Miał wrażenie, że stał się stałym bywalcem na cmentarzu klifiaków. Praktycznie codziennie przynosił kwiaty na grób swojej matki i zawsze znalazł coś, co układał na kopczyku należącym do Mysiego Kroku. Nie bardzo rozumiał swoje poczynania a już szczególnie te drobne, miłe gesty skierowane w stronę zmarłego kremowego wojownika. Bury nadal utrzymywał, że to pewnie on był jego ojcem, bo któż inny mógłby nim być?
Czasem ktoś dotrzymywał mu kompanii. Jednym razem był to Dziki Kieł, który przyszedł odwiedzić zmarłego lidera. Nie rozmawiali jednak zbyt wiele. Od kiedy Kalinkowa Łodyga związała się z nim oraz Cętkowanym Rysiem... miał swego rodzaju żal do kocura. Co prawda tłumił swoje uczucia do kotki dość długo, nawet zbyt długo, jednak nie zmieniało to faktu, że było mu przykro.
Nie mówiąc już o tym, że nie mógł zabronić im bycia razem.
Bycia szczęśliwym.
Mimowolnie dystansował kotkę a ta widząc jego ból robiła to samo.
Miał wrażenie, że zrujnował ich przyjaźń, chociaż jakaś część wojownika błagała przodków, by za jakiś czas sprawy wróciły do normy.
Był jeszcze Droździ Trel, podobnie jak on tchórzliwy i bojaźliwy buras, którego istnienie na tym świecie przerastało. Jakoś tak... znaleźli wspólny język a Sroczek z lekkim skrępowaniem przyznał, że... to było miłe. Nie wiedział skąd, jak i gdzie jednak... doceniał jego bliskość. W jakiś dziwny, nieznany mu sposób lubił leżeć obok starszego wojownika po udanym polowaniu czy patrolu.
Przyjemne ciepło rozeszło się po jego ciele, zaraz jednak zostało przegonione przez krople deszczu, które spadły mu na nos.
Jedna, później, druga i trzecia aż deszcz nie rozpoczął się na dobre, mocząc mu futro. Srocze Pióro przez moment siedział otępiały, jednak ostatecznie warunki pogodowe zmusiły go do ruszenia się z miejsca. Łapa za łapą wlókł się w stronę obozu klifiaków.
Nadal ciężko było mu tam przebywać, ilekroć wychodził na jego środek, przed ślepiami miał widok mordowanej z zimną krwią matki oraz przerażonych pobratymców.
Obecnie praktycznie jedynym znanym mu miejscem, które pozbawione było złych wspomnień było leże medyków, które ostatnimi czasy na całe szczęście opustoszało. Większość chorych została uleczona i jedynie co kilka dni Dziki Kieł przychodził na kontrolę swojego zdrowia przez zapalenie ucha, czy też co go tam złapało. Mimo żalu - Sroczek życzył mu jak najlepiej, a już szczególnie by szybko wrócił do zdrowia.
Otrzepał się, przekraczając próg. Zmoczone, długie futro przylgnęło do jego ciała, podkreślając jedynie wychudzoną sylwetkę wojownika. Ten, miauknął ciche "Dzień dobry", witając się z Cichą Kołysanką. Koteczka skinęła mu głową na powitanie, wracając do wymieniania legowisk wraz ze swoją siostrą - Gawronim Skrzydłem.
Srocze Pióro poruszył uszami, wchodząc głębiej do ciepłej nory.
— J-j-jest B-b-bluszc-czyk?
Jego ciche miauknięcie zwróciło uwagę kotek, które na moment oderwały się od swojej pracy. Czasem bury miał wrażenie, że tortie minęła się z powołaniem i również powinna skończyć jako medyczka, szczególnie, że ostatnimi czasy spędzała naprawdę dużo czasu u medyków, nawet więcej aniżeli on.
— Tak, jest w środku, bada Lamparcią Łapę.
Gawron wskazała łapą na kolejną część leża medyków. Dokładniej na tą, gdzie ulokowane były ich posłania oraz przejście do składzika. Co prawda trochę zdziwiło go to, że akurat tam jego brat bada pacjenta, jednak nie zamierzał kwestionować kompetencji liliowego. Pewnie zrobił to przez chwilową wymianę legowisk pacjentów.
Postanowił zaczekać aż brat skończy badanie.
— A, jeszcze jedno...
Nastawił uszu, spoglądając na siostry.
— T-tak?
— Droździ Trel pytał o ciebie.
Na słowa Cichej Kołysanki serce zabiło mu jakoś tak szybciej.
Wyleczeni: Dziki Kieł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz