pierwsze gwiazdy Srebrnej Skóry. W progu pojawiła się ostatnia pacjentka tego dnia - Blady Zmierzch. Jeżowa Ścieżka już przysypiał, a Plusk wyszła już z legowiska medyków, szykując się do podróży w swoje rodzime strony, by wrócić kolejnego świtu.
— Witaj, Wiśniowa Iskro — miauknęła kremowa, uśmiechając się nieśmiało. — Widziałam, że mnóstwo kotów dzisiaj do was szło. Rozmawiałam z Jelenim Kopytkiem. Skarżył się na kleszcza.
— Cóż, klan trzeba stale leczyć. Inaczej wszyscy zginą na porę nagich drzew, a klan musi przecież jakoś funkcjonować. Naszym obowiązkiem jest leczyć każdego. Ty też jesteś chora?
— Na to wygląda. Też miałam kleszcza i... Chyba jest gorzej.
— Infekcja? — spytała Wiśniowa Iskra, gdy szukała wzrokiem zioła, którym mogłaby pomóc wojowniczce. Ta kiwnęła głową.
Szylkretowa przyłożyła wilgotne rozłożyste zioło do miejsca, w którym tkwił niegdyś kleszcz niewyciągnięty odpowiednio szybko.
— Zawsze chciałam być medyczką. To musi być piękne. — stwierdziła Zmierzch, przemykając oczami po legowisku.
— I takie jest. Ale bardzo ciężkie. — odparła asystentka i spojrzała się na towarzyszkę poważnym wzrokiem. — to niesamowite być łącznikiem między przodkami, a żywymi kotami. Traktuję swoją pozycję z szacunkiem. I nie bez powodu. Nie wyobrażam sobie być wojownikiem. Myślę, że Klan Gwiazdy przygotował mi drogę medyczki... Mimo, że Piaskowa Gwiazda złamała kodeks, mianując mnie przed sześcioma księżycami.
Kremowa wstrzymała oddech.
— Naprawdę?
— Pewnie bała się, że Jeżowa Ścieżka opuści ten świat, nim zdąży wyszkolić ucznia. Wtedy nasz klan pozostałby bez medyka. To by była zguba dla wszystkich. Zostałam medyczką tylko dla klanu. Ale teraz czuję, że to była właściwa decyzja.
Wojowniczka kiwnęła głową.
— Robi się ciemno. Powinnam iść. Mam nadzieję, że twoje zioło zadziała.
Asystentka kiwnęła głową.
Wydawałoby się, że po takim czasie więcej kotów nie powinno przychodzić do legowiska, ale najwidoczniej się myliła. Od razu rozpoznała głos kuzyna, gdy ten splunął z irytacją, wchodząc do środka.
— Pieprzony Jałowy Pył — wymamrotał ze złością, trzepiąc ogonem po ziemi.
— Co cię tu sprowadza? — miauknęła twardo Wiśniowa Iskra.
Nie miała w planach zobaczyć się dziś z Żarem.
<Żar?>
Wyleczeni: Ziemniaczana Bulwa, Cisowy Gąszcz, Głazowa Łapa, Obłoczna Myśl, Marchewkowy Grzbiet, Indyczy Jazgot, Dziki Gon, Jelenie Kopytko, Kwiecista Łapa, Blady Zmierzch, Zajęcza Gwiazda, Bycza Szarża, Burzowa Noc, Fretkowy Bieg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz