*wydarzenia z opowiadania mają miejsce przed akcją w kw*
Promienie bladego słońca przedostającego się przez korony drzew dosięgnęły obozu Wilczaków. Parka czarnych kruków spoczęła na pniaku jednego z wielu wyrastających na ich terytorium roślin.
Czarny van wbił niebieskie ślipia w wypatrzonego sobie kruka. Podszedł dwa kroki wprzód, w gęstwinach wysokich traw. Tylne łapy zaorały ziemię i wojownik wyskoczył, przygniatając ofiarę łapami i wgryzając się w jej tętnicę.
Towarzysz czarnego ptaka natychmiast odleciał.
— Więcej ptaków płoszysz, niż na nie polujesz. — warknęła Mała Róża.
Mroczny Omen uśmiechnął się, choć jego usta nie były widoczne dla kocicy. Była impulsywna i potrafiła powiedzieć, niemniej nie przejmował się jej szorstkim tonem. Na jego twarzy widniała po prostu obojętność, gdy pazurem przegrzebał pióra kruka.
Kruk.
Z pewnością niewygodne stworzenie, którego należy szanować, ale nie mu ufać. Kruk symbolizował chorobę, zarazę czy wojnę. Podobnie jak wrony, zwykł żywić się ciałami najsłabszych poległych.
W kulcie, do którego należał niegdyś, przed atakiem grupy borsuków, kruki również stanowiły jakąś symbolikę dla pojedynczego boga, w którego między innymi wierzyli. A bogów było mnóstwo. I chociaż przyjmował, jak działają klanowe reguły, nigdy nie przyjąłby wiary w Klan Gwiazdy.
— A ty? Co upolowałaś, Mała Różo? — miauknął chłodno Mroczny Omen, gdy wojownik obrócił się ku towarzyszce i spojrzał jej w oczy.
Kotka prychnęła.
— Nic, bo wszystko przepłoszyłeś.
Kocur się uśmiechnął.
— A ja upolowałem dość dużego kruka, Mała Różo. — ton jego głosu wciąż był spokojny.
Mała była ciekawą osobą. Chciał zmusić ją do dłuższej dyskusji, skoro byli już razem na patrolu.
— Wow, na Klan Gwiazdy, więc to jedyna umiejętność, którą posiadasz? — prychnęła szorstko. — Zresztą czego tu się dziwić po takim kocurze jak ty.
Mrok zaśmiał się cicho. To dość ciekawe, że takie słowa wylatywały z ust kotki, która w rzeczywistości była kocurem. Miał szczerze gdzieś, za kogo ktoś się uważał. Ten przypadek był jednak trochę inny.
Wojownik podszedł do kotki od tyłu w chwili, gdy się odwróciła.
— Próbuję tropić. Odwal się! — warknęła.
— Niepodważalnie odważna z ciebie kotka. Prawdziwy okaz wyższości kotek nad kocurami.
Powiedział tak, bo chciał zobaczyć jej reakcję. Ta wydawała się zaskoczona, ale szybko ukryła ten wyraz twarzy.
— I co chcesz osiągnąć takimi komentarzami? — parsknęła. — Tylko robisz z siebie durnia.
— Jesteś dość duża. — stwierdził, a potem zniżył wzrok ku jej łapom. — Masz duże łapy.
Ta na początku zdawała się nie rozumieć, o co mu chodzi, a później jej pysk przeszył gniew.
— Gówno ci do tego, jaka jestem — warknęła. — Zamknij swój mysi móżdżek i wracajmy do polowania!
— Niestety wypłoszyłem całą zwierzynę. — miauknął były uczeń Jastrzębiej Gwiazdy ze stoicką obojętnością w głosie, cytując poprzednią wypowiedź Małej.
— Zawsze jesteś tak cholernie głupi i irytujący? — syknęła, kładąc uszy. — Przyrzekam, że wydrapię ci oczy, jeśli powiesz choć jedno słowo więcej!
Van spojrzał na nią z ukosa błękitnymi oczami.
— Och, a co ja robię? — miauknął.
Mała Róża wyglądała, jakby była o krok od odgryzienia swojej łapy z irytacji. Odwróciła się z prychnięciem.
— Wracajmy do obozu — warknęła.
— Wygląda na to, że wrócisz z pustymi łapami. — odparł, by jeszcze bardziej ją zirytować. — Przykro mi.
Mroczny Omen bez słowa wziął w pysk swojego kruka i odszedł, pozostawiając wojowniczkę samą. Rozmowa była ciekawa, musiał przyznać, a zdenerwowanie Małej nie było trudne; wystarczyło być kocurem. Albo stwierdzić, że ona nim jest.
* * *
Van wrócił do obozu i odłożył swojego kruka na stertę. Spotkał się z miauknięciem Wydrzego Lasu.
— Ty go upolowałeś?
— Tak. — odparł z obojętnością wojownik, gdy nawiązał kontakt wzrokowy z Wydrą.
Wydrzy Las oblizał wargi.
— Mięso kruka smakuje pysznie. Ale to wielkie i natrętne ptaszyska. — burknął ponuro. — pewnie i tak nas kiedyś pożrą.
Wojownik jak zwykle wciąż miał czarne scenariusze towarzyszące każdej sytuacji.
— No nic. Dzięki ci, że to przyniosłeś. — miauknął Wydrzy Las, nim chwycił kruka za skrzydło i zaczął nieść go w kierunku pobliskich krzaków.
Niebieskooki z wysoko uniesioną brodą wziął zwierzynę ze sterty, by zacząć jeść. Usiadł w cieniu, gdy jego zęby zatopiły się w myszy. Czarno-biały egoista leżał w samotności i nie widział potrzeby, by dołączać do innych. Zwłaszcza do tych, z których nie było dla niego żadnych korzyści. W jego sercu narastał powoli gniew na durne rodzeństwo, które wciąż mazgaiło się w legowisku uczniów.
Mroczny Omen nie zdziwił się, gdy zobaczył Kuriozalną Łapę wracającego z patrolu i ruszającego w kierunku brata.
Źrenice kocura wymownie uniosły się w górę.
— Cześć, Omenie! — miauknął Kuriozum.
— Co robiłeś na patrolu? — odparł kocur chłodno i bezceremonialnie. Na pysku Kuriozalnej Łapy zalśniło zdziwienie.
— To, co się robi na patrolu. Patrolowałem granice. — miauknął niepewnie.
— Ile masz księżyców? Wciąż trenujesz?
Brat spuścił wzrok.
Mroczny Omen poczuł dziwną satysfakcję. Uszczęśliwiało go wahanie i wyrzuty sumienia towarzysza.
— Nie ma się czym martwić, Kuriozalna Łapo. Najwyżej Jastrzębia Gwiazda wygna was z klanu, jeśli będziecie się ociągać — Mrok ziewnął przeciągle i odszedł od kocura, pozostawiając go ze swoimi zmartwieniami.
Nie na rękę było mu interesować się jego życiem. Było nudne, monotonne i tak samo żałosne, jak reszty jego "ukochanego rodzeństwa". Byli bezużyteczni i nie potrafili ukończyć szkolenia wcześniej od niego. Niszczyli reputację sekty. Koty z niej powinny budzić strach, a nie litość.
*
Kolejny patrol. Zgłosił się na niego tylko po to, by nie siedzieć bezczynnie w obozie. Szedł z Wróblowym Skrzydłem i Sennym Pyskiem ku granicy Klanu Klifu. Wojownicy zdawali się być zamknięci we własnej bańce myśli. I podobało mu się to. Nie musiał słuchać narzekania Sennego Pyska i jąkania Wróbla.
— Czuję patrol Klanu Klifu — syknęła Senny Pysk.
— Jest stary. Z wczorajszego świtu. — odparł niewzruszenie Mroczny Omen, gdy pociągnął nozdrzami, wchłaniając pobliskie zapachy.
— Nie pytałam cię o zdanie — odparła wojowniczka.
— Przykro mi to stwierdzać, niestety nie musisz mnie o nic pytać. Mam prawo wyrazić swoje zdanie. — miauknął.
Kotka położyła uszy.
— Niech ci będzie.
— C-czy możemy już wracać? — wyjąkał cicho Wróblowe Skrzydło. Jego łapy drżały nad twardym gruntem.
— Musimy jeszcze sprawdzić granicę z Klanem Nocy. — miauknął Mroczny Omen. Prowadził patrol, więc nie było problemu, by razem z dwójką towarzyszy przeszedł na granicę z Nocniakami. Woń ryb i wody roznosiła się gdzieś w oddali. Van zaznaczył zapachy Klanu Wilka na granicy.
*
Po powrocie do obozu zajrzał do żłobka, niosąc w pysku piszczkę. Chciał zobaczyć, czy Kuriozalna Łapa wrócił z treningu.
Poza tym słyszał, że ostatnio Irgowy Nektar również dołączyła do kociarni.
Gdy wszedł, oprócz śpiących kociąt i Irgi w kociarni nie było nikogo. Sosnowa Igła najpewniej poszła coś zjeść na świeżym powietrzu. Różanej Słodyczy również brakowało.
— Właśnie dlatego kocięta powinny być posłuszne Mrocznej Puszczy, a nie Klanowi Gwiazdy. — prychnęła cicho Irgowy Nektar.
— Mrocznej Puszczy? — miauknął Mroczny Omen w wejściu. Na zewnątrz był mróz. W środku żłobka panowało większe ciepło.
Kotka skierowała na niego wzrok.
— Och, witaj, Mroczny Omenie — głos karmicielki zmienił się diametralnie. Uśmiechnęła się ciepło na jego widok.
Musiał przyznać, brzmiała przekonująco.
— Mało wiem o Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd. — stwierdził pustym głosem. I nie kłamał. Mówiono mi tylko o Klanie Gwiazdy. Wychwalano przodków. Świetlista Dusza dużo mu o tym mówiła.
— To miejsce, do którego trafiają złe koty. W klanie wierzymy w istnienie jego i Klanu Gwiazdy. — wytłumaczyła wciąż ciepłym i pogodnym głosem. — Ty pochodzisz z sekty, prawda?
— Najwyraźniej. — odparł spokojnie. — uczono nas o bóstwach.
— I znasz je wszystkie?
— Być może.
Kotka spojrzała na niego ukośnie, śmiejąc się pod nosem.
Kocur utkwił wzrokiem w jej oczach. Chciał wyciągnąć z nich wszystko, co drzemało w jej środku.
— Klany wydają się mieć własne wierzenia. I własny kodeks moralny. — stwierdził w końcu, grzebiąc pazurem w podłożu legowiska. Nie chciał mówić zbyt wiele o sobie i o swojej historii.
— Zgadza się.
— Świetlista Dusza mówiła mi, że Klan Gwiazdy panuje nad pogodą. Że to nasi przodkowie.
— Wierzysz w Klan Gwiazdy? — spytała.
— To względne. — miauknął. — czy wasi przodkowie mają mi coś do zaoferowania, oprócz faktu, że będę umarlakiem? Moi bogowie nagradzają tych, którzy dla nich walczą.
— Więc wierzysz... W bogów?
Mroczny Omen nie odpowiedział. Gdzieś za jego plecami zaćwierkały ptaki. Czarny ogon unosił się wysoko w górze, drgając lekko podczas rozmowy.
— Ładna dziś pogoda.
Irgowy Nektar parsknęła śmiechem, ale nie naciskała.
— Jak na fakt, że jest pora opadających liści.
Jedno z kociąt nagle kichnęło. Obudzone, potarło łapą nozdrza. Modliszka.
Kotka spojrzała przeciągle na dwójkę dorosłych. Prychnęła pod nosem.
— Czemu się patrzycie?
Wojownik się uśmiechnął. Sądził, że Klan Wilka miał szczególną tendencję do bycia nazbyt miłym i uczuciowym; a utwierdzały go w tym przekonaniu uwagi innych, starszych wojowników, którzy opowiadali, jak Klan Wilka wielokrotnie otrzymywał łatkę tego słabego.
Cieszył się, że chociaż mały ułamek klanu miał krztę rozumu. Tak naprawdę jedynie jego mentor, Jastrzębia Gwiazda, zaciekawił kocura swoim nieszablonowym rozumem i nastawieniem, które nie opierało się na byciu miłą, naiwną bułką.
Jego lojalność wobec Klanu Wilka mógł podważyć z łatwością. Nie był przywiązany ani do klanu, ani do tutejszej wiary, ani kotów. Póki co, uważał, że wyjątkowo mu się tu poszczęściło. I prędko nie zmieniłby tego przekonania.
— Długo spałaś, Modliszko. — miauknęła Irga, przeciągając się.
— Gdzie jest Sosnowa Igła? — kocię zignorowało zdanie królowej.
Dziwił się, że to kocię pytało o tak opryskliwą osobę, jaką jest Sosna. Ale nie komentował. Chciał posłuchać rozmowy do końca.
— Wyszła, poszła coś zjeść — odparła Irga.
— To dobrze. — odparła wyniośle Modliszka. Jej futro było czyste i zadbane. Unosiła brodę z gracją.
— Nie lubisz jej?
— Nie lubię, gdy traktuje każdego wyzwiskami. — odparła spokojnie Modliszka, trzepiąc uszami.
— Też za tym nie przepadam — wtrąciła Żonkil cicho. Przekręciła się na bok, już obudzona.
Mroczny Omen przebiegł wzrokiem przez legowisko. Zatrzymał się na Irdze. Ciekawiła go. I z pewnością uważał, że nie była tak nudna i bezwartościowa, jak większość klanu.
— Nie będę przeszkadzał — miauknął kocur zimno. Udało mu się nawiązać kontakt wzrokowy z Irgowym Nektarem, nim wyszedł.
Dzień był długi. Kot miał zamiar jeszcze z niego skorzystać.
Trening z Jastrzębią Gwiazdą nauczył go pilnowania własnych umiejętności i rozwijania ich. Wyrachowany van korzystał z faktu, iż teraz wojownicy częściej utrwalali umiejętności w walce. I chciał poćwiczyć.
Walka.
Coś, co napawało go dumą i satysfakcją, nawet, gdy była tylko ćwiczeniem. Gdy nie używano do niej pazurów.
Wypatrzył sobie jakiegoś kota z tłumu. Zaproszenie kogoś do ćwiczeń walki wydawało się rozsądnym sposobem spędzenia czasu.
Senny Pysk.
Ona wydawała się wręcz idealną kandydatką. Chciał dowiedzieć się, czy wykorzystywała w walce spryt i inteligencję, czy siłę. Z ujmą na jej honorze, sądził jednak, że tego drugiego jej brakowało.
Z wysoko uniesionym pyskiem i tym samym zimnym, obojętnym spojrzeniem podszedł do wojowniczki. Ta odwróciła się, świdrujący go wzrokiem.
— Masz ochotę poćwiczyć walkę? — miauknął chłodno.
Kotka parsknęła.
— Skopię ci zad prędzej, niż na mnie spojrzysz.
— Zatem sprawdźmy, czy masz rację. — odparł van, nie spuszczając z niej oczu.
Wojowniczka przyjęła pozycję gotową do ataku. Błękitnooki ustał naprzeciw niej. Oblizał wargi, gdy czekał na pierwszy ruch. Jego łapy stanęły w lekkim rozkroku, ogon zesztywniał. Patrzyli sobie w oczy. Czekali, aż ktoś wykona pierwszy ruch.
Niektórzy klanowicze wychodzący z obozu ustali na chwilę, by popatrzeć, jak dwójka młodych wojowników ćwiczy swoje umiejętności waleczne.
To powinno być podstawowe zajęcie. Nie rozumiał, dlaczego w innych klanach utrwalano jedynie sztukę polowania po mianowaniu na wojownika.
Zaczekał na jej ruch. Podejrzewał, że będzie próbowała zaatakować jego łapy, by mieć nad nim przewagę, gdy zacznie poruszać się wolniej.
Jego intuicja w tym wypadku zawiodła. Wojowniczka skoczyła w górę, odbijając się na tylnych łapach. Mroczny Omen odbił się od ziemi w chwili, gdy ta była już bliska wylądowania na jego grzbiecie. Łapami bez wysuniętych pazurów przesunął po jej grzbiecie, sprawiając, że kotka odepchnięta przewróciła się. Korzystając z tej przewagi, biało-czarny od razu rozpoczął szarżę, ale kotka zdążyła podnieść się i zbić go z łap. Gdy kocur przewrócił się na grzbiet, ta przygwoździła go do ziemi, obnażając kły.
Mroczny Omen rozluźnił ucisk. Widząc, że młody wojownik zaprzestał oparcia, kotka również rozluźniła mięśnie, co było błędem, podpowiadającym jej przez instynkt. Uznała, że się poddał, ale wciąż walczył. Korzystając z jej nieuwagi, przewrócił się na grzbiecie i odepchnął ją mocno tylnymi łapami. Gdy starała się podnieść, wykorzystał okazję i przygwoździł ją łapą.
Patrząc sobie w oczy, siłowali się. On przyciskał ją mocno do gruntu, a ona z naprężonymi mięśniami starała się go odepchnąć. Kocur zbliżył się zbyt blisko, przez co dostał dość bolesnego kopniaka w brzuch. Syknął z bólu, ale nie zaprzestał walki.
Gdy kotka przestała walczyć, odczekał pięć uderzeń serca, nim odsunął łapę. Wygrał ten pojedynek.
Za drugim razem nie poszło mu jednak równie dobrze. Popełnił błąd, atakując nie od góry, lecz od dołu, przez co wojowniczka szybko odepchnęła go łapami i powaliła na ziemię. Cóż, mieli remis. Obie rundy były męczące dla walczącej dwójki.
Wojownik przeszedł obok niej, ostentacyjnie zaczepiając koniuszkiem swojego ogona o jej pysk. Ta prychnęła.
— Pierwsza walka była po prostu niesprawiedliwa. Nie wiedziałam, że zaatakujesz!
— Jestem skłonny podziękować za walkę. — odparł spokojnie Mroczny Omen.
Wojowniczka zdawała się być obrażona na to, że wojownik wciąż utrzymywał zrównoważony i spokojny ton głosu.
Dostrzegł Gepardzią Cętkę, który wracając z patrolu łowieckiego i odkładając zwierzynę na stertę, podszedł do Mrocznego Omena, rzucając mu spokojne spojrzenie. Starszy wojownik uśmiechnął się lekko.
— Dobrze sobie poradziliście, Mroczny Omenie. — miauknął. Jego wąsy zadrżały. — Cieszę się, że mamy tak silnych młodzików w klanie.
Van kiwnął łbem.
— Staram się. — odparł spokojnie.
Nie chciał się rozwodzić. Nie lubił mówić zbyt dużo. Mówił tyle, ile uważał za potrzebne.
Gepardzia Cętka opuścił go, dołączając do paru znajomych twarzy.
Kocur zauważył Sosnową Igłę, wracającą z legowiska wojowników. Karmicielka prychnęła coś pod nosem, kierując się do żłobka. Jej ogon bił, zirytowany czymś, czego wojownik nie dostrzegał. Ciekawe, co ją tak zdenerwowało.
Podszedł do niej, nim weszła od żłobka.
— Co się stało, Sosnowa Igło? — spytał. Jego ton głosu pozostawał obojętny. Nie chciał dodawać do niego nuty troski, by Sosna wiedziała, że nie rozmawia z kimś rozczulającym się nad byle pierdołą.
— Chabrowy Szept się stał — warknęła, bijąc ogonem. — Mam go dość.
Bez żadnych skrupułów weszła do środka kociarni, nie mówiąc niczego więcej. Wojownik uniósł głowę. W zasadzie cieszył się, że kotka nie zaczęła go wyzywać. Miałby ubaw, ale prędzej by się zirytował.
Miał okazję dołączyć do grupy paru rozmawiających wojowników, w tym Świetlistej Duszy, Liściastego Krzewu i Rozkwitającego Pąka. Dołączył do nich wyłącznie dlatego, że chciał posłuchać rozmowy. Przez cały czas siedział wyprostowany, z pewną siebie postawą i zimnym wzrokiem, nie odzywając się ani słowem. Zrobił to dopiero, gdy temat zszedł na coś, co bardziej go interesowało.
— Mam wrażenie, że teraz wojownicy faktycznie częściej ćwiczą walkę. — miauknęła Rozkwit. — Jastrzębia Gwiazda zrobił dobrze, wprowadzając te zmiany.
— Być może to umocni nasz klan. — odparła pogodnie Świetlista Dusza. — Nigdy nie wiadomo, co nas zaskoczy. Już zwłaszcza, że zbliża się pora nagich drzew.
Liściasty Krzew mruknął z niezadowoleniem, a jego pazury wysuwały się i wsuwały. Jego postawa również była dumna i wyprostowana i Mroczny Omen podejrzewał, że kocur chciał sprawiać wrażenie jak najbardziej wyrafinowanego. Czasami van ciekawił się szylkretem. Przynajmniej dopóki nie podkreślał, jak lepszy jest od każdego; wtedy nie był zbyt sugestywny.
— Myślę, że drobne zmiany są korzystne dla klanu. — wtrącił Mroczny Omen, i nie musiał nawet udawać. Klan Wilka zdawał się być silny. Miał nadzieję, że w praktyce również się to zdaje.
*
Ułożył się do snu. W legowisku wojowników byli już prawie wszyscy. Większość z nich już spala. Niektórzy jeszcze leżeli, rozmawiając ze sobą czy próbując zasnąć.
Mroczny Omen położył się. Przed snem miał okazję wymienić parę zdań z kilkoma wojownikami. Ten dzień był wyjątkowo męczący i z satysfakcją powitał odpoczynek, który czekał na niego w legowisku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz