Serce niemalże mu stanęło, gdy został wychowany na środek. Miał zostać mentorem, znowu! Srocze Pióro całym sobą, dosłownie nawet najkrótszym włosem czuł, że nie nadaje się do tej roli. Podkulił pod siebie ogon i będąc wręcz zmuszonym przez ponaglający wzrok tłumu - ruszył przed siebie.
Wiewiórcza Łapa podskoczył w miejscu a jego ogon zafalował. Rudzielec sprawiał wrażenie pełnego zapału oraz energii ucznia, co jeszcze bardziej przeraziło burego.
"Pewnie będzie zadawał dużo pytań"
Chcąc czy nie, zetknął się z nim nosem, wymuszając sztuczny uśmiech na swój pysk. Odetchnął z ulgą, gdy rudzielec jak na skrzydłach poleciał w stronę rodzeństwa, pusząc się z dumy.
Tym razem, uśmiechnął się szczerze.
Słabo, acz szczerze.
* * *
Poniósł wzrok znad nagrobka matki, poruszając nerwowo ogonem. Przyszedł prosić ją o radę, jednak... co mogła odpowiedzieć mu jedynie kupka piachu i kilka badyli?
Spochmurniał, pociągając nosem. Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, niemalże brutalnie zmuszając go do powrotu do obozu, gdzie zapewne czekał już na niego uczeń. Bury był zmęczony, czuł się jak wrak kota, niemalże codziennie powstrzymywał łzy w ciągu dnia, dając upust emocjom podczas wieczornych napadów płaczu, podczas których przyciskał do swojego pyszczka mech.
Widząc skąpane w promieniach słońca ognisto-rude futro, westchnął ciężko. Znowuż miał wrażenie, że zawaliły się na niego wszystkie problemy świata. Potarł pysk, pociągając nosem.
— W-witaj, W-wiewiórcza Ł-łapo.
Uczeń podskoczył w ekscytacji, wybiegając mu na spotkanie.
— Cześć, Srocze Pióro! — poruszył wąsami, uśmiechając się przyjaźnie — Droździ Trel o ciebie pytał, to coś ważnego?
Zesztywniał, odruchowo wbijając pazury w grunt. Drozd pytał o niego? Zaśmiał się nerwowo, poruszając niespokojnie końcówką ogona, która drgała w rytm jego tików.
W duchu skarcił się za swoje tchórzostwo, pewnie bury chciał zapytać, czy idzie na dzisiejszy wieczorny patrol. Przecież... przecież byli przyjaciółmi, tak?
— Srocze Pióro?
Pokręcił łbem, spoglądając na ucznia, o którego istnieniu zapomniał.
— T-tak... t-tak... T-to n-nic w-ważn-nego... P-po p-prostu m-miałem z n-nim porozmawiać — miauknął cicho, plącząc się we własnych słowach. Wiewiór przyglądał mu się ze zmarszczonym nosem, jakby nie do końca mu wierzył. Sroczek odruchowo odwrócił wzrok, czując świdrujące spojrzenie ucznia na sobie. Jeszcze trochę i by mu dziurę w brzuchu wywiercił. Co jak co ale nie miał dzisiaj nerwów na to wszystko.
Jakby kiedykolwiek je miał...
— Tooooo... — pręgus podrapał się po brodzie, jakby zamyślając — CO DZISIAJ ROBIMY!? — wykrzyknął. Mentor chłystka aż podskoczył, wydając z siebie niekontrolowany pisk, zastanawiając się cóż takiego on mu zrobił.
— A m-może... t-ty w-wybier-rzesz d-dzisi-iaj...? — zaproponował markotnie. Nie miał siły ani ochoty wymyślać, szczególnie dzisiaj. Miał więc nadzieję, że Wiewiórcza Łapa zdecyduje. Jego propozycja chyba przypadła do gustu młodemu uczniowi, jego ślepia błysnęły pełne ekscytacji.
< Wiewiór? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz