Pierwszy Brzask zadawał sobie to pytanie wiele razy i odpowiedź zawsze brzmiała nie. A jednak wciąż do niego wracał. Czuł taką potrzebę, jakby odwiedzenie zmarłego miało pomóc mu nadrobić stracony czas. Rozgrzeszyć z jego głupoty.
Cóż, w końcu, trochę wbrew sobie, podjął decyzję. Na sztywnych ze stresu łapach ruszył w stronę skrawku lasu, w którym Klifiaki grzebały zmarłych.
Mimo swojego przeznaczenia, miejsce było pełne życia. Ptaki ćwierkały, ciesząc się z promieni słońca, nieśmiało prześwitujących przez gałęzie. Kątem oka dostrzegł niknącą w zaroślach rudą kitę spłoszonej przez niego wiewiórki.
Odetchnął głęboko.
Podszedł bliżej i… zamarł. Przy grobie Mysiego Kroku ktoś stał. Kojarzył burego tylko na tyle, by wiedzieć, że był jednym z wojowników. Imię… Sroczy…?
Już miał się wycofać, kiedy kocur się odezwał.
– J-ja… – urwał, widocznie nie potrafiąc znaleźć właściwych słów. – S-szkod-da, ż-że n-nie z-znałem c-cię lep-piej...
Pierwszy Brzask naprawdę chciał zostawić go samego, ale nie potrafił. Wpatrywał się w kocura szeroko rozwartymi ślepiami. Stał nad grobem Myszka. Odwrócił wzrok. Mimo wszystko nie powinien tego słyszeć. Uniósł łapę…
– …T-tato.
Jego serce na moment stanęło. Nieświadomie wbił pazury w leśną ściółkę. To otrzeźwiło kocura. Klifiak posłał mu przerażone spojrzenie.
– P-przep-praszam... j-już s-stąd i-idę…
– N-nie – zdołał tylko wydukać. Zielone ślepia spojrzały na niego zaskoczone. – Ja tylko… Nie chciałem ci przeszkadzać, Srocza…
– S-Srocze Pióro – odparł odruchowo kocur. Cętkowany skinął głową.
– Srocze Pióro – poprawił się. Zapadła cisza. Po głowie Pierwszego Brzasku kołatało się tylko jedno pytanie. To nie była jego sprawa, ale nie potrafił odejść nie mając odpowiedzi. Przełknął ślinę.
– Mysi Krok… naprawdę był twoim ojcem?
<Sroczku? Wspominki rodzinne? :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz