Rudzielec zmarszczył nos, przyglądając się bratu. Właściwie to... to było naprawdę miłe ze strony cętkowanego a sam Truskaw nie chciał chować urazy przez potwornie długi czas. Jednakże z drugiej strony - to nie było w jego stylu godzić się już teraz, zaraz.
Długo zajęło mu podjęcie decyzji, jednak przyjął ofertę wspólnej zabawy z bratem bardzo chętnie.
Wpatrywał się w stos ziółek leżącym tuż u jego łap. Duszący zapach unosił się w legowisku drapiąc gardło młodego ucznia. Cicha Kołysanka coś gderała nad uchem Bluszczowego Pnącza, jednakże na to Truskaw nie bardzo zwrócił uwagę. Rudzielec nie sądził, że bycie medykiem będzie jakoś tak... medykowe?
Długo zajęło mu podjęcie decyzji, jednak przyjął ofertę wspólnej zabawy z bratem bardzo chętnie.
Wpatrywał się w stos ziółek leżącym tuż u jego łap. Duszący zapach unosił się w legowisku drapiąc gardło młodego ucznia. Cicha Kołysanka coś gderała nad uchem Bluszczowego Pnącza, jednakże na to Truskaw nie bardzo zwrócił uwagę. Rudzielec nie sądził, że bycie medykiem będzie jakoś tak... medykowe?
Zmarszczył nos, zastanawiając się jakim cholernym cudem ciocia Firletkowy Płatek tyle wytrzymała. Pamiętał jednak co obiecał cioci na łożu śmierci - że będzie tak dobrym medykiem jak ona. Nie miał więc zamiaru się poddać. Szczególnie teraz, już na samym starcie. Może... może potrzebował jedynie czasu aby się do tego przyzwyczaić? Przecież przez pół roku siedział razem z mamą i rodzeństwem w jednej norze, zmiany były jednak nieuniknione. Jednak czy chciane? Tego nie mógł powiedzieć. Ba! Nie bardzo podobała mu się kolejna zmiana - jego mam rezygnująca ze stanowiska liderki. No jak ona mogła?! Nie mógł teraz się przechwalać, że jego mamusia robi za jego dupochron i może robić co tylko chce!
Phi!
— Uważasz, mysi bobku?
No tak, mentorka. Skrzywił się, jednakże pokiwał twierdząco łbem. Zdziwił się, gdy swoim zachowaniem wywołał śmiech u głównego medyka, jednakże w odpowiedzi nadął tylko policzki, nie mając zamiaru w to wszystko wnikać.
Phi!
— Uważasz, mysi bobku?
No tak, mentorka. Skrzywił się, jednakże pokiwał twierdząco łbem. Zdziwił się, gdy swoim zachowaniem wywołał śmiech u głównego medyka, jednakże w odpowiedzi nadął tylko policzki, nie mając zamiaru w to wszystko wnikać.
— Oczywiście, że uważam! — żachnął się, wytykając kotce język — Nie po to obiecałem cioci, że będę najlepszym medykiem, żeby teraz się opierdzielać — dodał już ciszej nie chcąc, by bura usłyszała jego brynczenie pod nosem. Ta chyba jednak wyłapała każde, nawet najcichsze słówko uciekające z jego pyska. Cicha zmarszczyła gniewnie pysk, uderzając łapą w ziemię.
— W takim tempie to ja osiwieję a ty jeszcze będziesz grzał zadek na stanowisku ucznia!
Truskawek zamrugał ślepiami, w których powoli zaczęły gromadzić się łzy. Nie jego wina, że Cicha Kołysanka była fatalną nauczycielką i nic nie umiała mu wytłumaczyć! Nie jego sprawa, że wolała sobie trajkotać z siostrzyczką albo Bluszczem, niż go uczyć, czy też to, że zwyczajnie NIC mu do głowy nie wchodziło.
Rozgniewany i pełen emocji, z którymi poradzić sobie nie umiał - uderzył w stos zielska, rozrzucając go po całym legowisku. Dyszał ciężko, próbując nie ryknąć gorzkim szlochem, jednakże każde uderzenie serca sprawiało, iż było mu trudniej utrzymać niewzruszoną postawę.
— Ty mały- TAK CIĘ MATKA WYCHOWAŁA?!
Wspomnienie o Iskrzącym Kroku przez medyczkę było czymś, co przeważyło szalę. Truskawkowa Łapa wybuchł płaczem, zalewając się łzami gorzej, aniżeli podczas dżdżystego dnia.
Machnął ogonem zaciekle.
— Goń się, Cicha Kołysanko, jesteś najgorsza! — wyrzucił jej wszystkie swoje gorzkie żale prosto w pysk, natychmiast zabierając się z legowiska. Nie miał pojęcia gdzie, jednak gdy tylko wypadł z obozu niczym huragan - poczuł wszechogarniającą go ulgę. Sprint z czasem zamienił w trucht a sam trucht niedługo później stał się chodem.
Śnieg skrzypiał pod łapami ucznia, piekąc go w delikatne, różowawe poduszki. Rudy nie chciał jednak wracać, szedł więc przed siebie, uważnie nasłuchując otoczenia. Cisza, która go otaczała była... przerażająca.
Pisnął, odskakując, gdy zza zaspy wyłoniło się rude futro. Zaraz jednak się uspokoił, ocierając łzy. Machnął bratu ogonem na powitanie, ignorując jego zszokowaną minę.
< Wiewiór? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz