Machnął ogonem, przedzierając się przez zarośla podczas popołudniowego patrolu, jakoś tak specjalnie nie był towarzyskim typem, do życia wystarczyło mu towarzystwo brata, matki i ewentualnie Wrzoska. No tak... Wrzosek... teraz Wrzosowa Pogoń. Już dawno zakończyła swój trening, teraz wiodła spokojne życie obok ukochanej, Perliczego Grzebienia. To, że się od siebie oddalili było wręcz oczywiste, jednak Srocze Pióro założył, że tak ma być? Sam nie umiał określić powodu swojego zachowania.
Popatrzył na falujący, bury ogon niemalże przed jego pyskiem. Nawet podczas tego patrolu średnio ze sobą rozmawiali.
Zmarszczył nos.
Był na siebie zły. Gdyby nie był takim pizdeuszem oraz trzęsidupą to z pewnością by nie spaprał relacji z Wrzosek czy Kalinką...
Stęknął ciężko, czując na sobie ciężar czyjegoś ciała. Odsunął się odruchowo, strosząc futro. W odpowiedzi usłyszał jednak perlisty, pełen rozbawienia śmieć. Ciemnorude futro zafalowało pod wpływem ruchu ciała. Złota Pręga wbijała w niego szmaragdowe ślepia, uśmiechając się nonszalancko.
Z tą osobistością tym bardziej nigdy nie miał żadnej relacji, nawet nie byli na "cześć", tylko na skinięcie głowy.
— T-tak? — stres ścisnął mu gardło. Nerwy dosłownie biły od niego na kilometr wywieszając ogromny znak ostrzegawczy, Złota mimo to, przez nieznany powód, postanowiła zacząć rozmowę. Praktycznie przez cały patrol Sroczek starał się uciec od rudej, rzucając błagalne spojrzenia w kierunku Grzybowej Łapy, Wrzosowej Pogoni czy też Łabędziej Pieśni.
Żaden z nich nie rzucił się jednak kocurkowi na pomoc niczym w opowieściach dla kociąt. Bury nie był zdziwiony, przecież między nim a wcześniej wspomnianymi kotami relacja właściwie... nie istniała.
No, ewentualnie Wrzosek, z nią spędził wiele księżyców podczas treningów. Czasem łapał się na tym, jak z uśmiechem wspominał ich wspólne wycieczki nad strumyk, przechadzki po lesie czy też nauki tropienia. Tęsknił za nimi, nie podobało mu się, że świat tak pędził.
Na moment zatonął w myślach o tym, co działo się w przeszłości, jak wracał zmęczony po kolejnym udanym treningu z burą kotką, jak próbował nawiązać relację z matką...
Ile on miał już na karku?
Czterdzieści księżyców?
Pewnie coś koło tego. Był już w średniej swojego wieku a nadal nie znalazł tego specjalnego "czegoś", jakiegoś celu w życiu czy innej pierdoły.
Wziął głęboki wdech.
Złota Pręga nadal trajkotała mu nad uchem a on uśmiechał się na siłę, potakując. Nie miał serca jej mówić, że miłosne igraszki kotki oraz Zadymionego Pyska nie bardzo go obchodzą. Otrzepał się odruchowo z niewidzialnego kurzu.
Przyozdobione w pędzelki uszy poruszyły się, gdy dosłyszał kichnięcie Grzybowej Łapy. Gderliwy, ponury i niechętny do jakiejkolwiek integracji - tak większość klanu postrzegała ucznia. Srocze Pióro nie bardzo wiedział co o tym sądzić, rozmawiał z nim parę razy zaledwie i do tego były to urwane zdania. Westchnął ciężko, przypominając sobie ostatnią rozmowę z nim o... o pogodzie chyba. Już nie bardzo pamiętał o czym gadali, jednak uczucie, które towarzyszyło mu tamtego dnia wróciło, wywracając żołądek wojownika na lewą stronę. Jedyne co spamiętał to zbijające się w jedną, bezpłciową breję marudzenie kocura.
— Hej, Złota Pręgo, możesz się przymknąć?
Ruda kocica wywróciła ślepiami, prychając na białą wojowniczkę. Przy okazji nie omieszkała skomentować tego, jak wielkiego kija w tyłku ma Łabędź.
Sroczek podniósł wzrok, przyglądając się kotce o niewinnym wyrazie pyszczka. Mimo jej nieskalanego wyglądy słyszał kiedyś, jak to potrafi wybuchnąć pełna furii. Skinął lekko łbem, dziękując jej niemo. Ta, w odpowiedzi, uśmiechnęła się słodko do tego stopnia, że bury mógł uwierzyć, iż dostał cukrzycy.
Z ulgą spostrzegł, że ich patrol dobiegał końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz