Nieufnie spoglądał na taflę wody. Widział na powierzchni rzeki swoje odbicie. Skrzywił się i podniósł wzrok w stronę mentora. Gdy kocur podszedł do brzegu i jednym sprawnym ruchem zanurzył się w cieczy, po czym od razu złapał rybę, Szafirowa Łapa uchylił pysk ze zdziwienia. Nie przypuszczał, że można tak łatwo upolować pożywienie.
- Może teraz ty spróbujesz? – Kasztanowaty Dół zwrócił się do ucznia, a ten pokiwał głową.
- Jasne – odparł cicho, niepewnie podchodząc bliżej wody.
„Czas się dobrze zaprezentować” – pomyślał sobie, wpatrując się w tafle. Wciąż widział blask swoich niebieskich ślepi i skwaszoną minę. Westchnął głośno, szukając wzrokiem jakiegokolwiek stworzenia, które mogłoby być łatwe do złapania.
Nagle zauważył upragnioną sztukę. Przygotował się do ataku i niemalże rzucił się do przodu, ale ledwo musnął rybę łapą, a ta łatwo wyślizgnęło mu się spod pazurków. Fuknął jedynie, odwracając się z malującą się na pysku irytacją do mentora. Nie dość, że mu się nie udało, to jeszcze się zmoczył.
Pręgowany roześmiał się reakcją ucznia.
- Nie zniechęcaj się, nie od razu ci się uda, musisz trochę poćwiczyć – oznajmił, ale widząc jego minę , westchnął. – Nie martw się, na początku też byłem w tym słaby, ale z czasem szło mi coraz lepiej, co widać. – Uśmiechnął się zachęcająco do niego. – Pamiętaj, żeby tak łatwo się nie poddawać po porażce. To nic złego, w końcu lepiej być mianowanym później, ale z dopracowanymi technikami łowieckimi, niż za szybko i nic nie umieć.
Szafirowa Łapa był zły na siebie, że nie okazał swojej potęgi. Dlaczego musiał być aż tak słaby? Pragnął być o wiele silniejszy i lepszy niż teraz. Może to dlatego nie został jeszcze mianowanym na wojownika i tkwił jako uczeń? Złota Łapa był w podobnej sytuacji co on i zastanawiał się, czym to mogło być spowodowane? W głębi serca, mimo że tego nie okazywał na zewnątrz, martwił się o członka swojego rodzeństwa. Zadrżał. Co jeśli liderka wyrzuci ich z klanu? Nie chciał żyć jako samotnik, pomimo iż nie był za bardzo towarzyski. Z innymi kotami czuł się bezpieczniej i dodawało mu to jednak otuchy.
- Wszystko w porządku? – Z zamyśleń wyrwał go głos Kasztanowego Dołu.
- Powiedzmy, że tak – odpowiedział smętnie, gapiąc się w ziemię.
Jeszcze przez parę chwil ćwiczyli nad wodą, a następnie wrócili wspólnie do obozu, gdzie niebieskooki pożegnał się krótko z mentorem. Następnie szybko udał się do swojego legowiska z opuszczoną głową. Czuł, że zawodzi.
Zawodził sam siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz